Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Joanna Obrusiewicz: Pasja, praca i długie wakacje [WYWIAD]

Michał Rygiel
Joanna Obrusiewicz zawsze słynęła z atomowego rzutu
Joanna Obrusiewicz zawsze słynęła z atomowego rzutu Piotr Krzyżanowski
Joanna Obrusiewicz zakończyła karierę. Osiemnaście lat kariery, gablota pełna medali i indywidualnych wyróżnień oraz wiele wspaniałych momentów. Takim bilansem może pochwalić się Joanna Obrusiewicz, która przez ostatnie jedenaście lat reprezentowała Zagłębie Lubin. W rozmowie z Gazetą Wrocławską wraca pamięcią do najlepszych wspomnień, ale i zastanawia się nad przyszłością.

Jakie to uczucie po tylu latach myśleć o normalnych wakacjach, a nie o obozach przygotowawczych i treningach?
Joanna Obrusiewicz: To wspaniałe uczucie, dlatego że zrobiłam w sporcie to, co mogłam zrobić. Doszłam do takiego etapu i takiego wieku, że myślenie o tym, że mam przed sobą trochę dłuższe wakacje i nie muszę już myśleć o treningach i przygotowaniach jest czymś naprawdę znakomitym.

W takim razie ile będzie trwał ten odpoczynek?
Joanna Obrusiewicz: Chciałabym na pewno mieć tę dłuższą przerwę. Myślałam o tym, żeby trwała ona mniej więcej trzy miesiące – po tylu latach czekają na mnie prawdziwie studenckie wakacje. Mój kontrakt z klubem wygasł 31 maja, także dopiero zaczynam się cieszyć urlopem. Dopiero później zacznę się zastanawiać, co dalej.

Długo zastanawiała się Pani nad zakończeniu kariery?
Joanna Obrusiewicz: To była decyzja podjęta na podstawie całego sezonu. Spodziewałam się, że to dla mnie ostatnie rozgrywki, ale słuchałam też swojego organizmu. Ten sezon był niezwykle wyczerpujący pod względem fizycznym i stwierdziłam, że skoro moje ciało nie regeneruje się już tak szybko, jakbym chciała, to znaczy, że najwyższa pora zakończyć karierę. Byłam zmęczona nie tylko po meczu, ale i na co dzień. Zależało mi na tym, żeby mieć więcej sił w życiu codziennym.

Czy trudno przychodziło Pani łączenie treningów i gry z wspomnianym życiem codziennym?
Joanna Obrusiewicz: Oczywiście czasami było trudniej, a czasami łatwiej, natomiast gdy wejdzie się w pewien rytm, to się tego aż tak nie odczuwa. Mnie do przodu ciągnęła pasja, byłam i jestem wariatką na punkcie piłki ręcznej. Niesamowitą przyjemność sprawiały mi treningi i mecze. Również wyjazdy nie przysparzały mi większych problemów, lubię towarzystwo. Zawsze przebywałam w zgranym zespole, lubiłam integrację, wspólne wyjazdy i przeżycia. Z drużyną człowiek zżywa się tak bardzo, że zna ją lepiej niż rodzinę. To wszystko było pasjonujące do pewnego momentu. Dzisiaj dochodzę do wniosku, że ten etap muszę za sobą zamknąć.

Jak w klubie przyjęto tę decyzję? Czy próbowano zatrzymać Panią na kolejny sezon?
Joanna Obrusiewicz: Myślę, że całkowicie normalnie i naturalnie. Powiedziałam, że to na pewno będzie mój ostatni sezon i każdy to zaakceptował. Prezes sugerował mi, że mam możliwości do kontynuowania kariery, ponieważ urodziłam się z pewnym rodzajem motoryki – nie muszę dużo trenować, żeby wejść na optymalny poziom. Dlatego może z zewnątrz wydaje się, że ja ciągle mam siłę i energię do tego, żeby biegać po boisku. Tymczasem odczuwam to troszeczkę inaczej. Już przedostatni sezon był niezwykle męczący, a miniony uświadomił mi, że pora się żegnać z profesjonalnym graniem.

Jaką przyszłość wróży Pani Zagłębiu, skoro kibice uważają, że odchodzi jedna z legend klubu?
Joanna Obrusiewicz: W sporcie przychodzi pewien moment, kiedy nie można tej profesji uprawiać dalej. Na mnie przyszedł czas, w którym muszę zająć się czymś mniej wyczerpującym. Natomiast uważam, że klub jak najbardziej sobie poradzi i nie ma ludzi niezastąpionych. Na moją pozycję na pewno przyjdzie nowa zawodniczka, która weźmie ciężar gry na siebie i będzie cieszyć się grą w tym zespole. Klub zadba o to, żeby były wzmocnienia oferujące równie wysoki poziom sportowy.

Jak drogi pani kariery doprowadziły Panią do Lubina?
Joanna Obrusiewicz: Przed Zagłębiem grałam zagranicą i było mi tam bardzo dobrze. Wówczas priorytetem dla mnie było to, że z moim ówczesnym narzeczonym graliśmy za daleko od siebie. Zaczęłam grać w Buxtehude, natomiast Piotrek grał w Warszawie. Nie mógł znaleźć sobie klubu w okolicy, ponieważ wtedy jeszcze za transfer zawodnika bez kontraktu trzeba było płacić. Do tego polska piłka ręczna nie była jeszcze tak popularna, nie odnosiła sukcesów takich, jakie odnosi teraz. Zagraniczne drużyny wolały ściągnąć Norwega czy Duńczyka za darmo. Nie mogliśmy znaleźć klubów, które grałyby blisko siebie. Wtedy postanowiliśmy, że wrócimy na chwilę do Polski i zaczekamy na to, co się wydarzy. Okazało się, że chcieliśmy być po prostu razem. Spodobała nam się propozycja Zagłębia, które ma drużynę żeńską i męską. Lubin okazał się dla nas idealną propozycją pod względem sportowym i prywatnym.

Czy z zagranicy bądź z innych klubów przychodziły dla Pani jakieś propozycje transferu?
Joanna Obrusiewicz: Rzeczywiście, kilka propozycji wyjazdu się pojawiło, ale z kilku powodów zdecydowałam się zostać w Zagłębiu.

W takim razie jakie powody o tym zadecydowały?
Joanna Obrusiewicz: Kolejne rozstanie się z moim mężem nie wchodziło w grę – to jest pierwsza rzecz. Mieliśmy wtedy córeczkę, z którą nie wyobrażałam sobie co chwila przeprowadzać się z miejsca na miejsce, co rok zmieniać jej szkołę. Życie rodzinne jest dla mnie niezwykle ważne, a w Lubinie wszystko bardzo dobrze się nam układało. Druga sprawa jest taka, że najzwyczajniej w świecie czuliśmy się dobrze w Zagłębiu – klub zawsze miał aspiracje do walki o mistrzostwo, co pozwalało nam spełniać nasze ambicje zawodowe.

Nie ma Pani wrażenia, że mimo tej wspaniałej, obfitującej w sukcesy kariery pozostaje pewien niedosyt?
Joanna Obrusiewicz: Teraz możemy sobie gdybać, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Można jedynie wyciągać wnioski i starać się na ich podstawie dalej walczyć o złote medale. Tak zawsze robiłyśmy, przystępowałyśmy do kolejnych rozgrywek z wiarą w to, że tym razem zdobędziemy to wymarzone mistrzostwo. Natomiast byłyśmy dumne również z tego, że zawsze znajdowałyśmy się w strefie medalowej i pewnie niejedna drużyna z polskiej Ekstraligi chciałaby być na naszym miejscu. Różne były przyczyny tego, że udało się nam przez tyle lat zdobyć tylko jeden złoty medal, ale był on bardzo cenny. Smakował tym lepiej że w dodatku wygrałyśmy Puchar Polski.

Nie było poczucia, że warto zejść ze sceny niepokonaną i w przyszłym sezonie powalczyć o miejsce lepsze niż ósme?
Joanna Obrusiewicz: Nie podchodzę do tego tak, że w tym sezonie zajęłyśmy ósme miejsce i w ten sposób nie mogę zakończyć kariery. Rozdzielam kwestie sportowe od możliwości mojego organizmu. W tych rozgrywkach byłyśmy słabsze sportowo i coś się w nas zgubiło. Nie byłyśmy mocne jak w zeszłych sezonach, kiedy to potrafiłyśmy wygrywać kilkunastoma bramkami i sprawiało nam to niezwykłą łatwość. Teraz o każde zwycięstwo musiałyśmy walczyć. Dużo zmieniła również psychika – jak zaczęłyśmy przegrywać, to później o kolejnych porażkach nie decydowały umiejętności tylko załamanie psychiczne. Nie mogłyśmy się podnieść z tego upadku. Mimo tego, nie przyświecał mia taka myśl, że nie powinnam akurat w ten sposób kończyć kariery. Jak już mówiłam, głównym czynnikiem wpływającym na tę decyzję były moje możliwości.

Wspominała Pani o chęci pracy z młodzieżą. Czy klub przedstawił jakąś ofertę?
Joanna Obrusiewicz: Na razie skupiam się na wakacjach i bardzo chciałabym z nich skorzystać, a o wszystkim będę myślała po powrocie. W związku z tym nie było żadnych negocjacji. Jestem po AWF-ie i w trakcie kariery sportowej myślałam, że szkolenie młodzieży będzie najlepszym i najbardziej naturalnym kierunkiem. Nie widziałam dla siebie innej roli poza byciem sportowcem i pracą gdzieś przy sporcie po zakończeniu kariery. Nadal bardzo lubię oglądać mecze, uczestniczyć w nich. Nie zamykam się jednak na inne opcje. Chłonę wiedzę i bez problemu mogę się przebranżowić bądź dokształcić w innym kierunku. Jestem przekonana, że gdzieś tam na mnie jakaś czeka propozycja. Jeżeli będzie mi dane przekazać swoje doświadczenie młodzieży, to z pewnością będę zadowolona. Natomiast jeżeli okaże się, że czeka na mnie przyszłość w innej roli, również jestem na to gotowa.

A może przyszłość w mediach? Jak zareagowałaby Pani na ofertę dołączenia do grona ekspertów telewizyjnych w nachodzących Mistrzostwach Europy kobiet?
Joanna Obrusiewicz: Najpierw trzeba byłoby mieć troszeczkę praktyki w tym zawodzie. Jeśli jednak ktoś nauczyłby mnie fachu, na pewno rozważyłabym ten kierunek. Myślę, że wszystko z czasem się okaże.

Na parkiecie zawsze podkreślało się Pani przegląd pola, swobodę w szukaniu wolnej przestrzeni i talent do rzutów z dystansu. Czy w Zagłębiu bądź innych klubach jest ktoś, kto choć w niewielkim stopniu przypomina Pani własny styl gry?
Joanna Obrusiewicz: Ciężko jest mi znaleźć taką zawodniczkę. Myślę, że każda ma swój własny styl gry. Nie wiem, czy jestem w stanie porównać którąś z nich do siebie, czy też siebie do kogoś innego. Nie sądzę, żeby była w ogóle taka możliwość.

Która drużyna i która zawodniczka dały się Pani najbardziej we znaki?
Joanna Obrusiewicz: Najtrudniejsze boje toczyłam zawsze z Moniką Marzec. To była zawodniczka, która z łatwością odczytywała to, co zamierzałam zrobić i ciężko było mi przeciwko niej występować. Dopóki grała w Lublinie, to sprawiała mi najwięcej problemów. Jeżeli chodzi o drużynę, to właśnie na starcia z MKS-em Lublin przygotowywałyśmy się najbardziej. To był nasz bezpośredni rywal do mistrzostwa kraju. Drużyna składająca się z bardzo dobrych, doświadczonych zawodniczek, które miały na swoim koncie wiele medali mistrzostw Polski i występów w kadrze. Grały ze sobą w reprezentacji i klubie, w europejskich pucharach, także wówczas był to bardzo zgrany zespół. Dziewczyny znały na pamięć swój sposób poruszania, styl gry – rozumiały się w ciemno. Ciężko było przełamać nam ten kolektyw. One zawsze były o krok przed nami w kwestii doświadczenia. Zagłębie wtedy miało młodą kadrę i dopiero nabierałyśmy obycia. Przyszedł jednak 2011 rok, kiedy potrafiłyśmy zdobyć złoto pokonując te doświadczone zawodniczki – to był ostatni sezon gry tych podstawowych piłkarek, po tym sezonie zakończyły karierę. Nam się udało je pokonać i wreszcie sięgnąć po złoto.

Jak według Pani zmieniła się piłka ręczna na przestrzeni tych 18 lat kariery?
Joanna Obrusiewicz: Gra jest szybsza, zmienił się styl poruszania po boisku. Wszystko jest bardziej szczegółowe i rozpisane ze względu na dostęp do internetu i powtórek. Każdy od każdego się uczy. Można podejrzeć, jak trenują inne kraje i wprowadzić to do własnych programów treningowych. Oprócz tego jest w szczypiorniaku znacznie więcej siły – bazuje się na przygotowaniu siłowym i szybkościowym. Myślę, że piłka ręczna jest ciekawsza, niż była, również ze względu na lepsze rozwiązywanie akcji pod kątem taktycznym.

Jakie rady dałaby Pani młodym zawodniczkom, które chciałyby pójść w pani ślady?
Joanna Obrusiewicz: Przede wszystkim uważam, że talent to nie wszystko. Trzeba go poprzeć ciężką pracą. Młode zawodniczki muszą nieustępliwie dążyć do celu i do tego, żeby z każdym treningiem stawać się coraz lepsze. Nie mogą również zapomnieć o tym, że nigdy ta praca nigdy się nie kończy. Nie można sobie powiedzieć „Umiem już wszystko, to wystarczy, poprzestaję na tym, co mam”. Zawsze zdarzy się moment, mecz, czy nawet sezon który pokazuje, że jednak czegoś brakuje. Liczy się tylko praca, praca i jeszcze raz praca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska