Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szef szajki oszustów przed sądem sypie kolegów. Oto jak oszukiwali, sprzedając samochody

Marcin Rybak
Marcin Rybak
zdj. ilustracyjne
zdj. ilustracyjne Fot. 123rf.com
To była dobrze zorganizowana grupa przestępcza – wyznał w poniedziałek wrocławskiemu sądowi mężczyzna oskarżony o to, że założył i kierował szajką. Nazywa się Rafał L. Zdaniem oskarżenia, jego gang oszukał 45 osób i firm na 5,5 mln zł. Oferowali poleasingowe auta w dobrych cenach. Brali zaliczki i znikali. Drugim z szefów grupy miał być Maciej B. Obaj to osoby od lat znane we wrocławskim półświatku. Na poniedziałkowej rozprawie oszustów pojawił się sensacyjny wątek przestępstwa, które popełnić miał wrocławski policjant.

Szajka oszustów działać miała pomiędzy wrześniem 2010 a kwietniem 2011 – twierdzi oskarżenie. Przestępstwo zaczęło się od wabienia potencjalnych ofiar. Miały nimi być osoby trudniące się sprzedażą używanych aut. Rafał L. chciał uchodzić za źródło tanich i dobrej jakości samochodów. Były to auta poleasingowe sprzedawane przez banki i leasingowe firmy na internetowych aukcjach.

Wygrywał takie licytacje nie dbając o cenę. Później auta sprzedawał ze stratą. Bo nie o zysk tu chodziło. Tylko o to, by przekonać przyszłe ofiary, że mają dojście do samochodów po bardzo dobrych cenach. Mieli też opowiadać o tym swoim znajomym. I tak siatka „klientów” rozrastała się. Kiedy nabrali zaufania do swojego „dostawcy” zamawiali kolejne auta i płacili zaliczki. Tym razem samochodów już nie było. Rekordzista wpłacił ponad 800 tysięcy za 20 aut. Nie zobaczył na oczy ani jednego.

Rafał L. opowiadał swoim „klientom”, że ma własny, tajny „patent” jak wygrać dowolną licytację tak by cena auta była atrakcyjna. Ów „patent” - twierdzi dziś oskarżenie – to po prostu sprzedaż samochodów po zaniżonych cenach. Gotówkę – zdaniem prokuratury - wyłożyć miał Maciej B. Cały milion złotych. W swoich wyjaśnieniach tę wersję potwierdził główny oskarżony. Zdaniem Rafała L. bez tego miliona przestępczy biznes by się nie udał.

Rafał L. przyznał się do prawie wszystkich zarzutów. Na rozprawie składał wyjaśnienia obciążające pozostałych oskarżonych. Łącznie jest ich dziewięcioro. Sporo miejsca poświęcił najważniejszemu z nich - Maciejowi B. Ten ostatni nie był w stanie słuchać słów byłego kolegi. Zerwał się z miejsca i poprosił sąd, żeby go wyprowadzić z sali i przyprowadzić dopiero, jak Rafał L. skończy swoją opowieść. Sąd zgodził się.

Główny oskarżony opowiadał, że Maciej przedstawiał się mu jako wielki i groźny gangster. Straszył nawet, żeby go Rafał nigdy nie wydał bo będzie miał kłopoty. - Ale takie teksty nie robiły na mnie wrażenia – oznajmił sądowi pan L.

Jeden z wątków wyjaśnień głównego oskarżonego zabrzmiał jak sensacja. Rafał L. miał się dowiedzieć od policjanta wrocławskiej Komendy Wojewódzkiej, że Maciej B. jest współpracownikiem policji. Takie informacje są ściśle tajne. Gdyby przyjąć, że oskarżony powiedział prawdę to policjant popełnił przestępstwo a prokuratura powinna wszcząć śledztwo by rzecz całą wyjaśnić. Pytanie czy Rafał L. jest wiarygodny we wszystkim co mówi i czy jego "rewelacje" są możliwe do zweryfikowania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska