MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzeba mieć honor i ambicję

Ryszard Tarasiewicz
Z Ryszardem Tarasiewiczem, byłym trenerem Śląska Wrocław, rozmawiają Paweł Kucharski i Mariusz Wiśniewski

Przede wszystkim - co dzisiaj robi Ryszard Tarasiewicz? Biega, aby utrzymać formę?
Czasami biegam z żoną po parku, ale tylko czasami. Zawsze wolałem biegać w większej grupie. Poza tym nie robię nic szczególnego. Byłem na stażach trenerskich w klubach Bundesligi.

Nie ciągnie Pana do piłki?
Jak nie oglądam meczu, to mnie ciągnie. Ale jak już oglądam, to nie specjalnie. Z tego względu, że nie podoba mi się za bardzo styl i jakość.

A mecze Śląska Pan oglądał?

Na żywo nie. Zawsze były powtórki dwa, czy trzy dni później i wtedy oglądałem.

I myślał sobie Pan: ja bym to zrobił inaczej niż trener Orest Lenczyk?

Każdy trener ma swój styl pracy i filozofię prowadzenia zespołu. Ja znam ten zespół i miałem na niego ogromny wpływ. Każdy trener ma prawo do prowadzenia zespołu tak jak chce. Ja chciałem grać ofensywnie. Do tego potrzebni byli skrzydłowi, których mamy chyba najlepszych w lidze. Do tego dobra linia obrony, i dobrzy napastnicy. Chciałem grać systemem 4-4-2, bo uważam, że w naszej lidze można sobie tym systemem poradzić. Czasami trzeba modyfikować to ustawienie, ale można śmiało grać w ten sposób.

Nie żałuje Pan, że tak odważnie grał Śląsk? Może trzeba było ostrożniej, ale efektywniej?
Odkąd objąłem Śląsk zawsze musieliśmy grać pod presją, co wpływało również na taktykę gry. Po awansie z trzeciej, a potem z drugiej ligi do ekstraklasy w końcu trzeba było spróbować czegoś nowego.

Spróbować połączyć styl i wynik. Zagraliśmy bardzo dobry mecz z Jagiellonią i powinniśmy wygrać. Potem był bardzo dobry, wygrany mecz na Cracovii. Następnie mieliśmy na Oporowskiej Legię, gdzie ją zdominowaliśmy i powinniśmy wygrać, a pechowo przegraliśmy. To były sygnały, że idziemy w dobrym kierunku. Po tych sześciu kolejkach nie mieliśmy wcale takiej duże straty nawet do czołówki, a tu już odezwały się głosy, że będziemy grali o utrzymanie. Tak nie można. To kompletny absurd. Po tych sześciu kolejkach powinien zebrać się sztab szkoleniowy z zawodnikami i powinno być wszystko wyjaśnione, że zmieniamy styl, odpuszczamy i zobaczymy co będzie dalej. Tak bym zrobił. Ale nie było jeszcze takiej potrzeby. Poza tym trzeba pamiętać, że ważny jest wynik, ale kibice też oczekują dobrej jakości gry. I Śląsk taką miał.

Ma Pan żal do włodarzy klubu o to w jakich okolicznościach został Pan zwolniony?
W sobotę graliśmy z Widzewem i wieczorem byliśmy we Wrocławiu. Mogli zadzwonić w niedzielę rano i powiedzieć, abym przyjechał do klubu i powiedzieć wprost, co jest. Tak się jednak nie stało. Pojechaliśmy na mecz pucharowy. Wygraliśmy go i wyruszyliśmy na zgrupowanie przed meczem z Koroną. I nagle na 48 godzin przed spotkaniem w Kielcach odsuwa się mnie od zespołu. Tak się tego nie robi. Trzeba było to zrobić po Widzewie, albo po Koronie. Ale ktoś chciał zwolnić Tarasiewicza i liczył, że powinie mi się noga w pucharze. Wtedy miałby czyste sumienie i czyste
ręce. Nieraz jest tak, że wystarczy jeden wygrany mecz, jak ten w Pucharze Polski i zaczyna zespołowi iść. T rzeba było poczekać na mecz z Koroną a może nawet na mecz z Wisłą, bo później było dwa tygodnie przerwy.

Trenerzy są zwalniani i to jest rzecz normalna, ale uważam, że po szóstej kolejce to jest za szybko. Dobrze, ktoś może powiedzieć: gdybyś został, nie mielibyśmy wicemistrzostwa Polski. A ja powiem: skąd ta pewność? Ja również mógłbym zająć drugie miejsce, może trzecie, a może przy tej sytuacji jaka była w tabeli, moglibyśmy może nawet grać o mistrza. Proszę zauważyć, jak niewielkie różnice punktowe były na koniec sezonu pomiędzy zespołami. Nie raz wcześniej byliśmy w trudnej sytuacji i z niej wychodziliśmy. Tak było w trzeciej lidze, czy w drugiej. Widocznie jednak ktoś był Tarasiewiczem znudzony. Poza tym chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Jesteśmy wicemistrzem kraju a w kadrze nie ma ani jednego naszego zawodnika. To chyba jedyny taki przypadek w Europie, że wicemistrz nie ma ani jednego reprezentanta. Tu też jest coś nie tak.
Niech Pan zdradzi, jak się udawało Panu poskromić Vuka Sotirovicia. Orest Lenczyk nie mógł sobie z nim poradzić.
Jak zaczynał brykać i nie szanował kolegów z drużyny i mnie jako trenera, to go brałem na rozmowę i mówiłem: słuchaj Vuko, tak nie wolno robić i tak nie możesz robić. Ale ja tylko raz miałem z nim taką rozmowę. O postępowaniu zespołu i jak każdy z nich ma się zachowywać, to
ja im mówiłem zawsze wcześniej i to na forum całego zespołu. Zawodnicy doskonale wiedzieli, co mogą robić, a czego nie mogą. Ale ja nie miałem żadnych problemów z zawodnikami. Była taka sytuacja, że Vuko źle się zachował w stosunku do Rafała Gikiewicza. Natychmiast przerwałem trening i zareagowałem. Więcej się to nie powtórzyło. Nie wychodziłem z założenia, że ja jestem trenerem i mogę traktować zawodników jak śmieci. Przecież wszyscy jesteśmy ludźmi. Gdybyśmy się nie szanowali, to jeden zawodnik nie poszedłby za drugiego i nie dawał z siebie wszystkiego.

Trener Lenczyk dzwonił do Pana po tym jak przejął zespół?

Nie. Ja trenera Lenczyka niebardzo pamiętam z tego czasu jak pierwszy raz pracował w Śląsku, ale wydaje mi się, że jego charakter i postępowanie jest takie jak było wtedy i nie sądzę, aby potrzebował ode mnie opinii dotyczących zawodników.

Pan ma kontakt z niektórymi zawodnikami Śląska nadal. Nawet Sebastian Mila przyznał, że dzwoni do Pana czasami.

Tak, Milowy czasami dzwoni. Ale nie tylko on. Rozmawiamy o piłce ogólnie, nie o sytuacji w Śląsku, bo to dla mnie sytuacja niekomfortowa i zawodnicy to wyczuwają. Piłkarze pytają jak zdrowie, jak sprawa mojego kontraktu, czy miałem jakieś propozycje. Takie ogólne rozmowy. Miałem dobry kontakt z zawodnikami i rozmawialiśmy czasami nie tylko o sprawach piłkarskich, ale także życiowych. Pytali, co ja bym zrobił w takiej, czy innej sytuacji. To nie przeszkadzało w pracy, bo ta granica tolerancji, kompromisu zawsze była zachowana, tym bardziej, że są to inteligentni ludzie. Oni wiedzą, że ja jako trener nie lubię rozmawiać na temat innych szkoleniowców rozmawiać.

Skoro już o tym mowa, to miał miał propozycję pracy od innych klubów?
Miałem zapytania od dwóch, trzech klubów ekstraklasy, z trzech, czterech pierwszej ligi, ale ta sprawa ze Śląskiem trochę trwała. Nie mogłem być zatrudniony w innym klubie, bo nie miałem rozwiązanego kontraktu.

Teraz już nic nie stoi na przeszkodzie, by podjął pracę w innym klubie. Kiedy wraca Pan do trenerki?
Karty we wszystkich klubach zostały rozdane przed rozwiązaniem mojego kontraktu przez PZPN. Prędzej czy później, na pewno ktoś straci pracę w ekstraklasie, bo taka jest piłka nożna. Jeżeli ktoś będzie zainteresowany moją osobą, to na pewno znajdzie kontakt ze mną i porozmawiamy. Najlepiej przejmować zespół w zimie czy okresie letnim, bo wtedy ma się największy wpływ na drużynę. Nie można mieć jednak wszystkiego.
Nie można wykluczać, że pracę straci kiedyś Orest Lenczyk? Pan dopuszcza możliwość współpracy z ludźmi ze Śląska, którzy Pana zwolnili?
. To była bardzo niezręczna sytuacja. Uważałem, że za wcześnie zostałem zwolniony i że nie tak miałem przedstawiane plany klubu. Cały czas mówiono mi: "Nie przejmuj się słabszymi wynikami, na pewno dasz sobie radę. Pokazałeś już wcześniej, że potrafisz zbudować zespół. Jak będzie już galeria przy stadionie, to wtedy zaatakujemy czołówkę tabeli, a teraz buduj zespół z myślą o przyszłości". Przez te wszystkie lata od trzeciej ligi zawsze byliśmy na topie, mimo niskich nakładów finansowych. W końcu musi przyjść dołek. Ja cały czas byłem kamizelką kuloodporną, parawanem dla klubu. Pytałem kiedyś, a co, jak zacznie nam źle iść, czy ktoś mnie obroni? Mówili - nie martw się, wszystko będzie dobrze, dasz radę. Skłamałbym, gdybym powiedział, że mnie to nie zabolało. Jeszcze raz powtarzam - stało się to za wcześnie. Trzeba mieć honor i ambicję i ja je mam Gdybym wyczuł, że moja praca nie ma przełożenia na zespół i że zawodnicy nie chcą ze mną pracować, powiedziałbym - dobra, jesteśmy sobą zmęczeni i trzeba się rozstać. Tylko, że ja nie odczuwałem takiego sygnału i to wszystko. Ja zawsze broniłem zawodników, zarządu, opinii i wizerunku klubu. Byłem lojalnym pracownikiem. Jeżeli ktoś uważa, że zrobiłem mu krzywdę, to nie ma racji. No, ale jak nie ma na kogo zwalić, to zawsze można zwalić na trenera.

Jak to naprawdę było z transferami w Śląsku? Mówi się, że klub nigdy nie miał określonego budżetu transferowego.
Rzeczywiście, ja nigdy nie miałem budżetu transferowego. Chciałem wiedzieć chociaż, jaki mam wachlarz możliwości, ale o to też było trudno. Miałem kiedyś na oku dobrego zawodnika z Brazylii. Można było go kupić za 700-800 tysięcy dolarów, ale trzeba było wszystko załatwić w 3-4 dni. No i tak żeśmy się zbierali, że ten zawodnik poszedł nie za 700 tys., tylko 1,7 mln dolarów do ligi rosyjskiej.Tu trzeba bardzo szybko podejmować decyzje.. W Śląsku to podejmowanie decyzji trwało czasem zbyt długo.

Jaką rolę odgrywał w tym dyrektor Paluszek?
Ja sobie dawałem radę sam, ale nagle prasa zaczęła pisać, że profesjonalny klub potrzebuje dyrektora sportowego. No i go zatrudniono, a teraz chyba znowu też nie ma dyrektora sportowego...

Jest, ale nie odpowiada za transfery.

No, to teraz negujemy wszystko, co było wcześniej. Mnie Krzysiek Paluszek bardzo pomógł, przede wszystkim odciążył od telefonów menedżerów. Jak byłem kiedyś na tygodniowych wczasach, to telefon dzwonił codziennie od godziny 9 rano do 10 wieczorem. Dzwonili, że jest taki zawodnik, przyślą kasetę, ile to on chcialļy zarabiać, i tak dalej. Krzysiek odjął to ode mnie. Dzięki temu dostawałem gotowy materiał, najważniejsze informacje. Mówiłem tylko: "tego musimy mieć, taki zawodnik jest nam potrzebny". W takiej kwestii, dyrektor sportowy jest potrzebny. Jednak decyzję zawsze podejmowałem sam.

Jak od strony formalno-prawnej wygląda sprawa Pana kontraktu ze Śląskiem?
Wydział szkolenia PZPN-u podjął uchwałę, rozwiązująca mój kontrakt ze skutkiem natychmiastowym z winy klubu. Oznacza to, że jestem wolnym trenerem i mogę podjąć pracę z innym zespołem. Śląskowi przysługuje odwołanie w terminie 14 dni, ale nie wiem, czy będzie to robił. Klub nie mógł mnie zawiesić, nie ma na to żadnych przepisów. Nikt w Polsce jeszcze nigdy trenera nie zawiesił. Czegoś takiego w prawie, a przede wszystkim w przepisach PZPN-u i FIFA nie ma.
Potwierdził to PZPN.

Mój kontrakt został rozwiązany w połowie czerwca. Jeszcze przed rozwiązaniem kontraktu prowadziliśmy rozmowy na temat polubownego zakończenia sprawy. W zakresie należnych mi pieniędzy za okres pozostały do końca kontraktu, to poszedłem na duże ustępstwa, jednakże Klub nie zaakceptował mojej propozycji. Ludzie nie znają rzeczywistej sytuacji i teraz mówią, że Tarasiewicz pobiera pieniądze za nic. Ale zgodnie z kontraktem powinienem być trenerem Śląska do czerwca 2012.i byłem gotów wypełnić kontrakt..

Co do wysokości moich zarobków to podwyżkę otrzymałem dopiero po tym jak wykazałem się wynikami. Przychodząc tu zarabiałem przykładowo 7 złotych, potem dostałem 12, 20, 25. Ale to dlatego, że coś zrobiłem z zespołem. I nagle mówi się, że te pieniądze, które dostaje Tarasiewicz, można przeznaczyć na pensje zawodników i jak ja mogę w ogóle tak postępować. Ale prawda jest taka, że przez długi czas prowadziłem zespół w Ekstraklasie , w oparciu o kontrakt drugoligowy. Ja nie naciskałem na 3 - letni kontrakt. Gdyby mi powiedzieli "panie trenerze podpisujemy na rok, zobaczymy co będzie", to nie byłoby problemu. Podpisaliśmy na trzy lata. Ja sobie poradzę z wszystkimi atakami na mnie i złymi opiniami, ale ja mam troje dzieci, które żyją też we Wrocławiu, noszą moje nazwisko.
Jak Pan przyjmuje opinie, że to wicemistrzostwo to duża zasługa też Tarasiewicza, bo Orest Lenczyk przejął od Pana zespół gotowy kadrowo...
To jeden z powodów, które dają mi dużą satysfakcję. Zawodnicy, których ja ściągnąłem do Śląska, to dobrzy piłkarze. Piłkarze, którzy naprawdę potrafi grać i walczyć jak równy z równym w Wisłą, Legią i Lechem. Nie czekać, tylko grać. Grać i walczyć. A nie, że może uda się oddać strzał z 30 metrów i może obrońca przeciwnika popełni błąd. Czego my się mamy bać, gając na polskim podwórku. Po to ściągam takich zawodników żeby dopaść się do gardła tym najlepszym, a nie tylko czekać na to, co zrobią przeciwnicy.

Taki styl kosztował Pana posadę.
To co? Miałem kazać piłkarzom kopać po trybunach i mówić, że może coś się uda? Nie, nie, nie. Swoją pracę trzeba lubić i mieć swoją wizję, bo inaczej to nie ma sensu. Jak się ma zawodnika o dobrej grze głowy, to nie każe mu się tylko bronić, ale też iść na stałe fragmenty gry. Jak ktoś potrafi uderzyć z dystansu, to nie każę mu się cały czas podawać do boku. Jeżeli ktoś potrafi kiwać, to nie będziecie mu krzyczeć, że za dużo kiwa. Trzeba dążyć do tego żeby styl i jakość przełożyć na wynik piłkarski, a nie tylko stać i czekać. Oczywiście, jeśli nakażesz tak piłkarzom, to oni to zrobią, bo cię słuchają. Ale oni sami wiedzą, ze mogą zrobić coś więcej. Nie po to robi się milion treningów. Czekać na błąd przeciwnika to nie jest żadna sztuka. Piłkarze są na tyle kumaci, że tego nie trzeba trenować. Do takiego stylu, jaki ja preferowałem, to trzeba mieć zdrowie, to piłkarz musi i atakować, i bronić. Moi zawodnicy przez dwa lata podnieśli swoje możliwości o 15- 25 procent. Na to są dowody, bo badania były prowadzone.

Myśli Pan, że jeszcze wróci na ławkę trenerską Śląska?
Nie mogę powiedzieć, że nie. Już raz odszedłem ze Śląska, a później wróciłem. Wszystko jest możliwe. Zawód trenera nie jest taki, jak zawód piłkarza, który jak podpisze kontrakt w klubie, to zostaje w nim do końca umowy. Trener zazwyczaj wybiera taki klub, gdzie widzi perspektywy dobrej pracy. Mimo wszystko, Śląsk z tymi zawodnikami, jakich ma idzie w dobrym kierunku. Te 44 tysiące kibiców na Maślicach będą chcieli zobaczyć też trochę spektaklu. I to jest najtrudniejsze w piłce - połączyć styl i jakość z dobrymi wynikami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska