Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stopem na koniec świata

Marcin Kaźmierczak
Głogowianin Marcin Kumiszczo zakończył trwającą czternaście miesięcy podróż życia. Między innymi autostopem dotarł aż do Nowej Zelandii

Pomysł na tę podróż zrodził się podczas innej autostopowej wyprawy do Włoch. - Podróżowałem z kolegą i to właśnie on mnie zainspirował. Nie była to jednak spontaniczna decyzja. Wybierając się tak daleko musiałem możliwie najdokładniej wszystko zaplanować. Poza tym musiałem zdobyć pieniądze, więc wyjechałem do pracy za granicę - opowiada Marcin Kumiszczo.

W zamyśle miała to być samotna wyprawa, ale głogowianin w świat wyruszył z inną autostopowiczką Różą. - Z Polski wyjechaliśmy 2 września 2014 roku. Jechaliśmy między innymi przez Turcję, Iran, Pakistan i Indie, które zawsze mnie fascynowały. Oczywiście w każdym z odwiedzanych państw przebywaliśmy nawet po kilka tygodni - mówi głogowianin. - Początkowo celem miała być Tajlandia a do kraju chciałem wrócić na Boże Narodzenie. Podróżowanie stało się jednak tak ciekawe, że pragnąłem więcej i więcej - kontynuuje.

Decyzja o wydłużeniu wyprawy zapadła w Indiach, gdzie Marcin i Róża przekonali się, jak tanie może być podróżowanie autostopem. - Wszystko za sprawą portalu couchsurfing, który łączy podróżujących po świecie z ludźmi, którzy zechcą ich przenocować. To oczywiście działa w obie strony, bo w przyszłości, także ciebie ktoś może poprosić w ten sposób o pomoc - wyjaśnia Marcin. - Później, będąc w Malezji stwierdziliśmy że pójdziemy na lotnisko. A nóż, będzie jakiś tani lot do Australii. Udało się i po ośmiu godzinach byliśmy w samolocie do Perth - dodaje.

Dotarcie do Australii i przejechanie jej wszerz nie wystarczyło głogowskiemu podróżnikowi. - Od dzieciństwa marzyłem, by dotrzeć do Nowej Zelandii, na przysłowiowy koniec świata. Będąc więc tak blisko, nie mogłem odpuścić okazji, bo nigdy nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle pojawi się następna - tłumaczy głogowianin.

Wydawało się, że sielanka nie potrwa długo, z uwagi na znaczne koszty życia na antypodach. - Znaleźliśmy tam jednak inny sposób na tanie podróżowanie. Zaczęliśmy po prostu pracować jako wolontariusze, a w zamian za to otrzymywaliśmy nocleg i wyżywienie, czyli tak naprawdę wszystko, co było nam potrzebne. Dzięki temu mogliśmy przetrwać w tych krajach aż siedem miesięcy. Podczas wolontariatu robiłem przeróżne rzeczy. Pracowałem na farmie, w winiarni, uczyłem angielskiego, czy sprzątałem w domach - wspomina Marcin.

Jak twierdzi, podróż to nie tylko przemieszczanie i zwiedzanie, ale także poznawanie samego siebie. - Ta pasja zrodziła się z chęci poznania świata. Chciałem odwiedzić miejsca, które wcześniej widziałem tylko na zdjęciach i o których czytałem w Internecie. Później odwiedzanie kolejnych miejsc przestało już tak ekscytować i wtedy właśnie podróż stała się pretekstem do poznawania siebie i swoich granic. Bycie w ciągłej drodze i ta niepewność, gdzie się wyląduje wieczorem męczy fizycznie i psychicznie - zaznacza.

Na swojej drodze Marcin spotkał bardzo wielu życzliwych ludzi. Najbardziej poruszającym momentem dla niego było zachowanie pewnego policjanta w Pakistanie. - To było coś, o czym myślę do dzisiaj. Widząc, że nie mamy gdzie spać, oddał do dyspozycji przestronny pokój. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że był on jedynym w domu, a nasz gospodarz z całą rodziną spał tej nocy w ciasnej kuchni, tylko po to, żeby nam było wygodnie. Pomimo wielkiej biedy zrobili dla nas wystawny posiłek, na który, być może, przeznaczyli pożywienie mające im wystarczyć na kilka dni - wspomina ze wzruszeniem.

Na dalekim wschodzie nie brakowało jednak niebezpieczeństw. - Najbardziej niebezpiecznym momentem była przeprawa przez najwyżej położoną drogę świata, Karakorum Highway. Dziś, z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to była nasza największa głupota, ponieważ często dochodzi tam do napadów. Choćby cztery lata temu talibowie zabili tam jedenastu turystów. Wtedy jednak traktowaliśmy to jako przygodę i nie przejmowaliśmy się tym - tłumaczy. - Mieliśmy oczywiście eskortę, którą wszyscy podróżujący otrzymują już na granicy, bo władze mają dość kolejnych ataków na turystów i złej reputacji kraju. Gdyby jednak nas zaatakowano, to ona i tak nic by nie dała - kontynuuje.

Najtrudniejszym momentem była jednak przygoda na lotnisku w Auckland, gdy w drodze powrotnej do Australii Marcinowi zabrakło pieniędzy, by odprawić bagaż. - Podróż na koniec świata sprawiła, że wydałem niemal wszystkie pieniądze z mojego skromnego budżetu. Dodatkowo to był ostatni dzień ważności mojej wizy, więc kolejnego dnia mogłaby mnie czekać deportacja do Polski. Na szczęście tam także spotkałem życzliwych ludzi, którzy dwadzieścia minut przed zamknięciem odprawy podarowali mi brakujące pieniądze - opowiada. - Po przylocie do Australii nie mogłem jednak legalnie pracować, a w portfelu miałem tylko jednego dolara. Na szczęście znowu pomocny okazał się wolontariat - dodaje.

Zdaniem Marcina, czas, gdy podróżował bez pieniędzy, tylko dzięki pomocy napotkanych osób, był najpiękniejszym podczas wyprawy. - Czułem się wtedy najbardziej szczęśliwy, wolny i nieograniczony. Na własnej skórze zrozumiałem powiedzenie, że pieniądze szczęścia nie dają. Jak najskromniejsze życie było zresztą jednym z celów mojego podróżowania. Chciałem doświadczyć tej biedy, którą podczas podróży przez Azję widziałem na co dzień - tłumaczy.

Choć do domu wrócił przed dwoma tygodniami, głogowianin ma pomysł na kolejną wyprawę. Znowu celem będzie Azja. - To ogromny i bardzo różnorodny kontynent, a do tego bardzo lubię tamtejsze jedzenie. Poza tym są tam bardzo przyjaźnie nastawieni i gościnni ludzie. To jest to, co mnie tam ciągnie. Tym razem chciałbym odwiedzić Rosję, Mongolię i Chiny. Zacząłem się już nawet uczyć rosyjskiego - zdradza.

Jak twierdzi, podróżować może każdy. Trzeba tylko chcieć i się nie bać. - Najpierw musi być marzenie, które stopniowo będzie przeradzało się w pomysł, a później już w konkretne plany. To nie są nieosiągalne rzeczy. Na całą czternastomiesięczną podróż wydałem około ośmiu tysięcy złotych, więc to chyba nie jest dużo - kończy zachęcająco.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska