Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdzie jest monitoring z komendy w Miliczu? To ważny dowód, którego może już nie być

Marcin Rybak
Kilka dni temu doszło do zamieszek pod komendą w Miliczu. Rzucano kamieniami, butelkami. Policja strzelała gumowymi kulami
Kilka dni temu doszło do zamieszek pod komendą w Miliczu. Rzucano kamieniami, butelkami. Policja strzelała gumowymi kulami Paweł Relikowski
Do tragicznego wypadku doszło w milickiej komendzie policji w nocy z 16 na 17 września. Ale dopiero kilka dni temu wszczęto śledztwo i zabezpieczono istotny dowód: nagrania z kamer monitoringu na terenie komendy. Problem w tym, że zapisy z krytycznej nocy mogą być już skasowane, bo automatycznie kasują się po 2 tygodniach. Dlaczego wcześniej nie zadbano o ten ważny dowód?

Odtwarzamy losy tej sprawy. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że przyspieszyła, gdy zainteresowały się nią media. Po raz pierwszy opisaliśmy ją tydzień temu (Upadł w komendzie. Do domu wrócił wpółmartwy. Czy to był wypadek? ).

Kilka minut po północy z 16 na 17 września 22-letni Krystian S. miał przebywać na terenie komisariatu i rozmawiać z dyżurującym funkcjonariuszem. Był nietrzeźwy.

W czasie rozmowy przy okienku zachwiał się - jak relacjonuje policja - i upadł na ziemię. Wezwano pogotowie. Karetka zabrała go do szpitala, gdzie lekarz stwierdził, że mężczyzna ma powierzchowną ranę głowy i nie musi być w szpitalu. Policjanci odwieźli Krystiana do domu. Z radiowozu do mieszkania trzeba go było wnosić. Kilkadziesiąt minut później jechał już karetką do Wrocławia. Okazało się, że miał krwiaka w głowie. Wrocławscy lekarze uratowali mu życie.

O tym, co się działo po odwiezieniu chłopaka do domu, policja dowiedziała się w poniedziałek, 19 września, gdy na komendę przyszła siostra mężczyzny. Milicka policja twierdzi, że zaraz po rozmowie siostry z funkcjonariuszem zabezpieczono wszystkie materiały i przekazano je prokuraturze. - Dostaliśmy je 20 września - mówi szef milickiej Prokuratury Rejonowej Zbigniew Przysiężny. - Natychmiast wyłączyliśmy się i poprosiliśmy Prokuraturę Okręgową o przekazanie sprawy do innej jednostki.

Zajęło to równo 10 dni. Decyzja, że śledztwo poprowadzi prokuratura w Wołowie, zapadła 30 września: w dniu, w którym „Gazeta Wrocławska” zapytała o sprawę. To był piątek. Akta trafiły do Wołowa 4 października. I zaczęło się śledztwo. Ale przed wysłaniem akt do Wrocławia milicka prokuratura mogła zadbać o to, by zapis z monitoringu pojawił się w materiałach.

- Ale w miejscu, w którym doszło do wypadku, nie ma kamer - mówi prokurator Przysiężny. Są jednak kamery przed komisariatem. Pokazałyby, że Krystian sam wszedł do budynku. Dziś jego rodzina kwestionuje ten fakt. Pokazałyby, że nie znalazł się w policyjnym areszcie, gdzie też jest monitoring. Mogłoby to wykluczyć „spiskową” wersję, że Krystian został pobity. - Ale z materiałów, jakie do nas dotarły, wynikało, że siostra tego mężczyzny miała zastrzeżenia do tego, co się działo z jej bratem na trasie ze szpitala do domu, kiedy wieziono go radiowozem. A w radiowozach kamer nie ma - mówi prokurator Przysiężny. - Zależało nam, żeby jak najszybciej przekazać dokumenty do innej prokuratury. Byliśmy przekonani, że zabezpieczyliśmy istotne materiały.

Rodzina Krystiana S. kilka dni temu spotkała się z komendantem policji w Miliczu. Siostra chłopaka nagrała to spotkanie. Na nagraniu słychać pytania o monitoring. Komendant odsyła do prokuratury.

PRZECZYTAJ TEŻ: Zamieszki w Miliczu. 9 osób zatrzymanych, 7 rannych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska