Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ślęza Wrocław - KSC Szekszard 74:84. Koniec wspaniałej europejskiej przygody

Michał Rygiel
Marissa Kastanek mimo dobrej dyspozycji rzutowej nie była w stanie trafić kluczowego rzutu za trzy punkty w końcówce spotkania
Marissa Kastanek mimo dobrej dyspozycji rzutowej nie była w stanie trafić kluczowego rzutu za trzy punkty w końcówce spotkania Pawel Relikowski
Koszykarki Ślęzy Wrocław przegrały z KSC Szekszard 74:84 i nie awansowały do ćwierćfinału EuroCupu. Najlepiej punktującymi zawodniczkami mistrzyń Polski były Sharnee Zoll-Norman i Marissa Kastanek, która zdobyły po 18 punktów

Wrocławianki przystąpiły do tego spotkania bez kontuzjowanej Tanii Perez Torres, która nie wyleczyła swoich problemów z kolanem. W jej miejsce po raz kolejny w pierwszej piątce wyszła Sonia Ursu-Kim, która 22 punktami w pierwszym meczu poprowadziła Ślęzę do zwycięstwa 77:72. Również trener Żelijko Djokić dokonał zmiany w wyjściowym składzie. Annę Mansare zastąpiła Reka Balint

Od samego początku było widać, że zespół gości zamierza błyskawicznie odrobić pięciopunktowy deficyt z pierwszego meczu, ale mistrzynie Polski miały zdecydowanie inne plany. W związku z tym doszło do wymiany ciosów, a obie ofensywy z łatwością zdobywały punkty i zanosiło się na strzelaninę. W pierwszych czterech minutach oba zespoły pomyliły się tylko trzykrotnie. Tempa, które narzuciła sobie na Węgrzech nie zwolniła Sonia Ursu - rumuńska skrzydłowa 1KS-u szybko uzbierała cztery punkty.

Ślęza spróbowała budować swoją przewagę po sześciu minutach spotkania, kiedy to trzy akcje zakończone dwoma celnymi rzutami i fantastyczną asystą przeprowadziła Sharnee Zoll-Norman. To wciąż jednak były tylko maksymalnie trzy punkty, gdyż zespół Szekszardu natychmiast odpowiadał swoimi udanymi zagraniami. Po chwili to Węgierki były na prowadzeniu, a trener Djokić zdecydował się na agresywniejszą obronę. Ta przyniosła skutek, a do tego zespół gości praktycznie robił co chciał w strefie podkoszowej, dziewięciokrotnie trafiając z pomalowanego. Mistrzynie Polski musiały zdecydowanie zacieśnić szyki w obronie, jeśli chciały myśleć o zwycięstwie, gdyż w pierwszej kwarcie zbyt często dawały rywalkom łatwe punkty.

Tuż po rozpoczęciu drugiej mecz rozpoczął się od nowa, gdyż po celnym rzucie za trzy punkty Agnes Studer lider węgierskiej ekstraklasy objął pięciopunktowe prowadzenie. Chwilę potem Erica McCall trafiła po kontrze i Arkadiusz Rusin musiał wziąć czas, żeby upewnić się, że spotkanie nie wymknie się Ślęzie spod kontroli. Niestety dla wrocławianek, w następnym posiadaniu z półdystansu pomyliła się Zoll-Norman, zaś po drugiej stronie parkietu Sara Krnjić skończyła udanie akcję 2+1. Zespół ze stolicy Dolnego Śląska odpowiedział tym samym po agresywnym wejściu pod kosz Tijany Ajduković.

Druga kwarta przebiegała według schematu: udana akcja Szekszardu i odpowiedź Ślęzy. To nie pozwalało wrocławiankom na odrabianie strat, ale i nie powiększało ich. Trener Djokić po celnej trójce Balint i kolejnej akcji 2+1, tym razem autorstwa Marissy Kastanek zdecydował się wziąć czas, gdyż tym razem to podopieczne Arkadiusza Rusina za łatwo wchodziły w strefę podkoszową. Wciąż jednak nierozwiązanym pozostał problem defensywy, gdzie gospodynie sporo ryzykowały, czasami zbyt bardzo polegając na pomocy ze strony swoich koleżanek. To głównie przez to wynik cały czas oscylował wokół pięciu oczek przewagi Węgierek.

Dopiero na 3,5 minut przed końcem połowy Agnieszka Kaczmarczyk wykorzystała oba rzuty osobiste i w końcu zrobiło się "tylko" minus trzy. Lecz już w następnym posiadaniu akcja... jakżeby inaczej 2+1 w wykonaniu Sary Krnjić i było minus sześć. Druga kwarta to był prawdziwy rollercoaster. Lepiej czuły się na nim zawodniczki gości. Najpierw w defensywie spóźniła się Zoll-Norman, a potem zablokowana została Janis Ndiba, a cztery łatwe punkty Szekszardu dały mu aż dziewięć punktów zapasu na 100 sekund przed końcem pierwszej połowy.

Do przerwy jednak udało się uniknąć nadmiernych nerwów, głownie za sprawą niezwykle przytomnego zagrania Ndiby, która będąc pod koszem znalazła stojącą w rogu i zupełnie niepilnowaną Klaudię Sosnowską, a ta pierwszym udanym rzutem dystansowym
klubu zmniejszyła straty do trzech punktów. Niewiele brakowało, a Ślęza skończyłaby tę połowę bez celnej próby za trzy.

Pierwszy cios po przerwie zadała drużyna gospodarzy dzięki celnemu rzutowi Ajduković z półdystansu. Drugie uderzenie, jeszcze mocniejsze, też należało do mistrzyń Polski - za trzy trafiła niewidoczna w pierwszej części spotkania Marissa Kastanek. Wrocławianki znów były na prowadzeniu. Do remisu po czasie dla Żelijko Djokicia doprowadziła Teja Oblak, ale w następnej akcji ponownie za trzy rzuciła Kastanek. Węgierki słabo weszły w drugą połowę i Ślęza musiała zrobić wszystko, żeby to wykorzystać.

To udało się tylko połowicznie, bo koszykarki 1KS-u prowadziły już pięcioma punktami, lecz dały się dogonić i wynik przez większość trzeciej kwarty oscylował w okolicach remisu. To była co prawda korzystna sytuacja dla zespołu prowadzonego przez Arkadiusza Rusina, ale trzeba było dołożyć jeszcze parę punktów, żeby uniknąć nerwowej końcówki. I musimy zawodniczkom z Wrocławia oddać, że próbowały. Z dystansu nie do zatrzymania była Marissa Kastanek, która w tej części meczu trzykrotnie trafiła zza łuku, ale scenariusz tego meczu był z założenia thrillerem.

Amerykańska rzucająca Ślęzy miała w tym meczu godną rywalkę - Teja Oblak trafiała w każdym ważnym momencie, a do tego fenomenalnie rozdawała piłki. Słoweńska zawodniczka Szekszardu już po trzech kwartach miała na koncie double-double: 12 punktów i 11 asyst. To za jej sprawą Węgierki wyszły na cztery punkty przewagi, co spowodowało, że Arkadiusz Rusin znów musiał prosić o przerwę. Po niej bardzo ważną trójką popisała się Zuzanna Sklepowicz. Ostatnie słowo należało jednak do Oblak i przed czwartą kwartą mistrzynie Polski przegrywały jednym punktem.

Decydujące dziesięć minut zaczęło się od ofensywy Węgierek. Z linii dwukrotnie trafiła McCall, a potem znakomitym rzutem z odejścia za trzy popisała się 19-letnia rozgrywająca KSC Agnes Studer. Odpowiedź Sharnee Zoll-Norman nieznacznie zmniejszyła deficyt. Dwa rzuty osobiste spudłowała Kourtney Treffers, a chwilę potem Balint nie pomyliła się z dystansu. Zrobiło się 68:75 i emocje zaczęły sięgać zenitu. Najpierw z półdystansu skuteczna była Zoll-Norman, potem z linii nie zawiodła Treffers.

Być może kluczową akcją meczu była ta, w której piłka długo nie mogła znaleźć właścicielki, aż na trzy sekundy przed końcem trafiła w ręce Alexandry Theodorean. Jej pierwszy rzut w meczu okazał się skuteczny i bolał tym bardziej, że został oddany zza łuku. Sprawy zaczęły się wymykać Ślęzie spod kontroli. Piłkę na minutę przed końcem straciła Agnieszka Kaczmarczyk, a niezwykle szczęśliwie do kosza trafiła Oblak. Zostało siedemnaście sekund i tylko trójka mogła dać Ślęzie remis. Niestety tym razem z dystansu pomyliła się Kastanek. Wrocławiankom pozostało jedynie faulować i liczyć na cud. Ten jednak nie nastąpił i europejska przygoda Ślęzy Wrocław dobiegła końca.

Ślęza Wrocław - KSC Szekszard 74:84 (21:25, 23:22, 20:18, 10:19).
Ślęza: Ajduković 13, Kaczmarczyk 9, Ursu-Kim 6, Kastanek 18 (3x3), Zoll-Norman 18 - Sklepowicz 3 (1), Sosnowska 3 (1), Treffers 4, Szybała, Ndiba
Szekszard: Krnjić 14, Balint 17 (3), Erkic 4, Theodorean 5 (1), A. Studer 11 (3) - Oblak 16 (2), Gereben 4, Mansare 2, McCall 11 (1).

W pierwszym meczu Ślęza - KSC 77:72. W dwumeczu 151:156 - awans KSC Szekszard.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska