Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kastanek: musimy do końca pozostać drużyną

Michał Rygiel
Marissa Kastanek była nie do zatrzymania w serii z CCC Polkowice. Czy będzie ważną postacią podczas finałów Basket Ligi Kobiet?
Marissa Kastanek była nie do zatrzymania w serii z CCC Polkowice. Czy będzie ważną postacią podczas finałów Basket Ligi Kobiet? Paweł Relikowski
Marissa Kastanek, obwodowa Ślęzy Wrocław i bohaterka półfinałowej serii przeciwko CCC Polkowice w rozmowie z nami tłumaczy, jak zagrać z Wisłą Can-Pack Kraków, żeby zdobyć złoty medal Basket Ligi Kobiet

Twój pierwszy pełny sezon w Polsce zbliża się do ekscytującego końca - gracie o złoto Basket Ligi Kobiet. Myślisz, że po tych kilkunastu miesiącach zaadaptowałaś się już do życia w naszym kraju?

Myślę, że tak. Oczywiście nie do końca, bo w tym celu musiałabym tu mieszkać dłużej, ale zaczęłam mówić po polsku tak, żeby się dogadywać i naprawdę bardzo mi się tu podoba.

Po przegranym spotkaniu numer trzy w Polkowicach była w szatni doza niepewności i strachu przed odpadnięciem z walki o złoto? A może od razu się przegrupowałyście i chciałyście, udowodnić że to był wypadek przy pracy?

Po pierwszym meczu w Polkowicach wiedziałyśmy, że teraz musimy doprowadzić do decydującego spotkania. Zdawałyśmy sobie sprawę, że właściwie zwycięstwo wymknęło nam się z rąk, ponieważ prowadziłyśmy dziesięcioma punktami. Musiałyśmy jednak szybko o tym zapomnieć i skupić się na tym, żeby zwyciężyć w pozostałych meczach.

Kto jest liderką w szatni? Jako pierwsza do głowy przychodzi Sharnee Zoll-Norman, ale może wygląda to zupełnie inaczej?

Zdecydowanie Sharnee, ale ważnym głosem w szatni jest także Agnieszka Majewska.

Może w takim razie jesteś swoistą zastępczynią Sharnee? Potrafisz swoją wszechstronnością w defensywie oraz błyskawicznym zdobywaniem kolejnych punktów pociągnąć za sobą drużynę.

Coś w tym może być, ale koniecznie trzeba pamiętać że nie tylko punkty czynią lidera. Sharnee ma w sobie wszystkie niezbędne cechy dla kapitana. Jest liderką z prawdziwego zdarzenia, zawsze ciężko pracuje i wie niesamowicie dużo o koszykówce. Te cechy składają się na jej przywództwo.

Ale ty też masz doświadczenie w tych aspektach - studiowałaś psychologię, zajmowałaś się także coachingiem. To pomaga w grze?

Wydaje mi się, że tak, chociaż najważniejsze jest doświadczanie ludzi, spotykanie się z nimi. Nie można wszystkiego wyciągnąć z książek. To poznawanie innych, czasami różniących się diametralnie ode mnie osób, pomaga mi najbardziej.

Po piątym meczu z CCC najbardziej zastanawiało mnie, co działo się w twojej głowie podczas twojego „one woman show” w czwartej kwarcie. Bardziej myślałaś o tym, że teraz nadszedł twój czas i musisz poprowadzić Ślęzę do zwycięstwa czy też po prostu grałaś w swoim „flow”?

Zdecydowanie to drugie - to jest esencja koszykówki. W tym sezonie miałam już mecze, w których nic nie chciało wpaść do kosza. Nie trafiałam żadnego rzutu, a próbowałam na przykład dwanaście razy. Czasami się uda, czasami nie, taki to właśnie jest sport. Ale dzięki temu jesteśmy znakomitą drużyną, ponieważ się wspieramy. Nieważne kto punktuje najlepiej, zawsze będziemy opierać się na najskuteczniejszej zawodniczce. To odróżnia nas od innych drużyn - nie zależy nam na tym, kto ma najwięcej punktów. Liczy się to, że któraś z nas jest w danym momencie nie do zatrzymania i możemy korzystać z jej świetnej gry. W zeszłą środę byłam to ja, ale następnym razem może to być moja koleżanka.

Nie boisz się rzucać za trzy - „trójka” to twój największy atut?

Zdecydowanie rzuty są moją najlepszą bronią, ale w międzyczasie trener Rusin pracuje ze mną nad atakami w strefę podkoszową. Teraz jeżeli zneutralizują moją grę na dystansie potrafię znaleźć się pod koszem i tam zdobyć punkty. Rywalki muszą sobie radzić z oboma aspektami, a trudno jednocześnie wyłączyć je oba. Wszystko jednak zależy od drużyny.

Szykując się do tego wywiadu trafiłem na nagłówek „Jordan w spódnicy”, który pojawił się po twoim świetnym występie w meczu numer pięć. Z tego, co wiem jesteś dość skromną osobą - jak odniosłabyś się do tego tytułu?

Na pewno chwytliwy (śmiech). Nie robi to jednak na mnie przesadnego wrażenia. W tym spotkaniu zrobiłam po prostu to, co do mnie należało. Porównanie do Jordana bez dwóch zdań spory komplement, ale nie czuję się lepsza od innych. To sport drużynowy - wiedziałam, że CCC zagra twardą defensywą, a ja chciałam zrobić wszystko żeby pomóc Ślęzie wygrać. W meczu numer pięć musiałam trafiać i to właśnie robiłam.

Jordan był najlepszym graczem NBA, a czy Marissa Kastanek może się zjawić w WNBA? Za tobą już gra w Szwecji, Czechach i Portoryko, a teraz zawitałaś do Polski. Myślisz o powrocie do Stanów, czy może zakochałaś się w Polsce i planujesz tu zostać?

Lubię podróżować, podejmować nowe wyzwania. Pojawiam się tam, gdzie Bóg mnie widzi i otwiera przede mną drzwi. Jeśli zadzwoni ktoś z WNBA to na pewno skorzystam z okazji, ale jeżeli to nie nastąpi, nie załamię się. Nie uzależniam swojego sukcesu w życiu od tego, czy zagram w Stanach czy nie.

Teraz przejdźmy do najważniejszych wydarzeń najbliższych dni. Wiesz, kiedy ostatni raz Ślęza sięgnęła po mistrzostwo i przeciwko komu je zdobyła?

Wiem, wiem - trzydzieści lat temu przeciwko Wiśle Kraków.

Jaki jest zatem klucz do powtórzenia tego sukcesu po latach?

Musimy być świetną drużyną, nasi trenerzy muszą wejść na najwyższy poziom, organizacja nie może zawieść. Liczy się ciężka praca od początku do końca. My to robimy, ale na pewno działa też Wisła. Najlepsze drużyny sezonu zasadniczego dostały się do finałów i zapowiada się trudna seria.

Na które pojedynki kibice powinni zwrócić największą uwagę?

Wszystkie będą ważne. Obie drużyny dysponują świetnymi zawodniczkami na każdej pozycji. Musimy dać z siebie wszystko i pracować na sukces zespołu. Nie ma tu słabych punktów.

Ostatni podany przez Ciebie wpis na Twitterze to „osoba osiągająca sukces nie znalazła odpowiednich okoliczności, a wypracowała sobie właściwe nastawienie”. Jakie zatem nastawienie musi mieć Ślęza, żeby sięgnąć po złoto?

Musimy do końca pozostać drużyną. Czasami od tego odchodzimy, starając się zrobić wszystko samemu i to nie pomaga. Każda z nas musi dać drużynie to, co ma najlepszego. Liczy się także krótka pamięć - w trakcie serii play-off trzeba zapomnieć o dobrej grze, bo przed tobą już kolejna akcja, następny mecz. To samo musimy robić, gdy popełnimy błędy.

Krótszy odpoczynek będzie dla was problemem? Wisła skończyła swoją serię szybciej.

W żadnym wypadku - fizycznie nie będziemy odstawać.

Szykujecie się na kolejną walkę, taką jak z CCC, czy może zanosi się na bardziej ofensywną serię?

W play-offach zawsze gra się twardo. Walczyłyśmy przez cały sezon, zmagałyśmy się z drobnymi urazami, ale nie zatrzymałyśmy się. To raczej nie będzie atrakcyjna dla oka seria. Liczy się tylko zwycięstwo.

Jak zatem zakończą się finały. Oczywiście Ślęza ze złotem, ale w ilu meczach - trzech, czterech, pięciu?

To trudne pytanie (śmiech). Nie jestem dobra w przewidywaniu, ale wiem że czeka nas walka. Obie drużyny są mocne, mają świetnych kibiców. Powiem tylko, że nie zamieniłabym swoich partnerek z zespołu na żadne inne - to powinno wystarczyć za odpowiedź.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kastanek: musimy do końca pozostać drużyną - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska