Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryszard Furdyna nie żyje. Mistrz, który wychowywał mistrzów. Miał 73 lata (SYLWETKA)

Piotr Janas, jg
Ryszard Furdyna nie żyje. Mistrz, który wychowywał mistrzów. Miał 73 lata (SYLWETKA)
Ryszard Furdyna nie żyje. Mistrz, który wychowywał mistrzów. Miał 73 lata (SYLWETKA) fot. P. Relikowski/J. Wójtowicz (Gazeta Wrocławska)
Ryszard Furdyna nie żyje (SYLWETKA). Zmarł w wieku 73 lat. Legendarny trener bokserów Gwardii Wrocław w przeszłości trenował m.in. Mateuza Masternaka i ostatniego polskiego medalistę olimpijskiego w boksie (Barcelona 92') Wojciecha Bartnika. Długo był aktywny, z ringu ściągnęła go dopiero choroba, z którą zmagał się w ostatnich czasach.

Ryszard Furdyna nie żyje. Mistrz, który wychowywał mistrzów. Miał 73 lata (SYLWETKA)

WAŻNE! - TEKS POWSTAŁ W MAJU 2017 ROKU

Mistrzostwo Polski i zdobycie Pucharu Polski Mateusza Malujdy, pas WBF International Wojciecha Bartnika, srebro mistrzostw Unii Europejskiej Katarzyny Czuby, srebro Pucharu Polski Piotra Urbańskiego, dwa medale mistrzostw Polski Mateusza Masternaka - to tylko niektóre z licznych sukcesów, których nie byłoby bez trenera Ryszarda Furdyny.

Furdyna jeszcze kilka lat temu był jednym z najbardziej znanych trenerów bokserskich w Polsce, a już na pewno we Wrocławiu. Urodzony w 1947 roku szkoleniowiec przez wiele lat pracował w Gwardii Wrocław, gdzie wychowywał całe pokolenia polskich bokserów. Jaka była jego recepta, by talenty zamieniać w wielkich mistrzów?

- Dużo pracy. Młodego zawodnika trzeba intensywnie szkolić. Wkładać mu do głowy taktykę i uczyć techniki. Z dorosłym bokserem jest inaczej. Takiego trzeba wychowywać. Musi wiedzieć, że sport to nie tylko treningi, ale cały styl życia - mówił na łamach portalu gazetawroclawska.pl w grudniu 2009 roku.

- Pan Furdyna to ktoś znacznie więcej niż zwykły trener. Po śmierci mojego ojca właściwie mi go zastępował. Interesował się tym, co się działo się w życiu każdego z jego wychowanków, godził nawet pokłócone małżeństwa - powiedział niegdyś były bokser, a dziś dziennikarz sportowy Bartłomiej Czekański.

- Chciałbym aktywnie pracować do 80. roku życia. Potem do Gwardii będę przychodził już tylko jako widz - powiedział Furdyna w 2009 roku. Niestety, ale ambitne plany tego zasłużonego trenera storpedowała bardzo skomplikowana choroba. W tym roku zdiagnozowano u niego niezwykle rzadki zespół Devica. Jest sparaliżowany od pasa w dół i porusza się na wózku inwalidzkim. Daleko mu jednak do uskarżania się na swój los.

- Złapało mnie nagle. Byłem na sali i podczas treningu Mateusza Malujdy ni stąd ni zowąd odjęło mi siły. Przyklęknąłem, pojechałem do szpitala, tam normalnie jeszcze chodziłem i funkcjonowałem, ale po tym jak podłączyli mi kroplówki, straciłem władzę w nogach. Na początku było to dla mnie straszne, ale szybko udało mi się odrzucić to nieszczęście. Po prostu nie dopuściłem go do siebie, pogodziłem się z tym - zapewnia.

Szczęście w nieszczęściu jest takie, że trener Furdyna ma bardzo kochającą rodzinę i o nic nie musi się martwić. Na co dzień mieszka z żoną, ale ma też dwie córki, które choć mieszkają w Stanach Zjednoczonych, to są z nim w stałym kontakcie. Dzwonią do niego praktycznie codziennie.

- Córki od dziecka grały w tenisa i po pewnym czasie wyjechały do USA. Młodsza Gabrysia kontynuowała swoją przygodę z tym sportem w Baltimore, gdzie mieszkała i studiowała na tamtejszym uniwersytecie, a starsza Joanna wylądowała w El Paso. Tam grała i studiowała. Obie ułożyły sobie życie za oceanem, wiedzie im się bardzo dobrze, a ja jestem szczęśliwym dziadkiem bliźniąt. Żona dwa razy do roku odwiedza je w Stanach. Jestem bardzo dumny ze swoich dzieci - podkreśla Ryszard Furdyna.

Pan Ryszard zawsze bardzo interesował się wszystkim, co dotyczy jego podopiecznych. Był dla nich nie tylko trenerem, ale też mentorem. Doradzał w sprawach życiowych, pomagał podejmować trudne decyzje, wyciągał pomocną dłoń. Nic więc dziwnego, że byli zawodnicy o nim nie zapomnieli.

- Cały czas mam z panem Rysiem dobry kontakt, odwiedzam go. Zresztą nie tylko ja, bo i wielu innych bokserów - powiedział nam ostatni polski medalista olimpijski w boksie (z Barcelony 1992) Wojciech Bartnik. On także bardzo wiele zawdzięcza legendarnemu szkoleniowcowi Gwardii Wrocław.

Innym znanym pięściarzem, który ma dług wdzięczności wobec Furdyny, jest Mateusz Masternak. Popularny wrocławski bokser nie ukrywa, że ten szkoleniowiec był jedną z osób, która mocno pomogła mu odbudować się po nieudanym pobycie w Stanach Zjednoczonych. Był to jeden z najgorszych, jeśli nie najgorszy okres dla bardzo młodego wówczas zawodnika.

- Pierwszą styczność z trenerem Furdyną miałem w Gwardii. Na początku prowadzili mnie Mariusz Cieślak i Grzegorz Strugała, ale gdy zdobyłem tytuł mistrza Polski juniorów i wchodziłem w wiek seniora, trafiłem pod skrzydła Ryszarda Furdyny. Będąc rok pod jego wodzą sięgnąłem najpierw po brązowy, a potem po srebrny medal mistrzostw Polski i podpisałem zawodowy kontrakt - wspomina „Master”.

- Po przejściu na zawodowstwo moim pierwszym szkoleniowcem był już Andrzej Gmitruk, ale we Wrocławiu trenowałem głównie z trenerem Furdyną. Mając 19 lat wyjechałem do Stanów Zjednoczonych, gdzie dostałem bardzo solidnie w kość. Nie miałem najlepszej opieki, a skrajnie wyczerpujące treningi odbijały się na moim zdrowiu. Wróciłem do Polski i miałem, no, może nie depresję, ale wiele problemów. Kłopoty z kręgosłupem, problemy z promotorami - zarówno polskim jak i amerykańskim. Pieniędzy na koncie nie było, sportowa przyszłość nieznana, różne myśli kołatające się w głowie. Nie bardzo wiedziałem co robić, w jakim pójść kierunku. To że poradziłem sobie z tymi przeciwnościami losu zawdzięczam przede wszystkim mojej ówczesnej dziewczynie, a dziś żonie Darii, ormiańskiemu lekarzowi oraz właśnie trenerowi Furdynie, który wspierał mnie mentalnie i pomógł odbudować się fizycznie. W relacji zawodnik - trener zawsze są lepsze i gorsze momenty, ale prawdę mówiąc ja tych złych związanych z tym szkoleniowcem sobie nie przypominam - przyznaje Masternak.

Trener Furdyna nie był do końca kariery związany z Gwardią. Odszedł z niej w 2011 roku, ponieważ ta borykała się z problemami finansowymi i nie była w stanie dłużej utrzymywać sekcji seniorów. Nie oznaczało to jednak rozbratu z boksem - Furdyna we współpracy z Młodzieżowym Centrum Sportu założył klub Maximus Boxing Klub Wrocław, który mieści się przy ul. Legnickiej 65 i funkcjonuje do dziś. Dopóki zdrowie pozwalało, Furdyna prowadził tam treningi.

- W mojej ocenie w 2011 roku sekcja seniorów w Gwardii przestała mieć rację bytu. Wiadomo, to byli zawodnicy, którzy na co dzień pracowali i trenowali. Trzeba było opłacać im wyjazdy na zawody, jakieś zgrupowania, a że zaczynało brakować na to środków, to uznaliśmy, że trzeba znaleźć dla nich inne miejsce. Nie mogliśmy przecież od tak ich zostawić. Dzięki pomocy MCS-u udało się założyć stowarzyszenie i otworzyć bardzo dobrze wyposażoną salkę na Legnickiej. Tam w dalszym ciągu szlifowane są talenty - cieszy się legenda Gwardii.

- Do tego nieszczęśliwego momentu cały czas byłem na sali, ale teraz zarządzam Maximusem z domu, za pośrednictwem mojej żony, która jest tam prezesem. W pewnym sensie cały czas jestem aktywny zawodowo i to daje mi wielką motywację. Niejednokrotnie wpadają do mnie sami zawodnicy, z którymi razem analizujemy ich ostatnie walki. Poruszam się na wózku, ale radzę sobie. A to wyjadę sobie do ogródka posłuchać śpiewu ptaków, a to obiad ugotuję, a to z żoną się troszkę pokłócę (śmiech). Prawie nie ma dnia, żeby ktoś z moich byłych podopiecznych lub przyjaciół mnie nie odwiedzał. Bardzo się cieszę, że utrzymują ze mną kontakt. Nie chcę wszystkich wymieniać, bo mógłbym kogoś niechcący pominąć - zaznacza Furdyna.

- Niejeden załamałby się po czymś takim, co spotkało pana Ryśka, ale nie on. Jemu daleko jest do takiego stanu. Cały czas jest „w obiegu”. Ma kontakt ze środowiskiem bokserskim, które o nim nie zapomina i to jest piękne - podsumował Wojciech Bartnik.

WAŻNE! - TEKS POWSTAŁ W MAJU 2017 ROKU

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ryszard Furdyna nie żyje. Mistrz, który wychowywał mistrzów. Miał 73 lata (SYLWETKA) - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska