Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Warto u nas chować stare szyldy. Bo nigdy nie wiadomo, kto i kiedy jakąś reformę odkręci

Grzegorz Chmielowski
fot. Paweł Relikowski
Właśnie rozbijana jest w drobny mak tzw. reforma Jarosława Gowina. Dla przypomnienia, był to minister sprawiedliwości, który chciał przyspieszyć tempo pracy w ospałych polskich sądach, gdzie sprawy wloką się latami. Bardzo słusznie. Właśnie niedawno, bo w listopadzie, zdarzyło mi się obserwować sprawę we wrocławskim sądzie administracyjnym, w której pozew złożono w lipcu. A więc przyspieszenie jest potrzebne. I tu postawmy kropkę.

Ale zamiast zabrać się do reformowania niewydolnych kombinatów Temidy w wielkich miastach, gdzie procesy wloką się najdłużej, Gowin rozpoczął od likwidacji sądów rejonowych na prowincji. Po to, by sędziów z małych sądów i miasteczek, gdzie sprawy biegną raczej w znośnym tempie, wysłać do pracy w większych ośrodkach. Po co? Żeby tam pomagali i w ogóle byli efektywniej wykorzystani lub zagospodarowani, jak twierdzili urzędnicy. Bo ponoć u siebie się nudzili i kisili się w małomiasteczkowym sosie. A to sprzyjało rozwojowi lokalnych klik i generalnie szkodziło wymiarowi sprawiedliwości.

I tym sposobem na Dolnym Śląsku w sześciu miastach - Milicz, Wołów, Strzelin, Lwówek Śląski, Kamienna Góra, Jawor - zlikwidowano sądy rejonowe. Powstały tam natomiast oddziały zamiejscowe sądów rejonowych, działających w sąsiedztwie. Jarosław Gowin odtrąbił sukces i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku odszedł z ministerstwa, by robić solową karierę polityczną we własnej partii. Jeszcze dobrze Gowin drzwi nie zamknął, a PSL, PO i inne partie rozpoczęły sprzątanie po jego rządach. Bliska ostatecznego przyjęcia jest już poprawka do ustawy sądowej, która spowoduje powrót na mapę Polski 46 z 79 zlikwidowanych sądów rejonowych. Gowin likwidował automatycznie te, w których pracowało 9. i mniej sędziów. Teraz o tym, czy w danym mieście powinien być sąd rejonowy, mają decydować kryteria liczby obsługiwanych przez jednostkę mieszkańców (50 tysięcy) i spraw (7 tysięcy rocznie). I w ten sposób, choćby w Wielkopolsce, na mapę powróci aż kilkanaście. A u nas większość z tych zdegradowanych ma taką szansę. Wedle nowych kryteriów minister sprawiedliwości musi przy-wrócić sądy rejonowe w Lwówku Śląskim i Kamiennej Górze. Nie musi, ale może to zrobić także w Wołowie, Jaworze i Strzelinie. Pewnie maja tam jeszcze stare szyldy...

Wtym tygodniu wrócili do pracy sędziowie oddziałów zamiejscowych. Nie prowadzili od miesięcy spraw, bo obawiali się, że wydane przez nich wyroki będą nieważne. W całej Polsce to armia pół tysiąca osób. W apelacji wrocławskiej w sumie ponad 40. Z tego powodu nie odbyło się grubo ponad 1700 rozpraw. Sąd Najwyższy przyznał, że decyzje o przeniesieniu sędziego do innego sądu rejonowego, jak to się stało w ramach reformy Gowina, powinien podpisać sam minister, a nie wiceminister, jak było tym razem. Sędziowie z miasteczek, ich koledzy z organizacji prawniczych wiedzieli to od początku. Tymczasem Ministerstwo Sprawiedliwości, już pod nowym kierownictwem, upierało się przy swoim, co było marnowaniem czasu i pieniędzy.

No i tak kończą się reformy, słuszne może w założeniach. Ale jak się wydaje, realizowane nie od tej strony. Byle tylko odnieść polityczny sukces.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska