Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dożywocie za okrutne morderstwo. Sąd: Tego człowieka trzeba izolować na zawsze

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Dożywocie i 25 lat więzienia za dwie brutalne zbrodnie w wieżowcu przy ul. Okulickiego na Zakrzowie. Sprawcy myśleli, że pozbawili życia dwie ofiary, ale jedna cudem przeżyła. W opisie zbrodni jest bicie pięściami i młotkiem, rany zadawane nożem w szyję i nacinanie ciała szkłem z rozbitego wazonu. Krzysztof R. - 50-letni recydywista – usłyszał najwyższą możliwą w Polsce karę. O przedterminowe zwolnienie może się starać dopiero po 30 latach. - Społeczeństwo może się czuć bezpieczne tylko wtedy kiedy oskarżony będzie całkowicie odizolowany – mówił sędzia Zbigniew Muszyński.

Drugi oskarżony – 21-letni Radosław Sz. - też jest zdemoralizowany, ale sąd uznał, że jest jeszcze dla niego szansa na poprawę. Stąd 25 lat więzienia. - Też bardzo surowy wyrok – podkreślił sędzia. Po 15 latach Radosław Sz. będzie mógł prosić o przedterminowe zwolnienie. Wyjaśnienia Radosława Sz. bardzo przyczyniły się do ustalenia tego, co zaszło 7 listopada 2014 roku w mieszkaniu na siódmym piętrze bloku przy ul. Okulickiego we Wrocławiu.

Mieszkali tam bracia Marek i Andrzej K. Obaj niepełnosprawni renciści. Obaj nadużywający alkoholu. Krytycznego popołudnia wypili pół litra wódki i Marek poszedł do sklepu po kolejną flaszkę. Gdy wracał spotkał na korytarzu Radosława i Krzysztofa. Też byli już pijani.

Krzysztof był dopiero kilka miesięcy na wolności. W luty wyszedł z więzienia po 14 latach. Odsiadywał 15-letni wyrok za morderstwo. Radek też miał już konflikt z prawem. Był pod opieką kuratora. A kurator pisał raporty o jego bliskiej znajomości z Krzysztofem, o tym, że starszy mężczyzna ma bardzo zły wpływ na chłopaka. Psychologowie powiedzą później, że miał mu zastąpić nieżyjącego ojca.

Wracający ze sklepu Marek K. zaprosił Radka z Krzyśkiem do swojego domu. Tam na kolejną flaszkę czekał jego brat Andrzej. Pili w czwórkę. Gdy butelka się skończyła, Radek zapytał Andrzeja K. czy ma pieniądze na kolejną butelkę. Nie miał. Wtedy Radek rzucił się na niego, zaczął bić i kopać. Krzysztof dołączył z porwanym ze stołu kuchennym nożem. Najpierw ranił Andrzeja w plecy, a potem zadał cios w szyję. Myślał, że Andrzej nie żyje. Orzekł, że trzeba się pozbyć świadka, czyli brata Marka.

Chciał, by to Radek zadał śmiertelny cios nożem. Radosław Sz. w śledztwie najpierw powiedział, że się nie zgodził, potem zmienił zdanie i przyznał się do zadania śmiertelnego ciosu. Ale sąd uwierzył w pierwszą z podanych wersji wydarzeń. Orzekł, że to 50-letni recydywista zadał ostateczny cios. Ale Radek nie był mniej brutalny. Rozbił na głowie ofiary wazon i kawałkiem szkła zaczął ranić pokrzywdzonego po całym ciele.

Potem zaczęli plądrować mieszkanie w poszukiwaniu pieniędzy. Wreszcie wyszli. Byli przekonani, że są sprawcami dwóch morderstw. Ale Andrzej K. - mimo noża wbitego w szyję - przeżył. Sprawcy narzędzie zbrodni wrzucili do pobliskiej rzeki „Dobrej”. Później znaleźli je tam policjanci. Radek Sz. wpadł trzy dni później. Niedługo potem policjanci zatrzymali Krzysztofa.

Wyrok jest nieprawomocny. Można się od niego odwoływać do Sądu Apelacyjnego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska