Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wałęsa Hitlerem?! Dla mnie to za szybko. I nie lubię, jak ludzi nazywa się kretynami

Arkadiusz Franas
Ja już chyba w tym miejscu cytowałem Hegla. To trudno, powtórzę, bo jakoś dziwnie mi pasuje do wydarzeń z ubiegłego tygodnia. Otóż, ów niemiecki myśliciel w swoich "Wykładach z filozofii dziejów" zapisał, że "Dla kamerdynera nikt nie jest bohaterem… nie dlatego, by ten nie był bohaterem, lecz dlatego, iż tamten jest kamerdynerem". Bardzo to złośliwe, ale coś w tym jest.

A cytat mi bardzo pasuje do wydarzeń związanych z ostatnim wywiadem Lecha Wałęsy dla rosyjskiej agencji ITAR-TASS. W polski świat poszło, że nasz noblista chce połączenia Polski z Niemcami. I się zaczęło. Jazgot. A już kompletnym szczytem... no właśnie czego... nie chcę chyba tego nazywać... była wypowiedź posła Joachima Brudzińskiego z Prawa i Sprawiedliwości. Otóż, ów parlamentarzysta tak wyraził się o jednym z największych Polaków XX wieku: "- Poziom skretynienia tego mędrca Europy osiągnął już taki poziom, że dajmy sobie spokój". Powiem Państwu, że normalnie mi się przykro zrobiło. Nie, żebym wpadł w furię czy inny atak aktywnej złości wyrażanej wyrywaniem włosów, kopaniem telewizora czy innego mebla. Po prostu przykro i jedynie ten Hegel szeptał mi do ucha...

Przykro, bo widziałem posła polskiego Sejmu, który zachowywał się nie jak na posła przystało. Że powinienem się przyzwyczaić? Nie chcę. I nie muszę... I nie zmuszą mnie do tego nawet argumentacje niektórych moich kolegów, że to, co robili na przykład posłowie PiS na wyjazdowym posiedzeniu swojego klubu na Podkarpaciu, to normalne. Że wszyscy podobnie robimy na przykład na weekendowych grillach. Święty nie jestem, byłoby się z czego spowiadać, ale musiałem chyba popaść w "złe" towarzystwo, bo grille, na które chadzam, nie obfitują w tego typu atrakcje, jakie rzecznik jednej z największych polskich partii zaserwował aktywistkom swego ugrupowania, na szczęście bez finałowego pokazu. Bo uciekły. Ale teraz, jak ktoś będzie wspominał o świetlanej przyszłości politycznej Adama Hofmana, to ja jedynie będę myślał, że może zostać szefem Urzędu Miar i Wag.

I jeszcze lekka dygresja zawodowa. Proszę sobie wyobrazić, na jaki dyskomfort narażeni są dziennikarze prowadzący rozmowę z rzecznikiem PiS, by nie zadać mu pytań zaczynających się od sformułowań "jak wielkiego..." lub "czy może mi pan pokazać....".

Polscy politycy mają tak, że nakrytykują się, nawrzeszczą, napsują krwi, a potem okazuje się, że nie sprawdzili, w czym rzecz. Otóż, okazało się, że Lech Wałęsa powiedział coś innego

Proszę się uspokoić. Przepraszam. Nie mam na myśli żadnych wulgaryzmów. Chodzi o pytania typu "jak wielkiego psa Państwo mają", "czy może mi Pan pokazać dokument". Ale wiem, brudne myśli i brzydkie skojarzenia czasami są silniejsze niż Pudzian. Wystarczy źle zaakcentowane zdanie i pytający leży. Odpowiadający wybiega ze studia.

Dalsza część na 2. stronie
Wróćmy do Lecha Wałęsy i jego oceny poczynionej przez Joachima Brudzińskiego. Z zasady uważam, że nikogo nie można nazywać kretynem. Jest to obraźliwe. A już zwłaszcza, gdy mówimy o osobach, które na trwale wpisały się w naszą historię. Bo bez względu na to, co uważa jeden czy drugi poseł, Lech Wałęsa na trwale wpisał się w najważniejsze karty historii światowej XX wieku, obok takich postaci, jak Nelson Mandela czy Jan Paweł II. Joachima Brudzińskiego za kilka lat pewnie nawet nie znajdziemy w przypisach do niej. I gdyby nie Wałęsa, to zarówno i Hofman, i wspomniany krytyk, mogliby się zapisać tylko do jednej partii i nie podejrzewam, by wtedy mogli na koszt podatników balować na Podkarpaciu.

Bo nie ma nic w tym złego, że komuś mogła się nie spodobać wypowiedź Wałęsy. Zwłaszcza w tak jeszcze drażliwej kwestii jak stosunki polsko-niemieckie. A gdy już pada tekst, że mamy tworzyć jedno państwo! Historia pokazała, że nigdy nam to na dobre nie wyszło. Wystarczy spojrzeć tylko na losy państwa zakonu krzyżackiego czy zabór pruski. Choć w efekcie tego ostatniego nieszczęścia w żyłach kanclerz Niemiec płynie sporo polskiej krwi, bo prababcia Angeli Merkel z domu była Bilewicz, a dziadek zanim stał się Kasner, nazywał się po prostu Kaźmierczak.

Ale clou sprawy znajduje się gdzie indziej. Polscy politycy mają to do siebie, że nakrytykują się, nawrzeszczą, napsują krwi, a potem okazuje się, że nie sprawdzili, w czym rzecz. Otóż, okazało się, że Lech Wałęsa w tym wywiadzie powiedział coś innego? Tylko ktoś źle przetłumaczył, ktoś źle zrozumiał i poszło w świat. A pierwszy lider Solidarności powiedział mniej więcej tylko tyle, że państwa europejskie, jak Polska, Niemcy i inne coraz silniej powinny stanowić jeden organizm... Wystarczyło sprawdzić.

W październiku na ekrany wchodzą dwa filmy - "Wałęsa. Człowiek z nadziei" i "Ambassada". W obu gra Robert Więckiewicz. W jednym Lecha Wałęsę, w drugim Adolfa Hitlera. Ja wiem, że na szczęście nie ma już centralnego zarządzania kulturą. Ale producenci mogliby się dogadać z tymi premierami. Ludziom zacznie się mylić. Ten ma wąsy, tamten też. A tym, co im odpowiadają takie pomyłki, już na pewno. Rzeczywistość z fabułą także. I już się boję, że zaspany Joachim Brudziński w jakimś studiu na żywo zacznie wykrzykiwać: "A widział pan, jak Wałęsa grał Hitlera? Nawet pasuje. Ale to przykry widok". Lub coś w tym stylu. Póki czas, ja bym rozsunął te premiery. Bo po jakimś balu na Podkarpaciu znowu ktoś będzie chciał Więckiewiczowi zabrać Nobla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska