Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W wojnie o historię wygrywa głównie trzecia prawda księdza Tischnera. Ta na „g”

Arkadiusz Franas
Arkadiusz Franas, redaktor naczelny Gazety Wrocławskiej
Arkadiusz Franas, redaktor naczelny Gazety Wrocławskiej
Gdy kończyłem liceum, w podręczniku do historii najważniejszymi postaciami byli Wanda Wasilewska, Marceli Nowotko, Paweł Finder i Karol Świeczewski, a najważniejszą formacją Armia Ludowa.

Tych, co nie wiedzą, o czym i o kim piszę, odsyłam do encyklopedii czy internetu - tam jeszcze widnieją niewielkie notatki o powyższych. Kiedy opuszczałem mury szacownego Uniwersytetu Wrocławskiego (już nie im. Bolesława Bieruta), odpowiednio: marszałek Józef Piłsudski, generał Władysław Sikorski, generał Władysław Anders i powoli Lech Wałęsa. Formacja to niewątpliwie Armia Krajowa, a z bitew to chyba ta pod Monte Cassino.

Gdy moja edukacja przestała być już instytucjonalna, a pozostało mi tylko samokształcenie, zaczęło się okazywać, że z tymi bohaterami to jak kto uważa, ale AK stawała się, oględnie mówiąc, organizacją niekoniecznie jednoznacznie bohaterską, z dużymi naleciałościami antysemickimi, a do wydarzeń rangi najwyższej zaczęto zaliczać mord w Jedwabnem i pogrom kielecki.

Aaaa... I gdy z roku na rok ubywało świadków okrutnej II wojny światowej, to coraz częściej słyszałem, że 1 września 1939 roku to wcale nas nie napadli Niemcy, a jedynie bezpaństwowi naziści. No może co niektórzy ewentualnie byli z NRD. A teraz? Obraz powoli się krystalizuje. Grono bohaterów to rotmistrz Witold Pilecki, Lech Kaczyński, Inka, Anna Walentynowicz... Najważniejsza formacja to niewątpliwie Narodowe Siły Zbrojne z Żołnierzami Wyklętymi, a Porozumienia Sierpniowe podpisał taki duży długopis z wizerunkiem papieża, bo o Lechu Wałęsie raczej na oficjalnych uroczystościach państwowych się milczy. Wiem, prezydent Andrzej Duda po roku urzędowania wreszcie raz wymówił nazwisko swojego wielkiego (moim zdaniem) poprzednika i nawet podał założycielowi (nie tylko moim zdaniem) Solidarności rękę.

Urosło to do rangi wydarzenia epokowego, a każdy, nawet kilkulatek, wie, że to normalny gest grzecznościowy, który ludzie cywilizowani przyjęli stosować przed wiekami, by pokazać, że tego drugiego akurat w tej chwili nie chcą zamordować. - Bardzo łatwo przechodzi się do porządku dziennego nad wydarzeniami, które minęły, cieszy się wolnością, mówi się o bohaterach bardzo często tych z pierwszych stron gazet.

Ale trudniej jest zadbać o tych bohaterów, którzy dzisiaj bardzo często mają poczucie krzywdy, zapomnienia - mówiła premier Beata Szydło podczas rocznicy Porozumień Sierpniowych, mając głównie na myśli Annę Walentynowicz. A ja mam wrażenie, że jeżeli teraz się o kimś zapomina, to o Lechu Wałęsie, Jacku Kuroniu, Bronisławie Geremku, Tadeuszu Mazowieckim, Władysławie Frasyniuku i wielu innych, których współcześni włodarze próbują zepchnąć do mroków niepamięci. Może i nie wszystko, co potem robili, było najwyższych lotów. Może... Ale Sierpień 80 i narodziny Solidarności to oni.

Ideolog pozytywizmu Aleksander Świętochowski pisał: „Historia kanalizuje życie przeszłości i wiele sławionych czynów spuszcza do ścieków”. Tylko rodzi się pytanie, która historia jest prawdziwa i kto nadzoruje ową „kanalizację”. Według Churchilla historię piszą zwycięzcy, ale moim zdaniem zbyt intensywnie się tym zajmują.

W góralskim systemie wartości, który przypominał ksiądz profesor Józef Tischner, istniały: święta prowda, tyż prowda i gówno prowda. Ta trzecia w debacie historycznej za często wygrywa. Może dlatego, że w niej chodzi o coś zupełnie innego, co ksiądz profesor przypomina w innym miejscu „Historii filozofii po góralsku”: „Nie prowdy sukoj, ino kolegów”. Amen.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska