Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Naukowcy do prezydenta: Wrocław liderem w niszczeniu zabytków

Redakcja
Na miejscu bezmyślnie zlikwidowanej w latach 90. cukrowni na Klecinie dzisiaj rosną już dwudziestoletnie drzewa. Ten sam los spotkał kilka lat temu cukrownię na Sołtysowicach. Zniknął też elewator przy młynie Sułkowice - wyburzanie tego ostatniego na zdjęciu powyżej w 2013 roku
Na miejscu bezmyślnie zlikwidowanej w latach 90. cukrowni na Klecinie dzisiaj rosną już dwudziestoletnie drzewa. Ten sam los spotkał kilka lat temu cukrownię na Sołtysowicach. Zniknął też elewator przy młynie Sułkowice - wyburzanie tego ostatniego na zdjęciu powyżej w 2013 roku Przemyslaw Wronecki / Gazeta Wroclawska
- Wśród największych miast Polski Wrocław dzierży niestety niechlubną palmę pierwszeństwa w niszczeniu cennych dzieł dziedzictwa cywilizacyjnego - piszą w liście otwartym do prezydenta Rafała Dutkiewicza historycy, profesorowie z Uniwersytetu Wrocławskiego. - Jesteśmy chyba jedynym z dużych miast Polski, gdzie nie zrewitalizowano żadnego większego kompleksu poprzemysłowego, tej miary co Manufaktura Łódzka i Księży Młyn w Łodzi, Stary Browar w Poznaniu czy Fabryka Wódek w Warszawie, a przecież takie założenia mieliśmy jeszcze niedawno w granicach miasta - ubolewają naukowcy i deklarują swoją aktywną pomoc przy ochronie poprzemysłowego dziedzictwa cywilizacyjnego Wrocławia.

Oto cała treść listu otwartego do prezydenta Wrocławia:
Zwracamy się do Pana w sprawie ochrony dziedzictwa cywilizacyjnego Wrocławia.
Wśród największych miast Polski Wrocław dzierży niestety niechlubną palmę pierwszeństwa w niszczeniu cennych dzieł dziedzictwa cywilizacyjnego. Tak było zarówno w czasach PRL, jak i w III Rzeczypospolitej. Dość wspomnieć tylko skandal związany z wysadzeniem w 1975 r. zabytkowych młynów św. Klary, pochodzących z końca XVIII w. Decyzję podjęły ówczesne władze miasta przy akceptacji konserwatora zabytków. Jeżeli okres po 1989 r. przyniósł w tym względzie jakieś zmiany, to przede wszystkim polegały one na nasileniu tego zjawiska. W tym czasie z naszej przestrzeni kulturowej zniknęły cenne obiekty związane z przemysłową funkcją miasta. Nie twierdzimy, że we Wrocławiu nie udało się zrobić nic pozytywnego w tym zakresie, niemniej jednak straty każą nam wyrazić narastające zaniepokojenie.
W ciągu ostatnich dwóch wieków Wrocław i jego mieszkańcy zawdzięczali swój rozwój i dobrobyt w głównej mierze istniejącemu tu przemysłowi. Jeżeli popatrzymy na mapy miasta z XX w., to łatwo możemy dostrzec jak duże przestrzenie zajmowały tereny przemysłowe. W ich obrębie powstawały cenne zespoły architektury przemysłowej wpisujące się w specyfikę Wrocławia i jego krajobraz kulturowy. W tej chwili zostały z tego jedynie smętne resztki.
Współcześnie raczej nie mamy problemów z przekonaniem kogokolwiek do potrzeby ochrony obiektów sakralnych i rezydencjonalnych, nawet tych z drugiej połowy XIX w. i początków następnego stulecia. Spora część np. budowli neogotyckich z tego czasu, a nawet późniejszych słusznie objęta została opieką konserwatorską, podlega też kosztownym pracom renowacyjnym. Coraz skuteczniej chronimy również pochodzące z tego samego okresu założenia parkowe, nawet te dość mocno przekształcone lub zdewastowane. Spotyka się to na ogół ze społeczną akceptacją. To oczywiście bardzo dobrze. Gdy idzie natomiast o architekturę użytkową, (obiekty sportowe, mieszkalne, a przede wszystkim przemysłowe) legitymujące się nierzadko nawet starszą metryką, o wiele trudniej uświadamiamy sobie i innym konieczność ich ochrony. Raczej próbujemy wyprzeć ze swojej świadomości fakt, iż był to bardzo istotny fragment naszej cywilizacji. Przecież wokół tego, co umownie określamy kategorią pracy koncentrowała się znacząca część naszego życia. Takie miejsca jak fabryki, warsztaty rzemieślnicze, gospodarstwa rolne, gazownie, elektrownie itp. oraz miejsca rekreacji i zmagań sportowych w ogromnym stopniu decydowały o tym jak wyglądała nasza codzienność. Współdecydowały o naszym sukcesie w wymiarze indywidualnym i zbiorowym. Rodzi to konieczność, a nawet obowiązek zachowania dla następnych pokoleń tej części spuścizny materialnej poprzedników, bez względu na różnorodne trudności z tym związane. Tymczasem zarówno wśród decydentów, jak i szerzej elit społecznych nie zawsze spotkać się można ze zrozumieniem i akceptacją dla działań związanych z ochroną dziedzictwa materialnego dotyczącego szeroko pojętej sfery pracy.
W ten sposób w ostatnich dekadach z naszego otocznia zniknęło wiele cennych zespołów architektury użytkowej. Na miejscu bezmyślnie zlikwidowanej w latach 90. cukrowni na Klecinie dzisiaj rosną już dwudziestoletnie drzewa. Ten sam los spotkał kilka lat temu cukrownię na Sołtysowicach. Zniknął też elewator przy młynie Sułkowice. Mimo zaangażowania wielu osób i konkretnych alternatywnych projektów nie udało się ochronić przed rozbiórką cennego zespołu rzeźni przy ul. Legnickiej. Niepowetowane straty przyniosła rozbiórka wartościowych historycznie obiektów ZNTK oraz słodowni przy Browarze Piastowskim. Posiadała ona cenne wyposażenie z przełomu XIX i XX w., chyba bardziej wartościowe aniżeli to, którym dysponuje Muzeum Browaru Żywiec, wpisane na listę Europejskiego Dziedzictwa Przemysłowego. Nawet w tej chwili trwa wyburzanie nieczynnej piekarni „Mamut” przy ul. Sienkiewicza. Oczywiście postęp wymaga zmian, nie muszą one jednak oznaczać barbarzyńskiego pozbywania się spuścizny poprzednich pokoleń. W Europie od dziesięcioleci wypracowane zostały metody rewitalizacji różnego rodzaju architektury przemysłowej. Trudno zrozumieć dlaczego we Wrocławiu sięga się po nie tak rzadko. Nawet taki obiekt jak huta może stać się cenną atrakcją przyciągającą rzesze turystów. Dowodem na to jest choćby zabytkowa huta Völklingen w Zagłębiu Saary, wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Jesteśmy chyba jedynym z dużych miast Polski, gdzie nie zrewitalizowano żadnego większego kompleksu poprzemysłowego, tej miary co Manufaktura Łódzka i Księży Młyn w Łodzi, Stary Browar w Poznaniu czy Fabryka Wódek w Warszawie, a przecież takie założenia mieliśmy jeszcze niedawno w granicach miasta.
W poprzednim roku zabieraliśmy głos w sprawie szkodliwych pomysłów stworzenia zabudowy mieszkalnej w obrębie kompleksu Stadionu Olimpijskiego, który był jedną z wizytówek Wrocławia zarówno do 1945 r., jak i w czasach PRL. O jego wartości współdecydują walory zarówno metrykalne (obiekt prawie stuletni), jak i różnorodność aren sportowych i rekreacyjnych tam zlokalizowanych. Tego rodzaju obiekty w krajach cywilizowanych są powszechnie chronione. Częściej rozbiórkom podlegają areny sportowe budowane w końcu XX w., aniżeli te starsze. Przykładem tego jest, nieporównywalny z wrocławskim zespołem pod względem wielkości, betonowy tor kolarski z końca XIX w. w Roubaix, gdzie rokrocznie kończy się znany na całym świecie wyścig kolarski Paryż – Roubaix.
Mimo tych niekorzystnych procesów zespół Stadionu Olimpijskiego wciąż przedstawia ogromną wartość. Jest chyba jedynym tak dużym i tak różnorodnym, pochodzącym sprzed niemal stu lat, obiektem sportowym w skali Polski i rzadkim w Europie. Jego położenie, niemal w centrum miasta, predestynuje go do tego, żeby stał się ośrodkiem rekreacji dla mieszkańców stolicy Dolnego Śląska.
Podobnie jest z całym zespołem portowym wraz z elewatorem przy ulicy Rychtalskiej. To już jeden z ostatnich tak dużych zespołów poprzemysłowych w granicach Wrocławia. Teren ten powinien podlegać ochronie. Konieczne jest przygotowanie programu jego rewitalizacji. Należałoby rozważyć możliwość przekształcenia go w centrum, gdzie mogłyby odbywać się duże imprezy plenerowe, np. koncerty. Takie rozwiązania spotykamy w niektórych krajach Europy. Przykładem jest Ferropolis w Saksonii - Anhalt, gdzie utworzono skansen gigantycznych maszyn stosowanych niegdyś w górnictwie odkrywkowym. To unikatowe miejsce odwiedzane jest przez setki tysięcy osób. W monumentalnej industrialnej scenerii często organizowane są imprezy kulturalne, w tym koncerty muzyki młodzieżowej. Obszar wokół elewatora przy ul. Rychtalskiej znakomicie nadaje się na tego rodzaju aranżacje.
Deklarujemy gotowość włączenia się w dyskusje i opracowanie szczegółowych rozwiązań dotyczących ochrony poprzemysłowego dziedzictwa cywilizacyjnego Wrocławia.
Prof. dr hab. Jan Kęsik, Kierownik Zakładu Historii Kultury Materialnej IH UWr.
Prof. UWr. dr hab. Elżbieta Kaszuba, Kierownik Pracowni Dokumentacji Dziedzictwa Kulturowego IH UWr.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Naukowcy do prezydenta: Wrocław liderem w niszczeniu zabytków - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska