Zarówno siatkarze pomarańczowo - czarnych jak i WKS Sobieskiego Żagań do sobotniego pojedynku przystępowali z przysłowiowym nożem na gardle. Głogowianie potrzebowali punktów, by uniknąć walki o utrzymanie i przełamać niekorzystną passę trzech wyraźnych porażek z rzędu. Z kolei wojskowi musieli wygrać, by pozostać w walce o play-offy.
Pierwszy set wlał nadzieje w serca głogowskich kibiców, bowiem SPS zwyciężył wyraźnie 25:18. W kolejnych partiach gra się wyrównała i dzięki większemu doświadczeniu triumfowali w nich żaganianie - do 24, 23 i 20.
- Życzyłbym sobie, żebyśmy w ostatnich meczach sezonu zagrali tak jak w pierwszej partii, w której praktycznie wszystko nam wychodziło i odepchnęliśmy rywali od siatki. Niestety w kolejnych nie potrafiliśmy kończyć pierwszych piłek i mieliśmy zbyt wiele przestojów. Przez to robiło się nerwowo i musieliśmy gonić. Gdy z kolei doganialiśmy, to nie potrafiliśmy pójść za ciosem i przechylić wyniku na naszą korzyść - podsumowuje trener Artur Pawluś.
Kluczowym momentem meczu była końcówka drugiej partii, w której przy stanie 24:23 pomarańczowo-czarni mieli piłkę setową. - Uważam, że gdybyśmy skończyli wtedy atak, a przecież mieliśmy piłkę po naszej stronie, to wygralibyśmy to spotkanie, a przynajmniej mielibyśmy jeden punkt. Taką mikrą pociechą jest to, że w trzeciej partii zespół potrafił się zebrać, nie spuścił głów i powalczył - podkreśla A. Pawluś.
Sobotnia porażka Chrobrego i jednoczesna wygrana Olimpii Sulęcin z Orłem Międzyrzecz sprawiła, że głogowianie spadli na dziewiąte, przedostatnie miejsce w tabeli drugiej ligi. Aby uniknąć wstydliwej gry o utrzymanie z outsiderem z Gubina, SPS musi zwyciężyć za trzy punkty we Wrocławiu, gdzie w ostatniej kolejce, w najbliższą sobotę, 20 lutego zostanie podjęty przez miejscową Gwardię. - Jesteśmy pod murem. Nie możemy patrzeć na to, że Sulęcin gra z Bielawą, bo nie wiemy na jakim etapie przygotowań do play-offów jest Bielawianka i przez to równie dobrze Sulęcin może wygrać. Musimy patrzeć przede wszystkim na siebie i wygrać z Gwardią - tłumaczy A. Pawluś.
Martwić może także frekwencja w hali przy SP 12, która z meczu na mecz jest coraz mizerniejsza. Podczas starcia z Sobieskim i tak niezbyt pojemne trybuny szkolnej sali nie zostały zapełnione. - Uważam, że jest dla kogo robić siatkówkę w Głogowie. Trzeba pamiętać, że frekwencję i atmosferę wokół klubu budują wyniki. Gdy kilka lat temu, jeszcze w trzeciej lidze graliśmy z Oławą, hala pękała w szwach. Teraz mieliśmy grać o play-offy, a walczymy o utrzymanie, więc pewnie dlatego też tych widzów nie ma tylu, ilu byśmy chcieli - twierdzi szkoleniowiec.
Głogowski klub już teraz myśli o przyszłym sezonie i szuka trenera, który podjąłby się budowy nowego zespołu. Na pewno nie będzie nim jednak Artur Pawluś. - Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?