Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk (vs) Wrocław. Kto ma rację w tym sporze?

Jakub Guder
Fot. Piotr Warczak
Kto ma rację w sporze Wrocławskiego Konsorcjum Sportowego z Gminą Wrocław? Jak dalej potoczą się właścicielskie losy Śląska? Kto kupi akcje, a kto sprzeda swoje?

Na jutro zaplanowano Walne Zgromadzenie akcjonariuszy Śląska Wrocław. Czy coś zmieni się w układzie właścicielskim? Taki plan ma miasto, ale nie wszystko zależy od przedstawicieli Gminy Wrocław. O co właściwie chodzi w jej sporze z Wrocławskim Konsorcjum Sportowym? Gdzie obie strony najbardziej się różnią?

Gdy Stanisław Han i Rafał Holanowski na specjalnej konferencji prasowej mówili o fiasku swoich rozmów z miastem, w wielu ich wypowiedziach pojawiało się sporo ekonomicznych terminów. Mówili o ryzyku biznesowym, o warunkach, które mogłyby w przyszłości narazić ich na straty finansowe, o zapisach zmuszających konsorcjum do odsprzedania akcji klubu po cenie nierynkowej.

- Sport nie gwarantuje zawsze sukcesu. Załóżmy, że przez pięć lat zainwestowalibyśmy w klub 50 mln zł, a potem byśmy spadli. Musielibyśmy wtedy odsprzedać akcje po cenie nierynkowej - mówił wówczas Holanowski.

Tymczasem w swoim oświadczeniu magistrat postawił sprawę jasno - nie zysk i biznes są najważniejsze.

„(...) Autorzy oświadczenia uparcie nie rozumieją, iż sferą publiczną rządzą inne reguły postępowania niż prywatnym biznesem. Dobro publiczne i jawność mają pierwszeństwo przed chęcią osiągania zysku” - napisali przedstawiciele Wrocławia.

To jest właśnie zasadnicza różnica w podejściu do sprawy miasta i Wrocławskiego Konsorcjum Sportowego. Dla Wrocławia Śląsk to „dobro publiczne”, o które trzeba dbać. Stąd w umowie przedstawionej Konsorcjum szereg zapisów, które zabezpieczały wpływy miasta, gdyby w klubie źle się działo - na przykład spadłby do I ligi. Z biznesowego punktu widzenia były one oczywiście nieopłacalne dla Konsorcjum, które tworzą przecież umiejący liczyć pieniądze biznesmeni. Do tego - bardzo majętni. Dlaczego mieliby na przykład zgodzić się na sprzedaż akcji po zaniżonej cenie, nawet jeśli klub opuściłby Ekstraklasę, skoro wcześniej - powiedzmy przez kilka lat - zainwestowali w niego kilkanaście czy kilkadziesiąt milionów złotych?

Inna sprawa jest taka, że udziałowcy konsorcjum zwyczajnie nie znają się na piłce. Na jednej z konferencji obiecywali, że WKS w ciągu kilku lat zagra w Lidze Mistrzów, co było deklaracją tyleż odważną, co jednak śmieszną. Gdy u schyłku pracy Tadeusza Pawłowskiego rozmawiali z trenerem i całym sztabem, by dowiedzieć się, dlaczego drużyna nie wygrywa, to często nie wiedzieli, kto jest kim wśród współpracowników pierwszego szkoleniowca.

Obie strony poróżniły się o też o to, komu Śląsk Wrocław zawdzięcza poprawę swojej sytuacji finansowej. Konsorcjum mówi, że to dzięki jego nadzorowi klub w tamtym roku zanotował zysk na poziomie trzech milionów złotych. Gmina Wrocław twierdzi, że to efekt działań prezesa Pawła Żelema, człowieka miasta i zaznacza, że już w 2014 roku Śląsk był na plusie. To akurat prawda - wypracował zysk na poziomie 500 tys. zł.

„Członkowie Konsorcjum przekazali klubowi, poprzez podniesienie kapitału, po 1,35 mln zł każdy. Nie przeznaczyli natomiast żadnych pieniędzy na działalność klubu z tytułu reklamy bądź sponsoringu. W tym czasie miasto wsparło Śląsk kwotą około 25 mln zł” - napisał wrocławski ratusz.

Jest też cała przepychanka związana z tym, kto zerwał rozmowy, kto się nie odzywał, kto chciał przedłużenia negocjacji... Doprawdy - trudno w tym dojść do ładu i ocenić, po czyjej stronie jest racja.

Co może wydarzyć się na jutrzejszym Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy? Miasto chce część długu Śląska (11 mln zł) zamienić na akcje i w ten sposób przejąć znów pakiet większościowy. Z tym że na to musi się zgodzić dotychczasowy większościowy udziałowiec, a zatem... Wrocławskie Konsorcjum Sportowe. Z drugiej strony magistrat namawiał konsorcjum, by obie strony wspólnie znalazły nowego inwestora. Nie wiadomo też, jak zachowa się Marek Nowara. Od pewnego czasu jemu najbardziej zależy na tym, by jak najszybciej wypisać się z tej całej zabawy. Gdyby zdecydował się sprzedać swoje akcje gminie, to ta miałaby znów ponad 50 proc. udziałów.

Cała sytuacja oczywiście nie sprzyja klubowi. Trudno na przykład rozmawiać ze sponsorami, skoro nie wiadomo, kto w niedalekiej przyszłości będzie rządził w Śląsku. Trudno się zatem dziwić, że wrocławianie jak nie mieli, tak nadal nie mają żadnego logo na koszulkach. Ta sytuacja trwa już prawie 1,5 roku.

Niezależnie od tego, kto w przyszłości przejmie Śląsk, to nie będzie miał łatwej przeprawy z miastem. Magistrat z jednej strony chce sprzedać akcje z drugiej - mieć ważny głos w kluczowych kwestiach dotyczących klubu. Trudno w ten sposób znaleźć poważnego inwestora, który - wydając prywatne pieniądze - przystanie na takie warunki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Śląsk (vs) Wrocław. Kto ma rację w tym sporze? - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska