Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ślęza - Wisła 73:57. Wrocławianki o krok od mistrzostwa!

Michał Rygiel
Marissa Kastanek (z prawej) znowu zachwyciła wrocławską publiczność. Drugi raz w trzech meczach zdobyła co najmniej 30 punktów!
Marissa Kastanek (z prawej) znowu zachwyciła wrocławską publiczność. Drugi raz w trzech meczach zdobyła co najmniej 30 punktów! Tomasz Hołod
W drugim meczu finałowym Basket Ligi Kobiet Ślęza Wrocław pokonała Wisłę Can-Pack Kraków 73:57 i jest już o jedno zwycięstwo od zdobycia upragnionego złotego medalu. Znów znakomite spotkanie rozegrała Marissa Kastanek, która zdobyła 30 punktów.

Drugie spotkanie w niewielu aspektach przypominało środowy pierwszy mecz finałów. Ślęza od początku narzuciła swoje warunki gry, a szkoleniowiec Wisły Jose Ignacio Hernandez nie potrafił znaleźć rozwiązania, które przyniosłoby Wiśle regularne punktowanie. Trzeba Hiszpanowi oddać, że w tej konfrontacji próbował praktycznie wszystkiego, ale już w tym miejscu należy podkreślić, że wrocławianki były w czwartkowy wieczór o dwie klasy lepszą drużyną. Z przebiegu spotkania można by wywnioskować, że to Ślęza trzykrotnie z rzędu była mistrzem Polski, a Wisła od lat nie sięgnęła po złoto.

Ton nadawała Agnieszka Kaczmarczyk, która chciała udowodnić, że zaledwie jedno oczko zdobyte w poprzednim spotkaniu było wypadkiem przy pracy. Doświadczona skrzydłowa Ślęzy szybko uzbierała siedem punktów, a wtórowała jej oczywiście Marissa Kastanek, która także nie mogła spudłować. Wrocławianki wystartowały na znakomitej skuteczności, trafiając siedem z pierwszych dziesięciu rzutów. Sprawdzony sposób na obronę wynaleziony w trakcie pierwszego meczu, także i w czwartek przynosił Ślęzie korzyści. Wisła była przytłumiona, popełniała błędy i szybko znalazła się w dołku.

Druga kwarta to typowa odsłona w finałach. Walka, nerwy, błędy i mnóstwo niecelnych rzutów. Głównie po stronie krakowianek - a to niepotrzebnie sfaulowała Agnieszka Szott-Hejmej, a to Ziomara Morrison bez pomysłu znalazła się pod koszem i dała się zablokować Agnieszce Majewskiej, raz zdarzył się nawet błąd kroków jednej z Wiślaczek. A Ślęza? Może i nie rozbiła banku tak, jak w pierwszej kwarcie, ale zrobiła swoje. Głównym impulsem były dwie błyskawiczne trójki autorstwa Marissy Kastanek i Zuzanny Sklepowicz. Nagle z +6 dla drużyny Arkadiusza Rusina zrobiło się +12. Ten rezultat utrzymał się przez ponad dwie minuty, co tylko może świadczyć o ofensywie obu drużyn w tej partii. Niemniej Ślęza swoje zadanie wykonała perfekcyjnie, przed przerwą zwiększając przewagę do czternastu oczek.

W trzeciej kwarcie Wisła zamiast wyjść z mocną ofensywą i próbować błyskawicznie odrobić straty, wdała się w kolejną batalię. Jose Ignacio Hernandez wychodził z siebie przy linii bocznej, ale nawet podczas przerw na żądanie nie mógł wpłynąć na swoje zawodniczki. Na domiar złego na początku tej odsłony z parkietu z grymasem bólu na twarzy zeszła Sandra Ygueravide, rozgrywająca drużyny z Krakowa. Łzy w oczach i grobowe miny lekarzy nie rokują dobrze hiszpańskiej koszykarce. Najprawdopodobniej doszło do skręcenia lewej kostki.

Zespół z Wrocławia zachował spokój i znów zawierzył Marissie Kastanek. Amerykanka nie boi się wziąć na siebie większej odpowiedzialności i - kolokwialnie mówiąc - ponownie odpaliła. Tak jak w meczu numer pięć serii przeciwko CCC Polkowice, tak i w czwartkowy wieczór Kastanek była nie do zatrzymania. Wiślaczki tylko wodziły za nią wzrokiem, a każdy kolejny celny rzut amerykańskiej obwodowej Ślęzy nakręcał wspaniałą wrocławską publiczność, która zapełniła halę AWF-u. Ten popis ofensywny sprawił, że zespół Arkadiusza Rusina przed ostatnimi dziesięcioma minutami miał aż 22 oczka przewagi. Nie da się tego odrobić, prawda?

Cóż, nie takie cuda się w koszykówce działy, a gdy taką stratę ma do nadrobienia mistrz Polski, wszystko się może zdarzyć. Wiślaczki nie złożyły broni i zasiały ziarno niepewności w obozie Ślęzy, gdy błyskawicznie zdobyły dziewięć punktów z rzędu i sprawiły, że hala we Wrocławiu na parę chwil zamilkła, pierwszy raz w trakcie całego spotkania. Trener Arkadiusz Rusin wziął jednak jedną, a potem drugą przerwę na żądanie i uspokoił swoje koszykarki. Nie musiały wygrać tej kwarty, żeby zwyciężyć w całym spotkaniu - po prostu musiały utrzymać nawet minimalną przewagę. Aż takiej dramaturgii na szczęście nie było, Ślęza trzymała Wisłę na dwucyfrowy dystans i w pełni zasłużenie wygrała spotkanie numer dwa finałowej serii.

Po raz kolejny wygrały determinacja, wola walki i spokój. Te wszystkie cechy przemawiały za Ślęzą. Oczywiście wypadałoby też podziękować obręczom we wrocławskiej hali, które przepuszczały większość rzutów najlepszej drużyny sezonu zasadniczego, a "dziwnym trafem" wypluwały próby Wisły Can-Pack. Rzecz jasna trzeba to traktować z przymrużeniem oka, bo jeszcze raz podkreślmy, że Ślęza Wrocław pokazała dzisiaj swoją siłę i to zespół z Krakowa musi się martwić, jak pokonać ekipę Arkadiusza Rusina. Szczęście po prostu sprzyjało lepszym.

Seria przenosi się teraz do Małopolski - trzecie spotkanie odbędzie się w sobotę, 29 kwietnia, o godzinie 14.

Ślęza Wrocław – Wisła Can-Pack Kraków 73:57 (20:14, 15:7, 22:14, 16:22)
Ślęza:
Kastanek 30 (4x3), Kaczmarczyk 13 (1), Sklepowicz 10 (2), Zoll-Norman 7, Majewska 7, Treffers 4, Skobel 2, Koperwas, Rymarenko
Wisła: Ben Abdelkader 23 (4), Gidden 7, Kobryn 7, Morrison 5, Pop 4, Szumełda-Krzycka 4, Ygueravide 3, Simmons 2, Ziętara 2, Szott-Hejmej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ślęza - Wisła 73:57. Wrocławianki o krok od mistrzostwa! - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska