- Zabraliśmy go z podejrzeniem urazów wielonarządowych - mówi Justyna Sochacka, rzeczniczka LPR.
Jednak jak nam powiedział wczoraj popołudniu prof. Wojciech Witkiewcz, dyrektor placówki stan zdrowia pacjenta był na tyle dobry, że został już wypisany do domu. - Opowiadał nam, że na wysokości 50 metrów przestał mu działać silnik - relacjonuje prof. Witkiewicz. Skończyło się na niegroźnych zadrapaniach.
Stanisław Słotwiński, dyrektor Aeroklubu Wrocławskiego twierdzi, że ani samolot, ani pilot nie byli związani z klubem. - To była prywatna maszyna - dodaje Słotwiński. Za sterami awionetki siedział 44-letni mężczyzna. Jest ponoć doświadczonym pilotem. Pochodzi z Bielska-Białej i został wynajęty do wykonania pierwszego, próbnego lotu samolotem. Już raz miał taki wypadek. Wówczas udało mu się wyskoczyć. Teraz - jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie - uratowała go solidna kabina i miękkie podłoże.
Wciąż nie ma jednak potwierdzenia, czy pilot leciał samolotem Zodiac, czy też maszyną własnej roboty. Przyczyny zdarzenia chce poznać Państwowa Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Inne wypadki samolotów Zodiac
To nie pierwszy wypadek ultralekkiej sportowej awionetki Zodiac. We wrześniu ubiegłym roku podczas katastrofy na Dolnym Śląsku zginęły dwie osoby. Samolot leciał z Mielca do Jeleniej Góry. Komisja Badania Wypadków Lotniczych uznała wówczas, że do tragedii doprowadziła zła pogoda i małe doświadczenie kierującego samolotem. Do podobnego zdarzenia doszło też w grudniu 2009 roku pod Chełmnem. Zginął wtedy doświadczony pilot i instruktor, który leciał własną maszyną, zbudowaną prywatnie w Polsce.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
