Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afera stadionowa w sądzie. Oskarżenie: szefowie Dynamicomu oszukali miasto! Obrona: bzdura!

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Na ławie oskarżonych byli szefowie i wspólnicy firmy Dynamicom. Latem 2012 roku zorganizowała na stadionie koncert zespołu Queen i piłkarski turniej Polish Masters
Na ławie oskarżonych byli szefowie i wspólnicy firmy Dynamicom. Latem 2012 roku zorganizowała na stadionie koncert zespołu Queen i piłkarski turniej Polish Masters brak
Zaczął się proces w sprawie wrocławskiej stadionowej afery. Najważniejszy zarzut: oszustwo na szkodę wrocławskiego magistratu i miejskiej spółki, do której należy stadion na Pilczycach. Szkoda - według oskarżenia - to przeszło 1,1 mln złotych. Na ławie oskarżonych byli szefowie i wspólnicy firmy Dynamicom. Latem 2012 roku zorganizowała na stadionie koncert zespołu Queen i piłkarski turniej Polish Masters. Magistrat dał na te dwie imprezy 21 mln zł. Urzędnicy twierdzą, że firma nie rozliczyła się aż z 14 milionów z tej sumy. Ale prokuratura wyliczyła straty miejskiej strony na znacznie mniejszą sumę.

Zdaniem prokuratury główni oskarżeni - czyli Tomasz G. i Marcin B. od poczatku zamierzali oszukać miasto zawyżając koszty obu imprez. Akt oskarżenia opisuje fikcyjne faktury, które miały pomagać w oszustwie. A także fałszowanie raportów dotyczących ilości sprzedanych biletów. Te raporty firma musiała przedstawiać miastu regularnie.

Obrona przekonuje sąd, że zarzuty są wyssane z palca a prokuratura nie ma szans w jakikolwiek sposób ich udowodnić.
Żeby wykazać oszustwo oskarżenie musi udowodnić, że Dynamicom od początku - czyli od zawarcia umów na obie imprezy w kwietniu 2012 - chciał wykiwać magistrat. - Gdybyśmy chcieli oszukać wybralibyśmy te pieniądze z konta i pojechali gdzieś gdzie za taką sumę można dobrze żyć - mówił oskarżony Tomasz G. Były wspólnik , szef i członek zarządu Dynamicomu.

Przekonywał przede wszystkim, że pomysł z fałszowaniem raportów co do ilości sprzedanych biletów to absurd. Utrzymywał, że w ten sposób jego firma oszukiwałaby samą siebie, bo kolejne transze miejskich pieniędzy - przekazywane na organiziację imprez - były pomniejszane o sumy ze sprzedaży biletów. Tomasz G. opowiadał o nieprawdopodobnym bałaganie związanym ze sprzedażą biletów. Zajmowały się tym - poza instytucjami, które zwykle to robią - różne miejskie firmy, instytucje a nawet miejscy urzędnicy. Wreszcie - pod koniec czerwca 2012 - urzędnicy zaczęli na wielką skalę bilety rozdawać albo sprzedawać po zaniżonych cenach. To argument od lat powtarzany przez Tomasza G. To - jego zdaniem - główna przyczyna finansowej klapy imprez.

Przytaczał przykłady jak - na żądanie urzędników - trzeba było dostarczać bilety darmowe do różnych instytucji albo firm. Podał przykład firmy, która - jak mówił - kupiła bilety po oficjalnych cenach a potem - na żądanie miejskiej strony zmniejszono cenę. Bo taka miała być umowa szefa firmy z prezydentem. Z relacji Tomasza G. ujawnia się obraz nieprawdopodobnego organizacyjnego bałaganu. Przynajmniej jeżeli chodzi o sprzedaż biletów.

Oskarżenie - utrzymuje obrona - opiera się m.in. na zeznaniach świadka, który jest bardziej niż niewiarygodny. Przynajmniej zdaniem obrony. To Tomasz R. pomysłodawca i jeden z głównych współpracowników przy organizacji piłkarskiego turnieju rozegranego w lipcu 2012. To on opowiedział w śledztwie jak to z budżetu imprezy wyprowadzono kilkaset tysięcy przy pomocy fikcyjnych faktur. Oskarżeni utrzymują że żadnej fikcji nie było. A Tomasz R. - to ich wersja - wykazał się brakiem profesjonalizmu i mało co nie doszło do odwołania imprezy. Doszło do finansowego sporu - pomiędzy Dynamicomem a firmą Tomasza R. Ten ma więc dziś motyw by fałszywie oskarżać. Wersję samego Tomasza R. poznamy na następnej rozprawie, 12 maja. Wtedy to ma być jednym z trzech przesłuchiwanych świadków.

Firma Dynamicom - przypomnijmy - współpracowała z miastem nie tylko przy okazji dwóch imprez na stadionie. Otrzymała też wiele zleceń z miasta związanych z promocją turnieju Euro 2012. Ale z aktu oskarżenia wynika, że firma ta już w 2010 roku - czyli zanim pojawiły się kontrakty z miasta - była bankrutem. Wszystkim oskarżonym - jest to pięć osób - prokuratura zarzuca, że nie złożyli w terminie wniosku o upadłość spółki. To przestępstwo. Zdaniem oskarżenia powody - by składać wniosek o bankructwo - pojawiły się już na początku 2010 roku.

Tomasz G. przekonuje sąd, że prokuratura nie rozumie specyfiki działania agencji reklamowych. Taką firmą był Dynamicom. Są to firmy, które nie mają dużego majątku, poza komputerami i programami komputerowymi. A realizują duże kontrakty. Jest też zarzut nierzetelnego prowadzenia ksiąg rachunkowych. Dzięki czemu finanse firmy na papierze wyglądały znacznie lepiej niż w rzeczywistości. Obrona przekonuje, że za ten dział odpowiadała główna księgowa i nikt z władz firmy nie wtrącał się do jej decyzji.

Główny oskarżony - czyli Tomasz G. - odpowiada przed sądem jeszcze w innym procesie Tam prokuratura zarzuca mu wręczenie łapówki byłemu wiceprezydentowi Wrocławia Michałowi J. Miał mu sfinansować część kosztów luksusowych wyjazdów na Zanzibar i Barbados. Proces w tej sprawie zaczął się kilka dni temu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Afera stadionowa w sądzie. Oskarżenie: szefowie Dynamicomu oszukali miasto! Obrona: bzdura! - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska