Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tai Woffinden: Kocham podejmować wyzwania i uczyć się czegoś nowego (ROZMOWA)

Dawid Foltyniewicz
Tai Woffinden zadebiutował w roli DJ-a podczas marcowego występu we wrocławskich Zaklętych Rewirach.
Tai Woffinden zadebiutował w roli DJ-a podczas marcowego występu we wrocławskich Zaklętych Rewirach. Dawid Foltyniewicz
Przed Drużynowym Pucharem Świata we Wrocławiu (25-29 lipca) spotkaliśmy z Taiem Woffindenem. Czy bierze pod uwagę powrót do ligi brytyjskiej? Kto zainspirował go do tego, aby zostać DJ-em? Jak wygląda znajomość języka angielskiego w gronie zawodników Betardu Sparty Wrocław? Tego dowiecie się z naszej rozmowy.

Czy powrót Drużynowego Pucharu Świata to twoim zdaniem dobra inicjatywa?
Tak i jestem tym naprawdę podekscytowany. Uważam, że DPŚ to żużlowy mundial z prawdziwego zdarzenia. To dobry pomysł, aby był rozgrywany raz na trzy lata, ponieważ zwiększa to jego prestiż. Przepisy obowiązujące w DPŚ – w półfinałach czy potem w samym finale – są sprawiedliwe, nikogo nie faworyzują i nie budzą kontrowersji. Podoba mi się, że w porównaniu do Speedway of Nations większa liczba żużlowców będzie miała w tym roku okazję walczyć o mistrzostwo świata. Szczerze mówiąc, nie mogę się już doczekać DPŚ, a z powodu tak długiej przerwy (ostatnia edycja została rozegrana w 2017 roku – przyp. red.) czuję się tak, jakby czekał mnie udział w zupełnie nowych rozgrywkach.

Jak wspominasz swoje występy w DPŚ?
Aż trudno mi uwierzyć, że minęło już tyle lat. Z różnych powodów nie zawsze znajdowałem się w kadrze Wielkiej Brytanii. Jeśli jednak przyjrzymy się moim zdobyczom punktowym w DPŚ, tak naprawdę można stwierdzić, że ani razu nie zawiodłem. Mój pierwszy występ – Vojens 2008. Selekcjonerem był wtedy Jim Lynch i to on dał mi szansę debiutu w DPŚ. Byłem bardzo młody, miałem zaledwie 18 lat, więc Jim obdarzył mnie dużym zaufaniem. A ja się za to odwdzięczyłem, zdobywając 9 punktów. Zapytałeś co prawda o DPŚ, ale skoro już zacząłem się chwalić (śmiech)… Podczas pierwszej edycji Speedway of Nations w 2018 roku w dwudniowym finale we Wrocławiu zgubiłem tylko jeden punkt (w sumie zdobył 35 – przyp. red.). Dwa lata temu w Manchesterze szło mi nieźle – do momentu wypadku. W sezonie 2021 Wielka Brytania zdobyła złoto i wierzę, że podobnie będzie w tegorocznym DPŚ.

Uważasz więc, że obecne pokolenie brytyjskich żużlowców – na czele z tobą, Danielem Bewleyem i Robertem Lambertem – jest najlepsze od wielu lat?
Odpowiem krótko i bez żadnego zawahania – na sto procent. A rozwijając trochę moją odpowiedź, cieszę się, że brytyjski żużel nie opiera się wyłącznie na mnie. Mamy trzech bardzo mocnych zawodników. Naszą siłą jest to, że gdy tworzymy drużynę, każdy z nas daje od siebie jeszcze więcej niż w sytuacji, gdy rywalizuje indywidualnie.

Kiedy rozmawialiśmy w 2020 roku, powiedziałeś, że Daniel Bewley to ogromny talent, choć podczas swoich pierwszych występów w Sparcie „woził ogony”. Pamiętasz, kiedy po raz pierwszy stwierdziłeś, że to materiał na żużlową gwiazdę?
To, czy jakiś żużlowiec się wyróżnia, zwykle możesz poznać po jego stylu jazdy. A w przypadku Dana tak właśnie jest. Składa się w łuk trochę inaczej niż inni zawodnicy, bardzo mądrze szuka ścieżek do wyprzedzania, no i potrafi walczyć w trudnych warunkach na torze. Teraz raczej nie przypomnę sobie, kiedy po raz pierwszy widziałem go w akcji. Faktem jest jednak, że już kilka ładnych lat można było stwierdzić, że zajdzie daleko.

Czy bierzesz pod uwagę ewentualny powrót do ścigania w lidze brytyjskiej?
Tak, to prawdopodobny scenariusz. Chciałbym porozmawiać z kilkoma klubami, poznać ich oczekiwania wobec mnie i warunki, jakie mogą mi zaoferować. To nie stanie się jednak w najbliższym czasie, ponieważ starty w lidze brytyjskiej wiązałyby się z dużymi zmianami w mojej logistyce. Trochę tęsknie już za ściganiem na małych i technicznych torach, dlatego podpisałem w tym roku kontrakt w lidze szwedzkiej.

Jak wyprowadzka z Wrocławia wpłynęła na twoją pracę w Sparcie Wrocław?
Na dobrą sprawę niewiele się zmieniło. W lutym przyleciałem z Australii na obóz przygotowawczy Sparty w Hiszpanii. Byłem we Wrocławiu przez cały marzec, trenując pod okiem Mariusza Cieślińskiego. Moja żona i córeczki wróciły natomiast do naszego domu w Wielkiej Brytanii. Od 2006 do 2020 roku mieszkałem na stałe poza Polską, więc aktualny stan nie jest dla mnie niczym nowym albo zaskakującym.

Od ubiegłego sezonu pilnujesz, aby przed każdym meczem w polskiej lidze zrobić z kolegami ze Sparty okrzyk „What time is it? Race time!”. Chłopakom idzie coraz lepiej czy wciąż potrzebują treningu?
Przyznaję, czasem idzie jak po grudzie (śmiech). Myślę, że wynika to z faktu, że nie wszyscy w zespole płynnie posługują się językiem angielskim, co nieco utrudnia komunikację. To okrzyk pokazany w serialu „The Last Dance”, w którym przedstawiono kulisy ostatniego sezonu Michaela Jordana w Chicago Bulls. Chciałem przenieść ten zwyczaj na naszą drużynę, tym bardziej, że „race time” pasuje do żużla jak ulał.

Z angielskim w waszej drużynie chyba nie jest tak źle. W przygotowanych przez klubową telewizję kulisach meczu z Apatorem Toruń powiedziałeś, że Artiom Łaguta w trakcie obozu przygotowawczego mocno się poprawił.
Bo to prawda! W skali 1-10 dałbym mu teraz... 2 (śmiech). To i tak więcej niż dwa lata temu, gdy przychodził do Sparty. Ariom na obozie przygotowawczym w Hiszpanii nie miał wyboru. Dzielił pokój ze mną i Danem, więc zrobiliśmy mu przyspieszony kurs języka angielskiego. I to za darmo!

A teraz ani słowa o żużlu. Skąd czerpiesz inspirację do tworzenia muzyki?
Od zawsze kochałem muzykę samą w sobie, bez szczególnej sympatii wobec któregokolwiek z gatunków. Polubiłem jednak klimaty eventów muzyki elektronicznej, bakcyla złapałem podczas festiwalu Fisher w Perth. Paul Fisher był profesjonalnym surferem, a dziś organizuje własne wydarzenie muzyczne, na którym gromadzą się dziesiątki tysięcy ludzi. Pomyślałem: „cholera, skoro on potrafił to zrobić, to i ja będę mógł”. W życiu lubię podejmować wyzwania, kocham przechodzić przez proces, w trakcie którego uczę się czegoś nowego, np. skydivingu. To dobre dla mojego rozwoju – zarówno fizycznego, jak i mentalnego.

Jesteś usatysfakcjonowany z reakcji, jakie wzbudza twoja muzyka? Byłem na twoim pierwszym występie w Zaklętych Rewirach we Wrocławiu i usłyszałem wtedy od kilku osób, że zrobiłeś dobre show.
To coś nowego zarówno dla mnie, jak i dla moich fanów. Jestem świadomy, że muzyka, którą tworzę, nie jest dla każdego. Jakiś czas temu przeglądałem statystyki dotyczące ludzi, którzy obserwują mnie w mediach społecznościowych. Dużą grupę stanowię osoby po 50. roku życia. Oczywiście możesz kochać electro czy rocka nawet jeśli masz sto lat, ale to pojedyncze przypadki. Moja muzyka trafia raczej do młodszego pokolenia. Na razie staram się cieszyć tą pasją. Nie odciąga mnie ona ani od mojej rodziny, ani od ścigania się na żużlu. Jest to więc po prostu kolejna rzecz, którą lubię się zajmować w trakcie mojego wolnego czasu.

Wyświetl ten post na Instagramie

Post udostępniony przez Tai Woffinden (@twoffinden)

Za konsoletą radzisz sobie coraz lepiej. A jak byłoby za mikrofonem? Kilka lat temu Fredrik Lindgren zaliczył swój wokalny debiut, śpiewając w duecie ze swoją żoną utwór „Shallow”.
To wykonanie Freddiego zawsze poprawia mi nastrój (śmiech). Myślę, że w niedalekiej przyszłości dołożę do swojego repertuaru trochę nowych tanecznych remiksów, więc może podrasuję je moim wokalem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska