Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk - Zawisza 1:2. Koszmar wrocławian trwa (ZDJĘCIA, RELACJA)

Jakub Guder
Śląsk - Zawisza 1:2. Wrocławianie przegrali kolejny ligowy mecz i zamiast walczyć o europejskie puchary pomału zaczyna patrzeć w dół tabeli. Wszystkiego nie można tłumaczyć krótką ławką rezerwowych i brakiem Sebastiana Mili.

Relacja online uruchomi się po kliknięciu na wynik. Wynik meczu uaktualniany będzie na bieżąco

Śląsk Wrocław – Zawisza Bydgoszcz 1:2 (0:0). Bramki: Patejuk 55 – Carlos 67, Geworgian 75
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa). Widzów: 8759
Śląsk: Gikiewicz, Ostrowski (77. Plaku), Pawelec Ż, Kokoszka, Dudu, Stevanović (86. Gavish), Kaźmierczak, Socha Ż (74. Cetnarski), Hołota, Patejuk Ż, Paixao
Zawisza: Kaczmarek, Lewczuk, Micael, Hermes, Wójcicki, Ziajka, Strąk, Geworgian, Goulon, Dudek Ż (88. Petasz), Carlos Ż.

Jeśli krótką ławkę rezerwowych ma Stanislav Levy, to co miał powiedzieć Ryszard Tarasiewicz podczas swojej wizyty we Wrocławiu? W meczu ze Śląskiem w odwodzie miał ledwie czterech zawodników z pola, przy czym Michał Markowski do niedzieli miał na koncie ledwie kilka minut w ekstraklasie. Wszystko na skutek kontuzji. Z powodu urazów na Dolny Śląsk nie przyjechali Michał Maskłowski, Kamil Drygas, Paweł Abbott, Łukasz Skrzyński i portugalski snajper Bernardo Vasconselos. Po stronie WKS-u brakowało tylko kontuzjowanego Sebastiana Mili. Tylko, a może „aż”, bo pytany przed meczem o nieobecność rywali Tarasiewicz stwierdził, że brak kapitana Śląsk to dla przeciwników strata 30-40 proc. wartości zespołu.

„Milowego” zastąpił w środku pola – a jakże! - Tomasz Hołota. To staje się zawodnik wybitnie uniwersalny, który zaczynał od roli rezerwowego defensywnego pomocnika, ale zdążył już zagrać na obu skrzydłach, a wczoraj debiutował w środku pola.

Zanim piłkarze i kibice usłyszeli pierwszy gwizdek na murawie Stadionu Wrocław doszło do krótkiej, ale trzeba przyznać bardzo miłej uroczystość. Michał Domański – członek zarządu WKS-u - oraz Sebastian Mila wręczyli trenerowi Tarasiewiczowi pamiątkową tablicę z koszulką Śląska z numerem siedem. Brawo za ten gest, bo mimo sporów i niesnasek warto pamiętać o swoich legendach, a przecież „Taraś” zalicza się do nich bezsprzecznie.

Po pierwszych akcjach obu drużyn najbardziej w głowie zapadła... stadionowa cisza. Otóż wojewoda dolnośląski po derbach z Zagłębiem Lubin na spotkanie z Zawiszą zamknął trybunę B, gdzie zawsze jest kibicowski młyn, oraz sektor dla gości. Najbardziej zagorzali fani przenieśli się zatem na drugą stronę, ale na znak protestu przez pierwszy kwadrans milczeli. Słyszeliśmy zatem głównie pokrzykiwania piłkarzy, jak na sparingu. Po 15 min. wszystko wróciło do normy.

Zastanawialiśmy się też, po co duży fragment sektora D został wolny. Sprawa szybko się wyjaśniła, gdy zasiedli w nim kibice Zawiszy. Kilka metrów od wrocławian, bez płotów czy ochrony. Jak widać wspólny wróg jednoczy.

O samym sportowym widowisku umyślnie do tej pory nie napisaliśmy ani zdania, bo uczciwie trzeba przyznać, że nie ma o czym. Widowisko było słabe z mnóstwem niecelnych podań, strzałów i strat. Gospodarze najlepszą okazję w pierwszej połowie stworzyli w 6 min. kiedy to sprzed pola karnego uderzał Dalibor Stevanović, a Wojciech Kaczmarek musiał bronić na dwa razy. Generalnie jednak Śląsk był straszliwie nieporadny w ofensywie. Gdy brakowało pomysłów koledzy szukali głównie Marco Paixao, ale ten zazwyczaj był osamotniony. Czasem wspierał go aktywny Tadeusz Socha, ale niewiele z tego wychodziło. Brak Mili – nawet tego w nie najlepszej formie – był bardzo widoczny.

Zawisza? Najpierw koncentrował się na tym, żeby gola nie stracić. Z upływem minut grał coraz odważniej. Uderzał kilka razy na bramkę, ale żadna próba nie była celna. Rafał Gikiewicz był w związku z tym bezrobotny.

Druga połowa zaczęła się od serii stałych fragmentów gry dla gości, ale największe zagrożenie dla „Gikiego” stworzył... Dudu. Brazylijczyk wybijając piłkę o mały włos nie umieściłby jej w siatce.

Wtem w 55 min. w playmakera zamienił się Socha. Przez chwilę nawet myśleliśmy, że to Mila założył w przerwie koszulkę z numerem 24. Ale nie – to nasz wychowanek WKS-u popędził środkiem boiska, po czym posłał kapitalną prostopadłą piłkę do Sylwestra Patejuka, a ten – mając przed sobą tylko bramkarza – przerzucił ją nad nim.

Gra się trochę ożywiła. Interweniować musiał nawet Gikiewicz, który wybił na rzut rożny mocne uderzenie zza pola karnego. Niestety Zawisza szybko odpowiedział. W 67 min. Luis Carlos umieścił piłkę w siatce, po dość banalnie wyglądającej wrzutce i nieporozumieniu Pawelca i Gikiewicza.

Niestety – nie minęło 10 min. a mieliśmy 1:2. Po dośrodkowaniu z lewego skrzydła wychodzącego do piąstkowania bramkarza Śląska uprzedził Geworgian i celnie uderzył głową. Jak pokazały jednak powtórki kapitan gości był na spalonym. Inna sprawa, że Gikiewicz po raz kolejy w tej sytuacji się nie popisał.

Piłkę na remis miał wprowadzony na kilka minut przed końcem Oded Gavish, ale w idealnej sytuacji po dośrodkowaniu z rzutu wolnego uderzył za słabo. Śląsk przegrał kolejny mecz i stacza się w dół tabeli. Owszem – porażki można zaakceptować, ale niestety nie tak koszmarny styl.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska