Po przeprowadzonej jesienią restrukturyzacji dyspozytorni karetek pogotowia ratunkowego w województwie dolnośląskim pozostały dwie centrale – we Wrocławiu i w Legnicy. Łącznie zatrudniają jedynie 15 pracowników, którzy obsługują połączenia z całego niemal 3-milionowego województwa.
– Nie możemy oszczędzać na systemie, którego zadaniem jest ratowanie ludzkiego życia – mówi Iwo Augustyński z Partii Razem. – Teraz we Wrocławiu dziewięciu pracowników obsługuje prawie 2 mln mieszkańców, a w Legnicy 6 osób przeszło milion. Liczba połączeń wzrosła dramatycznie. Z 30 do 60 tysięcy we wrocławskiej dyspozytorni a w legnickiej z 7 do ponad 18 tysięcy – zaznacza.
Pacjenci oczekują na połączenie alarmowe nawet kilka minut. – Po prostu nie mamy wolnych telefonów, bo wszystkie są zajęte przez dzwoniących. Dla osoby z zatrzymaniem krążenia czy utratą przytomności może skończyć się po prostu tragicznie - zwracał uwagę jeszcze w grudniu Szymon Czyżewski, szef wrocławskiej dyspozytorni pogotowia ratunkowego.
Centralizacja dyspozytorni pogotowia ratunkowego spowodowała także znaczne obciążenie pracowników.
– Większość z nich zmuszona jest do pracy na kontrakcie, często po 48 godzin bez przerwy – zauważa Magdalena Tuła z Partii Razem. – Sam projekt centralizacji uważamy za krok w dobrą stronę, ale te zmiany nie mogą odbijać się na pracownikach ani pacjentach. Restrukturyzacja nie może być pretekstem do zmniejszenia zatrudnienia – dodaje.
W złożonej petycji politycy wrocławskiego oddziału partii zaapelowali do marszałka województwa Cezarego Przybylskiego o zwiększenie ilości stanowisk w dyspozytorniach do poziomu sprzed centralizacji i zapewnienie pracownikom umowy o pracę. To zdaniem działaczy jedyny sposób, by zagwarantować bezpieczeństwo zarówno pracowników, jak i pacjentów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?