Można powiedzieć, że Karpacz sportem stoi. Dziś mamy tu Strefę Kibica Eurosportu, a już niedługo powstanie lekkoatletyczny stadion treningowy.
Zgadza się. Wprawdzie stadion istniał tu od dawna, ale znajdowało się na nim boisko z dwoma bramki i okalająca je bieżnia żużlowa. Siłą rzeczy nic tam się nie działo, choć plany były bardzo ambitne. Moi poprzednicy wydzierżawili ten teren na 30 lat inwestorowi, który obiecał wybudowanie ogromnej bazy z boiskami do piłki nożnej, w pełni zadaszonej, z której korzystałby nawet najlepsze kluby w Europie. Niestety skończyło się na pięknych słowach, dlatego dążyłem do rozwiązania tej umowy, tak, aby teren ten znów był we władaniu miasta. Na szczęście się udało i obecnie trwa budowa całkiem nowego obiektu.
Dla kogo będzie przeznaczony i jak duża to inwestycja?
Po tym jak odzyskaliśmy teren stadionu zacząłem wypytywać różne instytucje i związki sportowe o ich potrzeby i sugestie. Największą aktywnością i przychylnością wykazał się Polski Związek Lekkoatletyczny. Uzyskałem jego poparcie i akredytację jeśli chodzi o projekt, dzięki czemu mogłem wnioskować o dofinansowanie z programu inwestycji o szczególnym znaczeniu dla rozwoju sportu w Polsce. Wniosek został rozpatrzony pozytywnie i udało się pozyskać część środków. Sama inwestycja nie jest tania, bo mówimy tutaj o wydatku rzędu 24 mln zł brutto, dlatego musieliśmy poszukać dodatkowych funduszy. Ministerstwo Sportu i Turystyki obiecało przekazać nam na ten cel 7 mln zł, Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego zadeklarował 2 mln zł, ale będziemy jeszcze pisać do ministerstwa o dofinansowanie drugiego etapu – bo jest taka możliwość. Liczę, że uda się dzięki temu zdobyć jeszcze 2-3 mln złotych. Reszta będzie pochodziła z budżetu gminy, ale jestem przekonany, że warto tę inwestycję wykonać. Będziemy mieć sześciotorową bieżnię, stanowiska dla wszystkich dyscyplin rzutowych i pchnięcia kulą oraz boisko piłkarskie z naturalną płytą, gdyż to musi być stadion wielofunkcyjny.
Z tego co wiem, znajdzie się tam też miejsce do trenowania dla saneczkarzy?
Tak, ponieważ robiąc projekt konsultowaliśmy się ze wszystkimi zainteresowanymi stronami, w tym ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego w naszym mieście oraz klubem saneczkarzy, którzy reprezentują nas na igrzyskach w Pjongczang, czyli Śnieżką Karpacz. Chcemy wykorzystać ukształtowanie terenu, dlatego powstanie okrężna ścieżka z bitumitu, na której saneczkarze będą mogli trenować np. starty.
A jest jakiś pomysł na stary tor saneczkowy, który kiedyś istniał w Karpaczu? Do dziś na jego fragmentach saneczkarze próbują trenować, choć łatwo nie jest. Jeszcze niedawno rozgrywane tam były zawody w ramach olimpiady młodzieży.
Pomysłów jest kilka. Teoretycznie przywrócenie go do stanu używalności to koszt około 200 tys. zł. Tyle wystarczy, by zacząć tam w miarę bezpiecznie trenować, ale trzeba sobie zadać pytanie, czy to ma sens? Może i koszty nie są wielkie, ale pamiętajmy, że obiekt jest przestarzały i byłaby to - mówiąc kolokwialnie - reanimacja trupa. Treningi na pewno nie pozwalałby na optymalny rozwój zawodników, dlatego w grę wchodzi druga opcja: zrównujemy z ziemią pozostałości po dawnym torze i budujemy nowy. Na tę chwilę na świecie jest najwyżej kilkanaście nowoczesnych torów, więc bez problemu wskoczylibyśmy do kalendarza Pucharu Świata. To napędziłoby zainteresowanie i pomogło w rozwoju dyscyplin zjazdowych w Polsce.
Tylko to pewnie kosztowałoby majątek. O jakim wydatku rozmawiamy?
Koszty nie są małe, bo ta inwestycja pochłonęłaby od 40 do 60 mln zł. Tutaj nie obyłoby się już bez udziału Ministerstwa Sportu i Turystyki, natomiast takie rzeczy są możliwe. Jestem po rozmowach z trenerami, działaczami i prezesami Polskiego Związku Bobslei i Skeletonu oraz Polskiego Związku Sportów Saneczkowych. Na tę chwilę rozważane są trzy lokalizacje: Wisła, Arłamów i właśnie Karpacz. Wierzę, że w rozmowach z ministerstwem będziemy mówić jednym głosem, bo Karpacz jest idealnym miejscem na taką inwestycję. Po pierwsze jest przychylność lokalnych władz, po drugie mamy działkę z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, który z definicji mówi o wybudowaniu tam toru, a po trzecie kluby, który na co dzień by z niego korzystały.
Wybudowanie toru byłoby też zapewne kolejnym krokiem w stronę ewentualnego zorganizowania igrzysk olimpijskich w Karkonoszach. Tak szczerze – wierzy Pan w tę inicjatywę?
Sama koncepcja igrzysk w Karkonoszach w 2030 roku jak najbardziej jest wiarygodna, bo tu nie trzeba by było dużo budować. Mamy Polanę Jakuszycką, na której odbywają się zawody Pucharu Świata, a niedługo powstanie tam nowa baza, za co mocno trzymam kciuki. Po stronie czeskiej są skocznie w Harrachovie, które może i dziś już nie funkcjonują w zawodach najwyższej rangi, ale do niedawna tak było. Tradycje są, zainteresowanie jest, więc postawienie dwóch nowych skoczni jest realne i ma sens. W Karpaczu mogłyby odbywać się zawody snowboardowe, hokej to jak wiadomo narodowy sport Czechów i tego nie ma co im zabierać, zwłaszcza, że mają infrastrukturę, więc pozostają dwa główne problemy do rozwiązania – trasa do zjazdu męskiego oraz właśnie tor. Moim zdaniem najlepsze byłoby zaangażowanie się w ten projekt niemieckiego Altnbergu, dysponującego najnowocześniejszym obiektem w tej części Europy. Tu już nie chodzi o to, czy nasz tor powstanie do tego czasu, czy też nie, ale angaż takiego kraju jak Niemcy na pewno znacząco uwiarygodnił by naszą kandydaturę w MKOl, którego prezydentem jest Niemiec (Thomas Bach – przyp. PJ).
Pewnie tak, ale z drugiej strony jeszcze nigdy w historii gospodarzem igrzysk nie były aż trzy kraje.
To prawda, ale raz jeszcze zwrócę uwagę na największą zaletę igrzysk w Karkonoszach – ekologia i ekonomia. Wiele obiektów już istnieje, a te, które trzeba by dobudować, byłby na co dzień wykorzystywanie przez miejscową społeczność i turystów. To zupełnie inna sytuacja niż w Soczi, gdzie wszystko trzeba było stworzyć od zera.
Wróćmy do Karpacza. To pierwsze miasto w Polsce, w którym dzieci z przedszkoli i szkół podstawowych mają lekcje WF-u na nartach i to całkowicie za darmo. Czyja to była inicjatywa?
Z tym pomysłem przyszli do mnie właściciele stoków i wyciągów. Moim marzeniem jest, by każde dziecko w Karpaczu potrafiło jeździć na nartach, bo paradoks polega na tym, że mieszka tu wielu ludzi, którzy nigdy nie mieli nart na nogach. Inicjatywa od razu trafiła na dobry grunt i staliśmy się pierwszą gminą w kraju, która w ramach wychowania fizycznego wysyła dzieci na stoki. Właściciele stoków i wyciągów przygotowują trasy i udostępniają dzieciakom karnety za darmo, a urząd gminy płaci za transport, ubezpieczenie, wypożyczenie nart oraz za instruktorów. Nie jest to dla nas duży wydatek, a serce rośnie, gdy ogląda się dzieciaki uczące się jazdy na nartach. To dla mnie osobiście duża satysfakcja i projekt "WF na nartach" z pewnością będzie przez nas kontynuowany. Już w zeszłym roku programem objętych było ponad 130 dzieci, teraz ta ilość jest podobna.
A często zagląda Pan do Strefy Kibica Eurosportu w Karpaczu?
Tak, niekiedy nawet incognito. Raz byłem tam z dziećmi, potem wychodząc z psem na spacer. Wtedy zostałem nawet wyproszony przez ochroniarza (śmiech). Zresztą bardzo dobrze, bo regulamin zabrania wchodzenia tam ze zwierzętami. Sama strefa zorganizowana jest bardzo profesjonalnie i ciesze się, że odwiedza ją wielu kibiców. Wspólne przeżywanie sportowych emocji łączy ludzi i buduje pozytywną atmosferę.
Rozmawiał – Piotr Janas
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?