Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zagłębie nie zatrzymało pędzącej Legii. Zagłębie Lubin - Legia Warszawa 1:2

Piotr Janas
FOT. PIOTR KRZYZANOWSKI
W 23. kolejce Ekstraklasy Zagłębie Lubin przegrało przed własną publicznością z Legią Warszawa 1:2. Gola dla KGHM-u strzelił Krzysztof Piątek, a zwycięstwo legionistom zapewniły trafienia Aleksandara Prijovicia i Michała Kucharczyka.

W wyjściowych jedenastkach niespodzianek nie było. Trener Piotr Stokowiec postawił na ustawienie z jednym napastnikiem, którym pod nieobecność wykartkowanego Michala Papadopulosa był Krzysztof Piątek. Za jego plecami operował Filip Starzyński, a po skrzydłach biegali Łukasz Janoszka i Arkadiusz Woźniak.

Szkoleniowiec gości także nie eksperymentował. Najlepszego strzelca - Nemanję Nikolicia - wspierali Aleksandar Prijović, Michał Kucharczyk i Guilherme. W obliczu takiej siły ofensywnej z obu stron na gole nie trzeba było długo czekać.

Legia już w drugiej minucie wyszła na prowadzenie. Kucharczyk podał w pole karne do Prijovicia, a Szwajcar przepchnął grającego na środku obrony Damiana Zbozienia niczym juniora i posłał piłkę do siatki strzałem pomiędzy nogami Martina Polacka.

Cały plan taktyczny Zagłębiana to spotkanie wziął zatem w łeb, ale gospodarze nie zamierzali kłaść się przed wicemistrzami Polski. Niesieni dopingiem niemal kompletu publiczności lubinianie grali ofensywnie, po ziemi i ładnie dla oka. Problem polegał jednak na tym, że ani Woźniak, ani Piątek nie potrafili wykończyć sytuacji, do których dochodzili.

Z tym nie miała kłopotów Legia i w 38 minucie podwyższyła prowadzenie. Tym razem w roli asystenta wystąpił Nikolić, który ładnym prostopadłym podaniem obsłużył Kucharczyka, a ten pokonał Polacka uderzeniem w długi róg. Słowak miał tę piłkę na nodze, ale nie udało mu się sparować jej na tyle dobrze, by wyleciała poza światło bramki. Raczej nie należy winić go za przepuszczenie tej piłki - bo w końcu była to sytuacja 1 na 1 - ale naszym zdaniem mógł zrobić nieco więcej w tej sytuacji.

Nie zabrakło też kontrowersji. Po jednej z wrzutek Zagłębia z lewej strony piłkę ręką we własnym polu karnym zagrał Igor Lewczuk. Stoper „wojskowych” chciał przeciąć to zagranie, ale piłka odbiła mu się od nogi i trafiła go w rękę. Prowadzący te zawody Mariusz Złotek nie dopatrzył się celowości w tym zagraniu i gwizdka nie użył, ale naszym zdaniem - mógłby. Lewczuk popełnił błąd techniczny, więc pretensje gospodarzy nie były bezpodstawne.

- Boisko zweryfikowało nasze przedmeczowe założenia. Na samym początku dostaliśmy dzwona, potem nasza gra wyglądała lepiej, ale co z tego, jak dostaliśmy drugą bramkę i do przerwy przegrywamy 0:2. W przeciwieństwie do Legii, mamy problemy z wykańczaniem swoich okazji - mówił w przerwie niepocieszony Janoszka.

Drugą połowę to „Miedziowi” rozpoczęli z wysokiego C. Grali agresywniej, stosowali jeszcze wyższy pressing niż przed zmianą stron i szybko przyniosło to efekt w postaci gola kontaktowego. Przepiękną asystą popisał się Starzyński - popularny Figo z pierwszej piłki posłał górną piłkę do dobrze wychodzącego za linię obrońców Piątka, a pochodzący z Dzierżoniowa napastnik dobrze ją opanował i uderzeniem na dalszy słupek pokonał Arkadiusza Malarza.

Od 50 min Zagłębie przegrywało już tylko jednym trafieniem, poczuło krew i ruszyło do przodu. W 60 minucie „Ecika” Janoszkę zastąpił Luis Carlos. Brazylijczyk ożywił grę swojego zespołu na lewym skrzydle i sprawiał wiele problemów Arturowi Jędrzejczykowi.

Wyborną okazję na doprowadzenie do remisu zmarnował w 74 min Woźniak, który po dwójkowej akcji Carlosa z Cotrą dostał piłkę na 10 metrze, ale chyba niepotrzebnie próbował uderzać piętą i nie trafił w bramkę.

Zagłębie próbowało, ale po zejściu w 70 min Starzyńskiego (zastąpił go Krzysztof Janus - przyp. PJ) nie było w stanie wykreować sobie zbyt wielu dogodnych okazji. Trener Stokowiec zmienił system z 4-2-3-1 na 4-4-2, przesuwając do ataku Woźniaka, ale niewiele to zmieniło. Na ostatnie 5 min do przodu powędrował nawet Maciej Dąbrowski, ale on także nie był w stanie odmienić losów tej rywalizacji.

Legia grała w sposób dojrzały, wręcz wyrachowany. Umiejętnie przetrzymywała piłkę z dala od własnego pola karnego i w końcówce to ona miała więcej okazji do zdobycia bramki. Swoje sytuacje zmarnowali jednak rezerwowi - Ondrej Duda oraz Kasper Hammalainen, więc więcej goli nie oglądaliśmy.

- Cieszę się z przełamania, ale co z tego, skoro przegraliśmy ten mecz. Nie jest ta Legia taka straszna jak o niej piszą. Zagraliśmy nieźle, więc do Krakowa (Zagłębie zagra w piątek z Cracovią - przyp. PJ) pojedziemy z podniesionymi głowami. Czegoś brakuje. Może ostatniego podania? Nie mam pojęcia. Na pewno jesteśmy w stanie grać ładną i skuteczną piłkę. Postaram się, żeby na moją kolejną bramkę w Ekstraklasie nie trzeba było czekać aż tak długo - powiedział po meczu Krzysztof Piątek.

Zagłębie przegrało, ale wstydu nie przyniosło. Może się to jednak odbić na pozycji w tabeli. Jeśli w poniedziałek Górnik Łęczna wygra u siebie z Wisłą Kraków, to KGHM wypadnie z pierwszej ósemki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska