18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ergowiosła 2011: Szurmiej wygrał, Rańda chory (ZDJĘCIA)

Wojciech Koerber
Fot. Mikołaj Nowacki
Białorusin Paweł Szurmiej, dwukrotny olimpijczyk, wygrał w Orbicie jubileuszowe, XX Mistrzostwa Polski na Ergometrze Wioślarskim Ergowiosła 2011.

Jubileuszowa, XX edycja Ergowioseł znów dała dużo radości i dużego kopa na przyszłość. Jest bowiem zimowe wiosłowanie na sucho konkurencją, w której wciąż wiele jeszcze do odkrycia i wiele do zorganizowania.

- Nikt jeszcze nie przeprowadził akademickich MŚ czy ME, a mając zgrany zespół, można by spróbować się przymierzyć. Rozmawiałem już na ten temat ze światowymi władzami - mówi nam Marian Pawlak z AZS-u Politechniki, człowiek, który jest przy wrocławskich Ergowiosłach od pierwszej edycji (1992 rok).

Jak było w sobotę? Godnie, sprawnie, na poziomie. Wśród ciężkich ponownie spotkały się dwie legendy - nasz Maciej Siejkowski i... też już nasz Paweł Szurmiej, dwukrotny olimpijczyk zresztą (Ateny i Pekin). Bo choć to Białorusin, to także wieloletni przyjaciel imprezy. Dla Siejkowskiego nie miał jednak litości, odpierając jego ambitny zryw na kilkaset metrów przed metą. Gdy obaj wstali jednak z wózka, znów byli już przyjaciółmi. Tak jak i na piątkowej kolacji, poprzedzającej zawody. Dodajmy, że 35-letni Szurmiej przyjechał do Wrocławia jako brązowy medalista ME na ergometrze, który to krążek wywalczył tydzień wcześniej w Paryżu. Z identycznym zresztą czasem. A zwyciężył tam Niemiec Karsten Brodowski, brązowy medalista poznańskich MŚ 2009 w czwórce podwójnej.
- Szacunek dla Pawła. Ja jestem drugi, czyli pierwszy przegrany - chylił czoło potężny Siejkowski, na co dzień pracujący w niemieckiej straży pożarnej. Na swoje 44 lata kompletnie nie wygląda, ale to wioślarstwo rzeczywiście jest jak ambrozja, zapewnia wieczną niemal sprawność. Przykłady? A choćby Kazimierz Naskręcki, rocznik 38, nasz olimpijczyk z Tokio, gdzie był szósty z Siejkowskim seniorem - Marianem. Wyprostowana sylwetka z wagi lekkiej, kilkudniowy zarost, James Bond normalnie. Do dziś zresztą wiosłuje na ergometrze, a jeszcze dwa lata temu startował w rywalizacji oldbojów.

Idziemy dalej. Marian Drażdżewski, trener naszej czwórki wagi lekkiej szlakowego Pawła Rańdy. Lat 65. Po nartach biegowych zawsze idzie jeszcze na siłownię, gdzie w czarnej wełnianej czapce haruje i wygląda niczym ten więzień z Alcatraz. No i ciekawostka - w sobotę startował także 20-letni Jakub Kocerka. Jak się okazuje, nie wnuk ani prawnuk Teodora (brązowego medalisty olimpijskiego z Helsinek i Rzymu), lecz jego syn z drugiego małżeństwa. Gdy przyszedł na świat, ojciec miał 64 lata. Nic, tylko wiosłować. Dodajmy, że wspomniany Jakub reprezentuje WTW Warszawa, a więc najstarsze polskie towarzystwo sportowe (1878), którego członkiem był m.in. Henryk Sienkiewicz.
Gdy chodzi o męską wagę lekką, pechowo zabrakło obrońcy tytułu, wspomnianego Kierasa Rańdy, który rzadko ma przecież okazję wiosłować przed swoimi. Obóz w Szklarskiej Porębie zakończył jednak ciężką grypą. Zwyciężył Marcin Jędrzejczak, który przed rokiem uległ naszemu mistrzowi o ledwie 0,3 s. To jeden z tych zawodników, którzy specjalizują się w ergometrze, a są niewidoczni latem na wodzie. Dla których Ergowiosła są clou programu. Nasi olimpijczycy z kolei podchodzą do zawodów z marszu, po drodze. Stąd chociażby ich dalsze miejsca (patrz wyniki).

- Bronimy się jednak przed tym, aby ergometr stał się odrębną konkurencją, dyscypliną samą w sobie. Bo jest pomocny w treningu, a superwioślarze zawsze w tej czołówce gdzieś są i muszą jeździć przyzwoicie, poniżej 6 min i 6,20 w przypadku wagi lekkiej - tłumaczy Marian Pawlak.
Dodajmy, że Jędrzejczak wygrał jednocześnie Memoriał red. Ireneusza Maciasia, tragicznie zmarłego latem 2006 roku naszego kolegi, wielkiego przyjaciela wioseł. Stąd też puchar odebrał z rąk małżonki, Małgorzaty Maciaś, która tradycyjnie wzbudziła zainteresowanie płci przeciwnej. Choć oprócz pucharów były też czeki. Pula nagród wyniosła 10 tys. złotych, które rozdzielono między cztery konkurencje (panie, panowie - ciężcy i waga lekka). Sprawiedliwie i po równo, a więc 1200, 800 i 500 zł brutto dla pierwszych trójek.

Jako że była to jubileuszowa edycja imprezy, rozdano też okolicznościowe medale. M.in. prezesowi Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich Ryszardowi Stadniukowi, ale i, rzecz jasna, Dolnoślązakom. Choćby dla dzielnego spikerskiego trio: Ewy Gancarz, Waldemara Niedźwieckiego i Ryszarda Kręcigłowy, znanego też z żużlowych imprez na Stadionie Olimpijskim.

Strzałem w dziesiątkę okazał się rozegrany poza protokołem pokazowy wyścig sztafet: VIP-owskiej, dziennikarskiej oraz Wrocławskiego Hospicjum (razy dwa). Każdą wspomógł jeden z członków naszej czwórki mistrzów olimpijskich w składzie Adam Korol, Michał Jeliński, Marek Kolbowicz i Konrad Wasielewski. Dziennikarze mieli chytry plan, że oni walną po pięćdziesiątce, a resztę - 1850 m - pokona szlakowy Korol. Ten jednak wydał inną dyrektywę - wszyscy płyną swoje 500 i koniec. Właśnie, i to był ich koniec. Zajęli drugie miejsce, ustępując VIP-om, wśród których niesamowitą pracę wykonał radny Maciej Zieliński. Podobno wykręcił lepszy czas od swojego partnera, Kolbowicza.

Jedno jest tylko do poprawki. Organizatorzy musieli zapłacić za wynajem Orbity aż 25 tys. zł. A przecież robili niekomercyjną, niebiletowaną imprezę dla mieszkańców miasta. Z wolnym wstępem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska