Wrocław
Cztery lata temu, podczas poprzednich wyborów samorządowych, Ewa Mańkowska była ostatnia na liście kandydatów do sejmiku województwa dolnośląskiego. Udało jej się jednak wywalczyć mandat.
- Wykorzystałam to ostatnie miejsce i promowałam się jako ostatnia na liście i pierwsza do trudnych spraw. Inna sprawa, że nie byłam "panną nikt", ludzie znali mnie z wcześniejszych działań i dokonań - tłumaczy Mańkowska. W tym roku ponownie kandyduje. Tym razem na liście PSL ma pierwsze miejsce.
Czy ostatni mają szanse być pierwszymi? Piotr Babiarz, koordynator wyborczy PiS, a z wykształcenia politolog przyznaje, że działacze zabiegają o ostatnie miejsca, ale trafiają na nie najbardziej zasłużeni. W nagrodę.
- Z politologicznego punktu widzenia najlepsze na listach są miejsca pierwsze i drugie oraz właśnie ostatnie - tłumaczy Babiarz. - Zwłaszcza jeśli wyborca chce głosować na ugrupowanie, a nie na konkretne nazwisko.
Michał Jaros, szef kampanii PO we Wrocławiu, przyznaje, że wielu kandydatów woli być na końcu listy niż w środku.
- Bywa, że nawet czwarte miejsce uważane jest za nieatrakcyjne, bo za mało widoczne dla wyborców - przyznaje Jaros.
O ostatnie miejsce walczył m.in. 23-letni Karol Przywara, kandydat PO do sejmiku. Udało mu się. I bardzo się z tego cieszy.
- Tak samo zaczynali Jarosław Wałęsa czy Wojtek Olejniczak - tłumaczy. I dodaje ze śmiechem: - Na jedynkach są liderzy, ja natomiast zamierzam zaatakować od tyłu. Ludzie patrzą zwykle na te dwa skrajne nazwiska.
Wśród kandydatów do rady miejskiej i sejmiku na ostatnich miejscach jest sporo młodych osób (działaczy młodzieżówek czy rad osiedlowych), ale i nazwisk mniej lub bardziej znanych. Przeglądając listy, można zauważyć m.in. Tomasza Wołodźkę, prezentera radia "Eska" (PO), Juliusza Woźnego, dziennikarza, rzecznika Muzeum Miejskiego oraz Ośrodka "Pamięć i Przyszłość" (Komitet Wyborczy Wyborców Rafała Dutkiewicza), Tytusa Czartoryskiego, byłego radnego wojewódzkiego i księcia, bo jest z "tych" Czartoryskich" (PiS), Włodzimierza Chlebosza, ciężarowca wagi średniej wrocławskiego Śląska, olimpijczyka z Barcelony w 1992 roku (PSL) czy Jerzego Żyszkiewicza, byłego posła (Samoobrona).
Dolny Śląsk
Maciej Dobrzyński to znana w Zgorzelcu postać. Na początku lat 90. założył radio, które splajtowało, gdy w 1998 r. został radnym i bez reszty poświęcił się pracy samorządowej. Był w tym czasie głównym rozgrywającym na zgorzeleckiej scenie politycznej. Inteligentny, dowcipny, ale niesystematyczny i roztrzepany, choleryk. W kampanii wyborczej w 2002 roku odpuścił, w 2006 roku znów pozostał na aucie.
Oficjalnie twierdził, że wycofał się z polityki, jednak nie było żadną tajemnicą, że wciąż doradzał kolegom. To właśnie na zapleczu restauracji, którą dziś prowadzi w centrum miasta, zapadały najważniejsze decyzje dotyczące toczącej się obecnie kampanii wyborczej.
W tych wyborach Dobrzyński ubiega się o mandat radnego z komitetu wyborczego Łączy Nas Powiat Zgorzelecki. Jest 14, ostatni na liście. Dobrze wie, że takie miejsce jest prawie tak samo dobre, jak pierwsze. A na pewno lepsze niż pozycja w środku stawki. Dyplomatycznie zapewnia, że na pierwsze miejsca zasługują liderzy, a on się za takiego nie uważa.
Kiedy Mirosławowi Młodeckiemu, legendzie lubińskiej Solidarności, zaproponowano start w wyborach, wolał figurować na liście ostatni niż jako piąty czy szósty zginąć w gąszczu innych nazwisk. Jest debiutantem, twierdzi, że ma kilka pomysłów do zrealizowania, ale jeśli nie zostanie wybrany, nie poczuje rozczarowania.
Z ostatniego miejsca do rady powiatu złotoryjskiego idzie Jan Sajewicz - człowiek, który namówił sąsiadów na wystąpienie ze spółdzielni mieszkaniowej i założenie wspólnoty. W poprzednich wyborach samorządowych osiągnął 11. wynik w Złotoryi. Wtedy startował z miejsca w środku listy. Sądzi, że teraz jego zwolennicy łatwiej odnajdą jego nazwisko na karcie wyborczej.
- Łatwiejszy jest strzał w dziesiątkę niż w jedynkę - tłumaczy ze śmiechem Roman Hawran, ostatni na liście Komitetu Wyborczego Wyborców Tadeusza Krzakowskiego w Legnicy. - Miałem do wyboru miejsca 3-10 na liście, bo pierwsze i drugie było już przydzielone. Pomyślałem, że z numerem 10 będę się wyróżniał.
Leszek Gławęda, rzecznik prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Legnicy, z pełną świadomością zgodził się zamykać listę komitetu Tadeusza Krzakowskiego w innym okręgu. - Historia samorządu pokazuje, że ostatni też wygrywali wybory - przypomina Gławęda.
W Jeleniej Górze z ostatniego miejsca na liście PO startuje strażnik miejski Sławomir Zakrocki, a w Wałbrzychu dziesiątką na liście SLD jest Jerzy Krzyżowski. To radny dwóch ostatnich kadencji, bardzo aktywny w dzielnicy Podgórze.
W Świdnicy w gronie zamykających listy jest prezes Miejskiego Zakładu Energetyki Cieplnej Ryszard Sobański. - Mogłem wybrać miejsce piąte czy szóste, ale wolałem ostatnie. Jakoś bardziej rzuca się w oczy - mówi.
Współpraca: JM, MM, TOW, KAB
Casus Gawlika
Radosław Gawlik, wrocławski ekolog i wiceminister środowiska w rządzie AWS, przed 12 laty dostał się do Sejmu, startując z ostatniego miejsca na wrocławskiej liście Unii Wolności.
- Na listach wyborczych zawsze jest konkurencja, a nie wszyscy mogą mieć pierwsze miejsce. Akurat wtedy było kilku dobrych kandydatów - wspomina Gawlik. - Uznałem, że skoro mam występować jako piąty czy szósty, to wolę zamykać listę.
Ten sam manewr Radosław Gawlik próbował powtórzyć w 2009 roku, ubiegając się o miejsce w Parlamencie Europejskim z listy Porozumienia dla Przyszłości. Ale tym razem się nie udało.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?