Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Can-Pack - Ślęza 64:56. Wszystko rozstrzygnie się we Wrocławiu

Michał Rygiel
Agnieszka Kaczmarczyk (z prawej) rzuciła w niedzielę aż 20 punktów, ale nie wystarczyło to pokonania Wisły. Wszystko rozstrzygnie się w środę
Agnieszka Kaczmarczyk (z prawej) rzuciła w niedzielę aż 20 punktów, ale nie wystarczyło to pokonania Wisły. Wszystko rozstrzygnie się w środę Anna Kaczmarz
Chociaż w niedzielnym spotkaniu nie było aż tak wielkiej różnicy między obiema drużynami jak to miało miejsce w sobotę, minimalne zwycięstwo Wisły Can-Pack Kraków spowodowało, że seria wróci na decydujący mecz do Wrocławia.

Ślęza wyszła na niedzielny mecz ze znacznie większą agresywnością. To mecz obosieczny, ponieważ na każdy przechwyt i udany kontratak przypadały faule przy rzucie którejś z Wiślaczek. Arkadiusz Rusin chciał wybić Wisłę z rytmu i gdyby ten manewr nie przynosił tak wielu fauli, Ślęza byłaby na bezpieczniejszym prowadzeniu. Jednak stające na linii osobistych krakowianki nie myliły się i utrzymywały się na krótkim dystansie.

W drugiej odsłonie za często akcje ofensywne Ślęzy przebiegały według ustalonego schematu. Piłkę na obwodzie dostawała Sharnee Zoll-Norman, szukała opcji na łukach albo pod koszem, ale koniec końców podawała do stawiającej jej zasłony Agnieszki Kaczmarczyk. Doświadczona skrzydłowa wrocławianek wchodziła w drybling do prawej ręki, ale nie potrafiła wykreować sobie bądź swojej koleżance klarownej pozycji do rzutu. Czas naglił, co skutkowało nieprzygotowanymi, wymuszonymi próbami.

Wisła grała spokojną koszykówkę, cierpliwie szukając okazji do rzutu. Pomagała w tym agresywna obrona Ślęzy, która oparta była na wysokich podwajaniach. Ten manewr w defensywie przekładał się na łatwe punkty dla wbiegających z obwodu zawodniczek "Białej Gwiazdy" bądź też na kolejne faule rzutowe.

"Brylowała" zwłaszcza Kateryna Rymarenko - Ukrainka błyskawicznie złapała trzy faule, każdy z nich zdecydowanie niepotrzebny. Wrocławiankom zazwyczaj brakowało jednego lub dwóch kroków, żeby ustawić się na dogodnej pozycji, a Wiślaczki bezlitośnie wykorzystywały te niedociągnięcia.

- Można było pograć w obronie nieco mądrzej. Aż 18 rzutów wolnych Wisły w pierwszej połowie przełożyło się na rezultat. Faule były przy rzutach Wisły bądź przy "bonusie". Emocje udzieliły się dziewczynom, szybkie gwizdki sędziów i w efekcie trudno było to błędne koło zatrzymać - mówił po spotkaniu na antenie TVP Arkadiusz Rusin.

Mądrzej mogła zachować się przede wszystkim Nikki Greene. Środkowa Ślęzy absolutnie bezmyślnie uderzyła łokciem najbardziej doświadczoną koszykarkę Wisły i zarazem kapitan "Białej Gwiazdy" Agnieszkę Szott-Hejmej. Sędziowie ani przez chwilę się nie wahali - Greene wyleciała z parkietu i na nic zdało się jej niedowierzanie oraz protesty. 26-letnia zawodniczka chyba myślami jest już w Seattle Storm, drużynie WNBA. W tym meczu w pięć minut oddała dwa niecelne rzuty, nie zebrała ani jednej piłki i nie wykonała ani jednego bloku.

Po przerwie obie drużyny wyszły na parkiet z tą samą energią i determinacją. Różnica była głównie w tym, że Ślęza zaczęła grać mądrzej w defensywie. Zawodniczki z Wrocławia nie wychodziły już tak wysoko, raczej czekając na swoje rywalki w okolicach łuku wyznaczającego linię rzutu za trzy punkty. Przyniosło to pożądany efekt, lecz niestety dla kibiców 1KS-u wydawało się, że ich ulubienicom brakowało energii na skuteczną grę w ataku.

Na potęgę pudłowała Marissa Kastanek. Powstrzymywana na każdym kroku przez Magdalenę Ziętarę Amerykanka trafiła w pierwszych trzech kwartach tylko jeden rzut z gry na dziewięć prób. Zmieniły się jednak role w ataku i to Sharnee Zoll-Norman zabrała się za rozgrywanie, a Agnieszka Kaczmarczyk za szukanie sobie pozycji. Pięć punktów dołożyła w tej kwarcie Agnieszka Majewska.

Przed ostatnią kwartą Ślęzanki przegrywały zaledwie sześcioma punktami. Sprawy w swoje ręce próbowała wziąć Agnieszka Szott-Hejmej. Najpierw trafiła otwartą trójkę, a potem świetnie znalazła Ziomarrę Morrison. Jednak co 35-letnia koszykarka zbudowała, to straciła próbując wymusić faul, co poskutkowało przewinieniem technicznym i rzutem osobistym dla Ślęzy. Trener Jose Ignacio Hernandez pieklił się przy linii bocznej, lecz nie mógł nic wskórać.

To, co w wykonaniu Wisły działało przez pierwsze pół godziny nagle jak za dotknięciem magicznej różdżki przestało funkcjonować. Jednak na szczęście dla kibiców z Krakowa Ślęza wciąż popełniała błędy i grała nieskutecznie. W ten sposób nie można odrabiać strat.

Trener Arkadiusz Rusin na pięć minut przed końcem zdecydował się na ryzykowny manewr i postawił na niską piątkę. Obok Treffers i Kaczmarczyk na parkiecie pojawiły się Rymarenko, Zoll i Sklepowicz. Wrocławianki jednak w niedzielę nie potrafiły dobrać odpowiedniej siły do swoich rzutów, które za często były przeciągane bądź za krótkie.

Zegar nieubłaganie zbliżał się do zera, a przewaga nie malała. Na trzy minuty przed końcem najpierw z odejścia trafiła Gidden, zaś po pudle Kaczmarczyk z dystansu po izolacji piłkę do kosza skierowała Ben Abdelkader. Trener Rusin wziął ostatni czas, ale mimo ambicji i determinacji Ślęzy z comebacku nic nie wyszło.

Wrocławianki w niedzielę przegrały przez własną nieskuteczność. Piłka nie chciała wpaść do kosza i mimo słabszego spotkania w wykonaniu Wisły to krakowianki wygrały mecz numer cztery. Ślęza oddała aż 62 rzuty, trafiła tylko 20. Na nic zdała się przewaga w punktach po stratach przeciwniczek, oczkach z kontry oraz, co zaskakujące, w "pomalowanym" (34:22 dla Ślęzy pod koszem). Mimo tego, Arkadiusz Rusin zachowywał spokój.

- To był dużo lepszy mecz w naszym wykonaniu niż wczoraj. Dzisiaj od początku staraliśmy się narzucić to, co mamy najlepszego - walkę i twardą obronę. Atak nie funkcjonował tak, jakbyśmy tego oczekiwali. Jeśli nie trafia się do kosza to trudno wygrywać mecze. Pokazaliśmy inny zespół Ślęzy, na pewno pokazaliśmy że to nie ten zespół który w sobotę wyszedł na parkiet tylko drużyna, która będzie chciała walczyć i zdobyć złoty medal - podsumował po meczu Rusin.

Seria przenosi się teraz do Wrocławia i tam nie ma już marginesu błędu. Wszystko rozstrzygnie się w ostatnim spotkaniu. Hala wrocławskiego AWF-u na pewno będzie pękać w szwach. Kto lepiej wytrzyma tę wojnę nerwów? Dowiemy się w środę około godziny 18.

Wisła Can-Pack Kraków - Ślęza Wrocław 64:56 (12:15, 21:9, 13:16, 18:16)
Wisła: Gidden 13, Ben Abdelkader 12 (1x3), Simmons 10 (1), Ziętara 8, Kobryn 6, Pop 6, Szott-Hejmej 5 (1), Morrison 2, Szumełda-Krzycka 2.
Ślęza: Kaczmarczyk 20 (1), Zoll-Norman 16 (1), Kastanek 8 (skuteczność 4/16), Majewska 5 (1), Sklepowicz 5, Treffers 2, Koperwas, Rymarenko, Skobel, Greene.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wisła Can-Pack - Ślęza 64:56. Wszystko rozstrzygnie się we Wrocławiu - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska