Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk Wrocław – Górnik Zabrze 1:1. Czyż to musiało się tak skończyć?

Jakub Guder
Jakub Guder
Paweł Relikowski
Śląsk Wrocław - Górnik Zabrze 1:1. Przerwana seria siedmiu zwycięstw z rzędu Śląska. Top był perfekcyjny mecz Śląska Wrocław. Perfekcyjny – za wyjątkiem pierwszych ośmiu minut i tej ostatniej, kiedy to na 1:1 strzelił Szymon Czyż. Wrocławianie po ostatnim gwizdku padli na murawę, jakby przegrali coś ważnego. Trzeba ich zrozumieć, bo Górnik był dla nich w niedzielę tłem, a Erik Exposito momentami bawił się, jakby był w piaskownicy.

Pierwsze osiem minut – to był huragan. Że Śląsk nie wychodził z własnej połowy, to mało powiedziane. Właściwie nie wychodził z własnego pola karnego. Już w pierwszej akcji Yokota zakręcił nieźle wrocławskimi obrońcami. Potem strzał młodego Kamila Lukoszka obronił Leszczyński. Było gorąco.
Po tej nawałnicy lewym skrzydłem urwał się Nahuel, który wywalczył rzut rożny. Po nim sprzed pola karnego uderzał niepilnowany Martin Konczkowski, lecz było entuzjazmu było w tym tyle samo, co braku precyzji.

Z biegiem czasu mecz się wyrównał. Miejscowi opanowali pierwszy szok i coraz lepiej radzili sobie z rywalem. W 23 minucie Śląsk powinien prowadzić 1:0. Exposito ruszył z kontrą, ale zamiast podać na prawe skrzydło zwolnił akcję. Wydawało się, że jest już po wszystkim, ale jedno, kapitalne podanie za linię obrońców sprawiło, że Leiva wyszedł sam na sam z bramkarzem gości. Bielica jednak dobrze zareagował, wyszedł kilka kroków do przodu i obronił strzał. Piłkę próbował przerzucić jeszcze nad nim Schwarz, ale golkiper palcami ją podbił, a jeden z obrońców wybił potem z linii bramkowej. Dwie minuty później Exposito huknął sprzed pola karnego w poprzeczkę, chociaż miał wokół siebie trzech obrońców.

Śląsk wywierał presję. Gdy rywal miał piłkę, cofał się co prawda na własną połowę, ale to była gra wedle nakreślonego przez Magierę planu. Kiedy jednak była okazja, błyskawicznie wyprowadzał ciosy. Pokorny podał świetnie z głębi pola do Exposito. Ten nie opanował piłki i wyprzedzili obrońcy. Za moment kapitan WKS-u przeprowadził indywidualną szarżę, która zakończyła się strzałem z ostrego kąta. W promieniach słońca nad Tarczyński Arena czuć było zapach gola.

Czekaliśmy niedługo. Po rzucie wolnym wykonywanym przez Schwarza z głębi pola, piłkę opanował Exposito, nawinął jednego, potem drugiego rywala i huknął lewą nogą w samo okienko przy dłuższym słupku. Dziewiąty gol w sezonie. Do tego trzy asysty – 12 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej po 11 meczach… Imponujący wynik.

W drugiej połowie Śląsk grał swoje. Po świetnym odbiorze w środku pola Pokornego piłkę dostał wbiegający w pole karne z lewej strony Leiva. Wyprzedził obrońców, ale przegrał pojedynek z bramkarzem. Mogło być 2:0. Przy niewielu argumentach, jakie tego dnia miał Górnik, to mogło zamknąć mecz. W 60 min heroiczną szarżą zaimponował wszystkim Matsenko. Zszedł do środka i zakończył ją minimalnie niecelnym strzałem. Ależ był wściekły, że nie zapakował piłki do siatki!

Mecz zbliżał się ku końcowi, a Górnik nie miał żadnych argumentów. Żadnych. Oczywiście wynik 1:0 był wciąż niebezpieczny, ale boisko odzwierciedlało pozycje obu zespołów w tabeli. Nawet pojedyncze zrywy zabrzan kończyły się niedokładnymi podaniami, niecelnymi strzałami lub przechwytem kogoś z Wrocławia. Niebezpiecznie pod bramką Leszczyńskiego zrobiło się dopiero po 80 minucie, kiedy to przyjezdni mieli rzut rożny. Ostatecznie piłka przetoczyła się obok słupka i WKS uratował tylko fakt, że zawodnik gości nie zorientował się w całej sytuacji i nie dostawił nogi.

Sędzia Tomasz Kwiatkowski doliczył do regulaminowego czasu gry cztery minuty. Śląsk się cofnął. To był błąd, bo grał świetnie i inny wynik zwycięstwo, byłby niesprawiedliwy. Górnik ruszył do ataku. No i w ostatniej akcji meczu piłkę do siatki na 1:1 zapakował Szymon Czyż. Arbiter nawet nie wznowił spotkania tylko je zakończył, a wrocławianie padli załamani na murawę, jak gdyby przegrali. Szkoda, wielka szkoda…

Trzeba wrzucić jeszcze kamyczek do ogródka sędziego Kwiatkowskiego. Dwie-trzy sytuacje w samej końcówce mógł zagwizdać inaczej. Na tyle to rozwścieczyło ławkę WKS-u, że jeden z asystentów Magiery zobaczył żółty kartonik. Aby to jednak obiektywnie ocenić, należy obejrzeć telewizyjne powtórki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska