Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprowadził kolarstwo na właściwy tor

Wojciech Koerber
Janusz Kierzkowski - najlepszy torowiec w historii polskiego kolarstwa. I najlepiej ubrany
Janusz Kierzkowski - najlepszy torowiec w historii polskiego kolarstwa. I najlepiej ubrany Janusz Wójtowicz
OLIMPIJCZYCY SPRZED LAT: Janusz Kierzkowski

UWAGA! ARTYKUŁ POWSTAŁ W 2008 ROKU!

Zapytał kiedyś pewien dziennikarz Ryszarda Szurkowskiego, co takiego mistrz najbardziej zapamiętał z wieloletniej kariery.
- Co? Przednie koło - padła krótka, acz treściwa odpowiedź. A co najbardziej utkwiło w pamięci Janusza Kierzkowskiego?

- Dla mnie była to przede wszystkim świetna odskocznia. Postawiłem sobie wymarzony domek. Bo wie pan, ja z bidnej rodziny pochodzę. Ojciec zmarł, gdy miałem cztery miesiące. Matka urodziła mnie w wieku lat 47, więc najmłodsza nie była. Nie bardzo mnie już chciała, ale ja się nie dałem - z uśmiechem tłumaczy najwybitniejszy kolarz torowy w historii polskiego cyklizmu. No i nasz pierwszy mistrz świata - z 1973 roku. W tym roku obchodzimy też 40-lecie jego brązowego medalu olimpijskiego z Meksyku (1 km ze startu zatrzymanego). Miał wówczas Kierzkowski ledwie 21 lat, a szanse nawet na złoto.

- Wystartowałem ostro, jak zwykle. Na 180 metrów przed metą byłem najlepszy. Wtedy dmuchnął jednak lekki wiatr i mnie zatrzymał. Siedzieliśmy w tym Meksyku prawie 2,5 miesiąca. Byliśmy traktowani jak króliki doświadczalne. Wiadomo, trzeba było sprawdzić, jaki termin najlepszy na aklimatyzację. A i tak ten meksykański klimat dawał nam później nieźle w d... - przypomina champion. Do złotego Francuza Trentina zabrakło 0,72 sek. To był jednak niezwykle ważny brąz z punktu widzenia Kierzkowskiego. Z życiowego punktu widzenia.

- Cieszę się z tego trzeciego miejsca, bo mam teraz emeryturę z PKOlu. 2,5 tys. zł miesięcznie. W dobrym momencie przyznali mi te pieniądze, w 2000 roku. Wtedy właśnie miałem poważne problemy. Rak mózgu, operacja w Warszawie. Pomógł mi wtedy Rysiek Szurkowski, uruchamiając swoje kontakty. Rok byłem po tej operacji otępiały. Otrzymałem największą dawkę promieniowania, jaką mogłem otrzymać, by przeżyć. Nawet ostatnio pewien radiesteta zapytał mnie - co pan tak świeci? Bo podobno taką aurę mam nad sobą - wyjaśnia Kicha, jak nań wołali.

- Nie miało to nic wspólnego z kolarstwem. Jako dzieci zakładaliśmy swoje obozy, a szef mojego zrobił raz zbiórkę. Zadumał się tak nad moim nazwiskiem i w końcu mówi "a to niech będzie Kicha" - dodaje.
Dziś jest już Kierzkowski nie podlotkiem, a rentierem. Odpoczywa w swoim domku pod lasem. W Sosnówce, nieopodal Twardogóry.
- Tu jest błogi spokój. Tu się kończy życie - konstatuje nieco nostalgicznie. Ów domek jest dziś tym spełnionym marzeniem, choć wcześniej była nim chatka przy ul. Szwedzkiej. - Kiedyś kupiłem też działkę w Sulistrowicach, 2,5 hektara, lecz w Sosnówce jestem sam - zachwala jej zalety. Karierę sportową kończył cyklista w 1979 roku, rozpoczynając nową - przedsiębiorcy. Również z sukcesami.

- Partyjny nie byłem, lecz partia dużo mi pomogła. Pierwszy sklep, z ciuchami, otworzyłem w Oleśnicy. Później zacząłem handlować dżinsami. Sam na zachód jeździłem, żeby najlepsze wybierać. No i długo ten dżins schodził. W końcu jednak otworzyłem sklep z wykładzinami i dywanami. Hala była spora, na 1000 metrów, bo połowę zajmował magazyn - zaznacza historyczna postać polskiego kolarstwa. Jak trafił na rower?

- Gdy na ul. Ładnej założyli oświetlenie, to zacząłem jeździć z chłopakami. No i zacząłem ich kosić. Grałem wcześniej w kosza, przez dwa lata pływałem też u małżeństwa Naborczyków w Ślęzie. Aż w końcu kumpel, nieżyjący już Zbyszek Stoncel, pomógł mi trafić do Sparty Wrocław. No i opłaciło się. Zostałem przecież pierwszym kolarzem, który zdobył dla naszego kraju mistrzostwo świata - przypomina Dolnoślązak, choć urodzony w Borku koło Gorzowa Wielkopolskiego.

Gdy dziś mówisz kolarstwo, przede wszystkim myślisz - doping. Jak na ów temat zapatruje się nasz bohater?
- Na wielu spotkaniach mówię zawsze, że dla mnie najlepszym dopingiem był dobry schabowy. I tyle. Pamiętam jednak mistrzostwa świata z 1969 roku w Brnie, gdzie zdobyłem srebro. Wygrał tam Włoch Sartori, mój przyjaciel zresztą. Po zawodach podchodzi do mnie dr Rusin i mówi "ty wiesz, że Sartori miał samą efedrynę w moczu". Wtedy można jeszcze było stosować ten środek. Dopiero później trafił na listę zakazanych - tłumaczy Kierzkowski. Czemu więc w jego moczu nie znaleziono efedryny? - To samo pytanie zadałem wówczas dr. Rusinowi. Pewnie, że bym ją wziął. To nie było aż tak szkodliwe - szczerze dziś przyznaje.

Choć przez całą niemal karierę reprezentował Kierzkowski wrocławskie kluby (Sparta 1969-1971, Dolmel 1972-77), to jednak medal olimpijski poszedł na konto warszawskiej Legii (1967-1968).
- Służbę wojskową odbywałem. Jestem dyplomowanym kapralem - przypomina wychowanek legendarnego trenera Józefa Grundmana. To on był dla Kichy jak ojciec. Uczył go nie tylko kolarskiej, ale i życiowej dyscypliny. Obowiązkowości, systematyczności, rzetelności. Z sukcesami. W 1973 roku w San Sebastian, na 50-lecie startów polskich torowców w mistrzostwach świata, 26-letni wrocławianin zdobył wspomniany tytuł mistrza świata.
Z podium światowego championatu nie schodził w ciągu dwóch kolejnych sezonów. W 1974 roku przywiózł brąz z Montrealu, a rok później z Liege. Medalowy dorobek z mistrzostw świata uzupełnia, rzecz jasna, wspomniane srebro z Brna (1969).

Gdy chodzi o dwa pozostałe starty olimpijskie, medali już nie było, choć zawsze kręcił się Dolnoślązak tuż przy podium. W 1972 roku w Monachium był piąty indywidualnie i czwarty drużynowo - po przegranej potyczce o brąz z Wielką Brytanią. Cztery lata później w Montrealu skończyło się czwartą pozycją w pojedynkę.

Dawał się też Kierzkowski we znaki największym polskim szosowcom.
- Spokojnie mogłem w Wyścigu Pokoju jechać. Takie są przynajmniej moje odczucia. Pamiętam takie mistrzostwa Polski w 1973 roku, kiedy ścigaliśmy się z m.in. z Ryśkiem Szurkowskim. Drugie miejsce wtedy mieliśmy. Myślałem, że to mocarze, że będą nas rwali. A tu ostatnie 30 km Szurek ślepy jechał, jak to w żargonie mówimy. Klimczak też nie mógł nic przyspieszyć. Mówię w końcu do Tola Jankowskiego - dawaj! I tak ich ujechaliśmy, że skończyło się odprawą w Polskim Związku Kolarskim. Dr Rusin optował, bym jechał z tą drużyną na mistrzostwa świata szosowców - przypomina wybitny olimpijczyk.

Kolarstwo to także kopalnia anegdot, piękne cytaty. Ot - taki choćby: "Jadą. Cały peleton. Zawodnik obok zawodnika, pedał obok pedała".
- Traktuje się to wszystko z przymrużeniem oka, rzecz jasna. Gdy oglądasz Tour de France w Eurosporcie, często odnosisz wrażenie, że to jakaś wycieczka krajoznawcza, a nie wyścig. Tak się tym bawią Tomek Jaroński - którego dobrze znam - z Krzysztofem Wyrzykowskim - mówi Kierzkowski.

Przed tygodniem spotkaliśmy mistrza świata w Środzie Śląskiej na spotkaniu dolnośląskich olimpijczyków. To żywa legenda, choć ostatnio jakby nieco z boku. Na kartach historii po wsze czasy zostanie jednak postacią centralną. To on naprowadził polskie kolarstwo na właściwy tor.

Janusz Kierzkowski
Ur. się 26 lutego 1947 roku w Borku, zmarł 19 sierpnia 2011 roku we Wrocławiu. Brązowy medalista olimpijski w kolarstwie torowym z Meksyku (1 km ze startu zatrzymanego). Złoty (1973), a także srebrny (1969) i dwukrotnie brązowy medalista MŚ (1974 i 1975). 14-krotny mistrz kraju (sprint, tandemy, 1 km ze startu zatrzymanego, 4 km drużynowo). Najlepszy torowiec w historii kolarstwa polskiego. Zasłużony Mistrz Sportu odznaczony złotym, srebrnym i brązowym medalem za wybitne osiągnięcia oraz Krzyżem Kawalerskim OOP. Żonaty (Stefania). Córki Kamila (40 lat, mieszka w Leicester, gdzie ojciec startował w MŚ 1970) i Paulina (33).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska