Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Ślak: Chcę rozmawiać, ale w innej atmosferze. Bez ciągłych konferencji prasowych

Marcin Rybak, Jakub Guder
17.07.2017 wroclawgrzegorz andrzej slak polski przedsiebiorca prawnik finansista prezes spolki wratislavia biodiesel sagazeta wroclawskapawel relikowski / polska press
17.07.2017 wroclawgrzegorz andrzej slak polski przedsiebiorca prawnik finansista prezes spolki wratislavia biodiesel sagazeta wroclawskapawel relikowski / polska press Pawel Relikowski / Polska Press
Grzegorz Ślak cały czas deklaruje, że chciałby dokończyć prywatyzację Śląska Wrocław. - Wszystko musi się odbyć w innej atmosferze - deklaruje biznesmen.


Po co Panu był ten Śląsk?

Nie „był”, mam nadzieję, że „jest”. Na Śląsk chodzę od siódmego roku życia. To jest moje marzenie, żeby taką spółkę zrestrukturyzować. Dla menedżera nie ma lepszego zadania, jeśli coś jest bliskie sercu. Dlatego mi tak bardzo na tym klubie zależy. Chodzę za nim od 2015 roku. To nie jest moje pierwsze podejście. Piłką żyję od lat i dlatego się tak bardzo o to starałem, chociaż chciałbym powiedzieć, że cały czas się staram. To spełnienie pewnych moich marzeń. To nie jest moja pierwsza przygoda ze sportem. Zdobyłem dwa mistrzostwa Polski z żużlowcami Unii Tarnów, od Tomasza Golloba dostałem złoty medal za doprowadzenie go do mistrzostwa świata. Zrobiłem też transakcję zakupu klubu Dyskobolia Grodzisk, który zmienił swoją nazwę i siedzibę na Polonię Warszawa. Przez pierwszy okres po tej transakcji byłem nawet prezesem Polonii.

Ładnie się tego słucha, ale nie wierzymy w Świętego Mikołaja.

Jest oczywiście kilka rzeczy, które wiążą się z tym biznesowo. Moje firmy produkują biopaliwa, glicerynę farmaceutyczną, spirytusy i znane wódki. To produkty, które są z Wrocławia. Myślę, że byłyby kompatybilne ze Śląskiem Wrocław. WKS jest pięknym nośnikiem reklamowym. Z punktu widzenia biznesowego, to byłoby bardzo dobre. Ktoś, kto nie podchodziłby do zakupu klubu piłkarskiego emocjonalnie, nie starałby się go kupić przez dwa lata i nie był by w stanie włożyć w niego całe swoje serce.

W jakiej sytuacji na dzisiaj jest Śląsk Wrocław?

Fatalnej. Ta spółka wygląda bardzo źle, ale o konkretach nie mogę mówić. Moje twarde warunki wynikały właśnie z tego, że sytuacja klubu jest bardzo, bardzo zła. W szczególności w zakresie ujemnych kapitałów własnych. Ujemne kapitały oznaczają ni mniej, ni więcej to, że strata przewyższa sumę kapitału zapasowego i rezerwowego oraz połowę kapitału zakładowego.

To znaczy, że władze spółki powinny ogłosić upadłość?

To sprawa władz spółki. W takiej sytuacji na pewno trzeba spółkę dokapitalizować. Każdy, kto zna prawo korporacyjne, powinien wiedzieć, jak w takich okolicznościach się postępuje.

Kiedy dowiedział się Pan, że sytuacja Śląska jest tak trudna?

Każdy mieszkaniec Wrocławia wie, że nie sprzedaje się klubu, który jest w świetnej sytuacji finansowej. Zrobiliśmy szczegółową analizę sytuacji klubu, poprzez nasze biuro audytorskie. Mieliśmy na to bardzo mało czasu, ponieważ cała transakcja przebiegała bardzo szybko, co też nie pomagało w rzetelnym jej przeprowadzeniu. Audyt przeprowadziliśmy w dniach od 26 do 29 czerwca. Ostateczne wyniki tego audytu dostałem 5 lipca w godzinach południowych, wcześniej pracowałem na projektach tego audytu. Dlatego też ostateczną moją ofertę pełnomocnicy złożyli w dniu 5 lipca, przesyłając maila dokładnie o godzinie 14.41. To właśnie w tym moim ostatecznym oświadczeniu znalazły się trzy znane warunki, a więc: przez trzy lata kwota dzierżawy za stadion będzie wynosić 1 mln złotych, wszystkie wpływy z biletów meczowych, będą przeznaczone przez trzy lata dla Śląska Wrocław oraz że sponsor tytularny stadionu, którego sam osobiście przyprowadzę, będzie zasilał wyłącznie kasę klubu. W tym miejscu w sposób bardzo wyraźny zaznaczam, że wszystkie te warunki były znane doradcy prywatyzacyjnemu mecenasowi Jackowi Masiocie przed ogłoszeniem wyników konkursu przetargowego, a więc przed godz. 16, 5 lipca. Ja nawet około godz. 15.30 rozmawiałem z Prezydentem Blujem na temat tych warunków. Wiem, że mój pełnomocnik również na temat tych warunków rozmawiał z doradcą prywatyzacyjnym. To oznacza, że wszystkie moje warunki były znane, nie tylko przed ogłoszeniem wyników przetargu, ale również przed posiedzeniem rady miasta (6 lipca), dlatego kompletnie nie rozumiem, dlaczego doradca prywatyzacyjny nie przekazał całości mojej oferty radzie miasta w dniu jej posiedzenia. Jest to dla mnie kompletnie niezrozumiałe.

Ale to bez spełnienia tych warunków zawarł Pan umowę inwestycyjną?

4 lipca parafowany został projekt umowy inwestycyjnej. Jest oczywiste, że wszyscy traktowaliśmy ją jako wstępną, ponieważ nie znałem jeszcze końcowego rezultatu audytu, który przeprowadziłem w spółce. Dlatego miasto, nie tylko nie ma racji prawnej, ale postępuje nieetycznie ze względu na to, że 5 lipca - tak jak powiedziałem wcześniej - przed ogłoszeniem zwycięzcy przetargu, doskonale znało całość mojej oferty, wraz z tymi trzema warunkami o których mówiłem przed chwilą. Zresztą już po zakończeniu przetargu i zaakceptowaniu wyboru przez radę, prowadziliśmy negocjacje co do tych warunków. Dlatego mówienie o tym, że jakakolwiek umowa zawarta przed 5 lipca jest ostateczna, jest nie tylko z prawnego punktu widzenia absurdalne, ale również niedorzeczne, a co najważniejsze - po prostu nieetyczne. Doradca prywatyzacyjny mógł mojej oferty nie przyjąć i zaproponować inne rozwiązanie w czasie negocjacji przed ogłoszeniem zwycięzcy przetargu, ale tego nie zrobił, dalej prowadził negocjacje, które zakończyły się w piątek 14 lipca. Reasumując: gdyby ta umowa z 4 lipca była ostateczna, to w jakim celu miasto prowadziło ze mną dalsze negocjacje do 14 lipca? Mówienie w takiej sytuacji o jakichś roszczeniach sądowych, kiedy prowadzi się negocjacje w zakresie uwag, które przedstawiłem 5 lipca, jest z punktu widzenia prawnego kompletną niedorzecznością. Jeszcze raz podkreślę: 4 lipca parafowałem projekt umowy inwestycyjnej.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Miasto straszy Pana sądem i mówi: kwestie stadionu zostały podniesione już po podpisaniu umowy. Dlaczego tego nie było w umowie?

Tak jak powiedziałem wcześniej - wszelkie warunki mojej oferty były znane doradcy prywatyzacyjnemu przed ogłoszeniem wyników przetargu. Nawiasem mówiąc - to bardzo dobra oferta. Dlatego właśnie zaznaczam, że niektóre wypowiedzi miasta są po prostu nieetyczne - ponieważ pełną wiedzę o mojej propozycji mieli przed ogłoszeniem wyników przetargu, jak również przed posiedzeniem rady miasta. Pytanie jest takie: dlaczego całość oferty nie została przedstawiona radzie miasta? Ale to już należy kierować je do doradcy prywatyzacyjnego. Jeżeli chodzi o kwestie sądu, to jestem głęboko przekonany , że raczej to ja mogę mieć roszczenia do miasta. Oczywiście nie będę zapowiadał jakiejkolwiek drogi sądowej, ponieważ, tak jak w biznesie, tak i tu, ważne jest budowanie wartości dodanej, a nie tylko straszenie się nawzajem sądem. Podsumowując: miasto nie ma żadnych, nawet najmniejszych przesłanek, do tego by wszczynać postępowanie sądowe w stosunku do mnie, dlatego, że znało całą treść mojej oferty przed ogłoszeniem przetargu, a w dalszym ciągu prowadziliśmy rokowania do 14 lipca. Gdyby jakakolwiek umowa była ostateczna to jej podpisanie nastąpiłoby po tej umowie, a nie po jakichś dalszych rokowaniach. To jest przecież oczywiste.

Miasto twierdzi, że Pana warunki spełniło.

I to jest sytuacja, w której mam małe pretensje do Prezydenta Rafała Dutkiewicza. 12 lipca rzeczywiście Pan Prezydent zwołał konferencję, na której ogłosił, że wszystkie warunki oferty, te trzy sławne punkty, zostały spełnione. Będąc w Warszawie dowiedziałem się o tym od dziennikarzy. Wszystkim powiedziałem, że jeśli tak jest, to umowa zostanie zawarta natychmiast. Aneks do umowy został przesłany do moich prawników w dniu konferencji prezydenta o godz. 19.30. Okazało się, że treść nie reguluje w sposób oczywisty kwestii, o których mowa, ale najważniejsze, że w jednym z paragrafów jest zapis o tym, że aneks wchodzi w życie i zaczyna obowiązywać po spełnieniu różnych warunków, w tym między innymi wyrażeniu zgody co do obowiązywania aneksu przez podmioty trzecie, które ze stronami łączą stosunki zobowiązaniowe, w tym w szczególności strony finansujące w odniesieniu do wydzierżawiającego, co powoduje, że strony umowy Śląsk Wrocław i Stadion Wrocław, same zapisały, że aby aneks mógł obowiązywać w porządku prawnym, to te wszystkie zgody organów korporacyjnych muszą być spełnione. Takie zgody są niezbędne, by mówić o skutecznym wypełnieniu wszelkich warunków mojej oferty. Tego po prostu nie było. Pan Prezydent ogłosił 12 lipca, że zgody są spełnione. W czwartek (13 lipca) poinformowałem Pana Prezydenta, że takie zgody są niezbędne, natomiast w piątek (14 lipca) Pan Prezydent niejako sam doszedł do tego stanowiska, ponieważ o godz. 13.30 miasto przesłało niektóre zgody na adres mojej firmy. Niestety była to tylko połowa wymaganych w aneksie zgód korporacyjnych, a więc takich które powodowały, że aneks wejdzie w życie. Generalnie rzecz biorąc, już sam Pan Prezydent przyznaje, że takiej zgody na warunki przedstawione w ofercie nie było, a aneks do dnia dzisiejszego nie wszedł w życie, ze względu na brak zgód formalnych, które by potwierdzały prawnie jego zapisy. Wierzę, że Pan Prezydent powiedział te słowa o spełnieniu moich warunków w wyniku niedopatrzenia i liczę bardzo, że się z tych nich wycofa, ponieważ dokumenty mówią wprost, że nie miał racji. Działania z piątku, czyli dosyłanie połowy tych zgód korporacyjnych niejako potwierdza fakt, że w środę Pan Prezydent nie zauważył, że dla ważności aneksu potrzebne są te zgody. Bez tego aneksu nie mogłem podpisać umowy kupna Śląska, ponieważ byłaby ona dla Śląska Wrocław skrajnie niekorzystna. Pieniądze zainwestowane w Śląsk Wrocław byłyby w dużej mierze przeznaczone na inny podmiot tj. spółkę Stadion Wrocław, a to spowodowałoby, że zainwestowane środki musiałby się zwiększyć nawet do 40 mln zł. To jest zwyczajnie niemożliwe i takiego partnera biznesowego miasto nie znajdzie. Chcę jasno powiedzieć, że te 15 mln, którymi zobowiązałem się dofinansować Śląsk przez pierwsze trzy lata, w pierwszym roku musiałbym przekazać już do końca września 2017. Wymaga tego spłata zadłużenia Śląska, które narastało latami. Do końca roku w klub WKS Śląsk Wrocław trzeba by było łącznie zainwestować 30 mln zł, a więc drugie 15 mln trzeba by zorganizować ze sprzedaży biletów, ze sponsoringu czy też z wpływów od sponsora nazwy stadionu, o której mówiłem wcześniej.

Dobrze, ale to, o czym Pan teraz mówi, nie daje panu drugich 15 mln zł. Daje ledwie kilka.

Działalność menedżerska to nie jest działalność urzędnicza i niektóre środki trzeba zarobić bądź zorganizować. Nie twierdzę, że do końca roku miałbym całe 15 mln zł. Jak ja przyszedłem do tych spółek (Wratislavia i Polmos - przyp. red.), to miały 100 mln długu i nie produkowały. To było w 2011 roku. W tej chwili będą miały 2 mld przychodu i 90 mln zysku. W 2016 roku zapłaciłem ok. 400 mln. zł podatku na rzecz Skarbu Państwa i wszystkie te podatki zostały zapłacone tu, we Wrocławiu. Ja nie jestem urzędnikiem z miasta. Już jakieś biznesy zrobiłem. Owszem - nie ma żadnej pewności, że byłoby 15 mln zł. Do stadionu musiałbym dopłacić 300 tys. zł. Z biletów miałbym dwa miliony…

To doliczyliśmy się pięciu milionów.

Mógłbym jeszcze wziąć pożyczkę od podmiotów gospodarczych własnych lub cudzych. Wariantów jest bardzo dużo. Śląsk nie ma też sponsorów na koszulkach. Można zorganizować bardzo wiele rzeczy. Nie obawiam się tego. Umowa inwestycyjna byłaby wykonana już w pierwszym półroczu, a resztę byśmy zorganizowali biznesowo. Przez pierwsze trzy lata sytuacja klubu nie byłaby różowa. Trzeba by zebrać sporo środków finansowych. Nie jest to jednak niemożliwa restrukturyzacja. Zorganizowanie brakujących 7-8 mln zł na zasadzie pożyczki czy obligacji to nie jest mission impossible.

Byłby Pan w stanie przekonać stadion, że rezygnacja z tych niektórych rzeczy na dziś, na jutro będzie dla niego z korzyścią?

Oczywiście, że tak. Najpierw powinniśmy zrestrukturyzować Śląsk Wrocław, który w perspektywie 3-4 lat sam się będzie bilansował poprzez dobry skauting, politykę reklamową i sponsoring firm, które zyskują wartość dodaną poprzez reklamowanie produktów, w tym także moich. Bo nie mówmy o zyskach z piłki nożnej - to mrzonka. Potem powinno dojść do połączenia Śląska i stadionu, żeby w ten sposób zrestrukturyzować także tę drugą spółkę, stadionową. Chodzi o to, aby na bazie Śląska doprowadzić do takiej sytuacji, w której stadion przestałby przynosić straty. Na dzisiaj restrukturyzacja tych dwóch podmiotów jednocześnie jest niemożliwa, trzeba to robić oddzielnie. Innej drogi nie ma. Do prywatyzacji i restrukturyzacji Śląska nikt do tej pory nie podchodził poważnie. Trzeba to ująć w ramy czasowe, na podstawie szczegółowego biznesplanu.

Znając sytuację finansową Śląska Wrocław, widzi pan uzasadnienie w tym, że tak przyspieszano te procedury i zwołano na piątek sesję rady miejskiej?

Ja tego nie rozumiem. Dlaczego nie mogliśmy zgód korporacyjnych zebrać na przykład do środy 19 lipca? Wtedy było by to realne. Moja oferta była bardzo dobrze przygotowana, tymczasem w czwartek się dowiedziałem, że do piątku musimy wszystko skończyć.

Pana oferta jest dalej aktualna?

Uważam, że mam wiedzę i bazę do tego, żeby Śląsk stał się spółką, która będzie dobrze funkcjonowała na rynku. Potrzebuję na to dwa lata. Miasto zadecydowało, że kończy rozmowy, ja mogłem to tylko zaakceptować.

Tak jak Pan to opowiada, to trzeba zgodzić się ze stadionem - ta umowa, to byłby dla niego cios w plecy. Stadion nie miałby nic ze Śląska.

Nie chce wchodzić w strefę relacji miasta i stadionu. Moja oferta dotyczy Śląska. Jestem głęboko przekonany, że żeby zrestrukturyzować stadion, #to musimy mieć dobrze zrestrukturyzowany Śląsk Wrocław. Jeśli tego nie będzie, to ten obiekt nigdy sam się nie zbilansuje. Moja umowa odnośnie stadionu ma być na trzy lata - nie na zawsze. Potem Śląsk będzie normalnym podmiotem. W innym wypadku nie wierzę, że stadion się zrestrukturyzuje. Jak ma to zrobić, kiedy podstawowy jego klient - Śląsk Wrocław - nie będzie działał dobrze i nie będzie generował dochodów na płatności z tytułu dzierżawy? Bardzo mocno przygotowałem się do przejęcia Śląska. Zrobiłem badania, z których wynika, że WKS Śląsk Wrocław ma między 12 a 13 tys. kibiców, których na stadion można ściągnąć tylko dobrą grą, na poziomie 3-4 miejsca w lidze, bez akcji marketingowych. To baza tzw. „pewnych kibiców” przy dobrej grze. Dla reszty trzeba prowadzić działania marketingowe. Docelowo Śląsk - przy dobrej organizacji marketingu i sprzedaży biletów czy koszulek - może przyciągać pomiędzy 23 a 24 tys. kibiców. To jest wszystko. Reszta to jest „szczęście”, które można zbudować poprzez niezbadane elementy. 40 tys. przyszłoby jakbyśmy grali w ćwierćfinale Ligi Mistrzów (śmiech). Dzisiaj Śląsk Wrocław jest w bardzo dużej defensywie dochodowej. Jego akcje marketingowe są słabe. Nie ma wychowanków czy osobowości identyfikujących się z tą drużyną. Ostatnim takim piłkarzem był Sebastian Mila. Troszkę zmarnowano Bilińskiego, pomimo tego, że jest to dość przeciętny zawodnik, to jednak chłopak z Wrocławia. A ja bym zaryzykował i go wypromował. Ostatnim piłkarzem mocno identyfikującym się z Wrocławiem, był Ryszard Tarasiewicz, był mocną osobowością i sam przyciągał na stadion bardzo dużo fanów. Taki Tarasiewicz jest nam potrzebny dzisiaj. Potrzebni są wychowankowie, a jeśli ich nie ma, to trzeba ściągnąć młodych zawodników i ich wykreować. Na tramwajach czy przystankach powinny znajdować się podobizny piłkarzy, którzy „mówią”, że są mocą tego klubu. Taki piłkarz musi wywoływać kontrowersje, bo tylko wtedy będzie kochany przez swoich kibiców. Coś musi się wokół niego dziać, media muszą o nim pisać. Same spotkania w MPWiK nie wystarczą… Budowanie wartości przedsiębiorstwa polega na tym, że trzeba stworzyć jakiś brand. Brand budują ludzie, nawet nie prezes, właściciel, tylko ci, którzy wychodzą na boisko. Bardzo żałuję, że to nie wyszło. Zupełnie absurdalne jest twierdzenie, że nie chciałem przejąć Śląska. Jeśli ktoś tak mówi, to nie zna sytuacji, nie zna mnie. Mogę zdradzić, że już miałem utworzone subkonto na dofinansowywanie klubu.

Są jeszcze dwie teorie spiskowe. Mówią one, że historie z aneksem to potrzeba chwili, że już po zawarciu umowy z miastem na transakcję nie zgodziły się banki finansujące emisję akcji Wratislavii, albo skonfliktowani z panem mniejszościowi wspólnicy.

Nie emituję akcji Wratislavii, tylko obligacje. Nie mam żadnego sprzeciwu, z żadnej strony dotyczącego sprzedaży Śląska Wrocław. Wszystkie dokumenty formalne z mojej strony zostały wypełnione. Wszystkie moje firmy są bardzo atrakcyjnymi podmiotami. Osiągamy dobre wyniki, spłacamy zobowiązania w terminie, schodzimy z zadłużeniem. Tylko w lipcu osiągnę zyski ok. 7 mln zł netto. Śląsk nie jest inwestycją, z powodu której rano będę rwał sobie włosy z głowy, że nie mam środków. Chodzi o rozsądek inwestowania. To też kwestia rozsądnej restrukturyzacji, żeby za sześć - siedem lat WKS Śląsk Wrocław wart był 100 mln zł, a nie tak jak dzisiaj, 3 mln zł.

A jest Pan w stanie teraz zrobić dwa kroki w tył i zadzwonić do ratusza?

Dzwonił to jednak nie będę, bardzo liczę na to, że Prezydent Dutkiewicz wycofa się ze swoich słów wypowiedzianych na konferencji prasowej 12 i 14 lipca, na której twierdził, że miasto spełniło moje warunki umowy, co było nieprawdą. Liczę też że doradca prywatyzacyjny mec. Jacek Masiota przypomni sobie o moim oświadczeniu, złożonym 5 lipca i też wyjaśni, dlaczego całość mojej oferty nie została przedstawiona radzie miasta. To jest bardzo ważne dla transparentności tego postępowania. Na koniec trzeba stwierdzić, że gdybym podpisał umowę, byłaby ona niekorzystna nie tylko dla mnie, ale dla całego Śląska Wrocław, ponieważ tak jak powiedziałem wszystkie wypracowane pieniądze, szczególnie z tytułu sponsora na stadion, którego i tak przecież nie ma od 5 lat, miałyby zasilać konto nie tylko WKS-u, ale także innych podmiotów. Tego nie potrafię zrozumieć, wynika z tego, że lepiej nie mieć tego sponsora, niż środki przekazać na Śląsk. Dlatego też, aby skutecznie przeprowadzić prywatyzację Śląska, którą oczywiście chciałbym doprowadzić do końca, to musi to się odbywać w innej atmosferze, bez ciągłych konferencji prasowych. Tak żeby była to inwestycja biznesowa, a nie powierzchowna inwestycja polityczna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska