Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

NIK: Politechnika ma stratę

Marek Zoellner
PK
Nieprawidłowości podczas przetargu, zgubione dokumenty i kilkumilionowa dotacja, która przeszła koło nosa - to najpoważniejsze zarzuty, jakie Najwyższa Izba Kontroli stawia Politechnice Wrocławskiej.

NIK ujawniła raport dotyczący sprawy sprzed siedmiu lat, ale wkrótce może mieć ona ciąg dalszy.
Chodzi o działający już na większości wydziałów uczelni Jednolity System Obsługi Studenta. Dzięki niemu prowadzona jest m.in. internetowa rekrutacja, można opłacać studia i zapisywać się na zajęcia. O sys-temie było kilka razy głośno, np. przestał działać podczas rekrutacji w 2006 r. i zapisów na zajęcia w 2009 r. W styczniu tego roku powiadomiono prokuraturę, że ktoś się do niego włamał.
- Sprawa z systemem od początku przybrała zły obrót. Negocjacje prowadzono w trybie wolnej ręki z jednym wykonawcą, firmą ComputerLand - opowiada Piotr Miklis, dyrektor wrocławskiej delegatury NIK. Co prawda, na taką formę przetargu zgodził się Urząd Zamówień Publicznych, ale pod pewnym warunkiem: elektroniczny dziekanat miał być zintegrowany z systemem finansowo-księgowym, wprowadzanym również przez ComputerLand. Po podpisaniu umowy na JSOS uczelnia z systemu księgowego jednak zrezygnowała.

- Okazało się, że system dla studentów zawiesza się i źle działa. Baliśmy się, że podobnie będzie z programem księgowym, dlatego nie wprowadziliśmy go w życie - tłumaczy Agnieszka Niczewska, rzecznik politechniki.

Inspektorzy NIK gromią też uczelnię za to, że w przetargu nie wziął udziału żaden z pracowników biura zamówień publicznych uczelni, co według NIK stwarzało "ryzyko wystąpienia zjawisk korupcyjnych".
- Zaginęły również ważne dokumenty, m.in. potwierdzające datę i podstawę szacowania wartości zamówienia oraz powołanie komisji przetargowej - wylicza Piotr Miklis.

2,5 mln zł - taką dotację mogła dostać Politechnika Wrocławska, ale pieniądze przepadły

Braki w dokumentach spowodowały, że uczelnia nie dostała 2,5 mln zł unijnej dotacji, choć pieniądze miała praktycznie w kieszeni.

- To klasyczne zaniedbanie urzędnicze. Dokumenty nie zginęły, lecz po pewnym czasie trafiły do niszczarki. Niestety, protokołu zniszczenia nie ma i prawdopodobnie nigdy go nie było - przyznaje Agnieszka Niczewska.

Dodaje jednak, że uczelnia nie była zobowiązana do wykorzystania dotacji. Po prostu nie dostała pieniędzy, na które miała szansę.

- Zastanawiamy się nad skierowaniem wniosku w tej sprawie do prokuratury. To przecież duża strata - mówi Miklis.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska