Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk - Raków. Erik Exposito: "Zagram tam, gdzie będę czuł się potrzebny". Wywiad z kapitanem Śląska Wrocław

Jakub Guder
Jakub Guder
Erik Exposito
Erik Exposito Pawel Relikowski / Polska Press
Śląsk Wrocław - Raków Częstochowa. Przed meczem z mistrzem Polski porozmawialiśmy z kapitanem Śląska Erikiem Exposito. Czy miał nadwagę? Czy ma sobie za złe, że poszedł do nocnego klubu, gdy panował COVID? Co z nowym kontraktem we Wrocławiu? Ile mógł zarobić w Chinach? Mecz Śląsk - Raków w niedzielę na Tarczyński Arena (godz. 17:30, transmisja na żywo - Canal+, Canal+ Premium).

Czytasz hiszpańskie gazety? Nazwisko Exposito pojawia się w nich czasami? Pytam, ponieważ ostatnio dziennik „As” napisał, że jesteś pierwszym Hiszpanem, góry strzelił w tym sezonie 10 goli. Wiedziałeś o tym?
Tak, widziałem to. Miałem przyjemność z tego, że gazeta w Hiszpanii, w kraju z którego pochodzę, zauważyła moje możliwości i dobrą formę.

Zapytam tak, jak napisał „As” – chyba nie spodziewałeś się, że swoją najlepszą formę piłkarską osiągniesz 4500 km od domu, w Polsce? Zakładam, że kiedy decydowałeś się na transfer, ten kierunek wydawał Ci się egzotyczny. Zupełne inne miejsce, zupełnie inna kultura, inny klimat.
Tak. Pierwszy raz wyjeżdżałem za granicę, a mój angielski był na podstawowym poziomie. Oczywiście jest to coś, co daje ci do myślenia. Decyzję o przyjeździe tutaj pomogła mi podjąć moja partnerka, z którą wszystko przedyskutowałem. Zupełnie tego nie żałuję. Jestem we Wrocławiu bardzo szczęśliwy, również ze względu na wsparcie ze strony kibiców i fakt, że widzę ciągle tę życzliwość, która jest mi okazywana ze wszystkich stron. To sprawia mi dużą radość.

Bardziej bałeś się bariery komunikacyjnej, czy raczej codziennych spraw? Wiesz, wstajesz rano na trening, a tu tak jak dziś za oknem – śnieg...
Bardziej chodziło o kwestię komunikacji. Kiedy przyjechałem tutaj, nie było jeszcze w drużynie żadnego Hiszpana. Dopiero po tygodniu czy dwóch pojawił się Israel Puerto, ale na początku nie było nikogo. Tym, co mnie blokowało, były właśnie te obawy odnośnie komunikacji w szatni: jak będę się tam czuł? Czy inni będą próbowali mi pomagać? Tego typu sprawy. Jeśli chodzi o klimat to… No cóż, jestem przyzwyczajony do gorącego klimatu i ten pierwszy rok tutaj z powodu pogody rzeczywiście zniosłem nie najlepiej. Jednak najważniejsza była przede wszystkim szatnia - żeby nie czuć się poza grupą. W piłce nożnej, w szatni, możesz stworzyć coś w rodzaju rodziny. Ostatecznie od pierwszej chwili bardzo dobrze mnie przyjęto, pomagano mi we wszystkim. Stopniowo poprawiał się także mój angielski i kiedy minęło pierwszych pięć, sześć miesięcy byłem już zaadaptowany dość dobrze.

Jakie są różnice w podejściu do życia między Polakami a Kanaryjczykami?
Cóż, przede wszystkim chodzi o klimat. To klimat jest tą największą różnicą między Wyspami Kanaryjskimi a Polską, a największe znaczenie ma tu czas zachodu słońca. Tutaj zimą słońce zachodzi już o czwartej po południu, kiedy na Wyspach Kanaryjskich jest jasno do siódmej, ósmej wieczorem. Dla osoby, która jest przyzwyczajona do słońca i wysokich temperatur przez cały rok, jest to duża zmiana. Jeśli chodzi o pozostałe sprawy, to nie ma aż takich rozbieżności… Inne jest także jedzenie. Rzecz jasna jedząc przez większość życia tam, jestem przyzwyczajony do innych smaków, innego rodzaju posiłków… Główną różnicą jest dla mnie jednak kwestia klimatu. Sam uważam, że kiedy przez długi czas jest słońce, życie wygląda jakby lepiej, jest się bardziej radosnym. Zauważyłem, że mój nastrój jest wtedy inny, bardziej pozytywny, ale być może inni nie patrzą na to w ten sposób. Widać to w Polsce: kiedy przychodzi lato, ludzie sprawiają wrażenie szczęśliwszych, są żywsi. Natomiast kiedy jest ciemno, ponuro, zwracasz uwagę, że unikają nawet twoich spojrzeń, każdy idą w swoją stronę ulicą. Z początku trochę mi to doskwierało. Jestem taką osobą, że kiedy widzę kogoś, kogo nawet nie znam, mówię mu „cześć” przechodząc obok. Kiedy zdarzało mi się robić to zimą, ludzie spoglądali na mnie tutaj zdziwieni, jakby chcieli powiedzieć: „a ten to kto?!”. Ostatecznie to wszystko jest kwestią adaptacji. Z czasem przestałem podchodzić do tego w ten sposób.

Jak sobie poradziłeś z kuchnią po przeprowadzce do Polski?
Starałem się kupować takie produkty, które znałem i wiedziałem że lubię. Na początku próbowałem też jakichś cateringów, ale zbytnio mi nie odpowiadały. Zacząłem więc przygotowywać w domu posiłki, które lubię. Pomagała mi w tym moja partnerka i po jakimś czasie było nam łatwiej - po rozpoznaniu, co możemy sobie tutaj przygotowywać.

A różnice między Hiszpanami z kontynentu i tymi z Wysp Kanaryjskich są duże? Żartujecie z siebie?
Tak, dużo żartujemy o sobie nawzajem, dotyczy to przede wszystkim akcentu. Na kontynencie mówi się zupełnie inaczej niż u nas, na Wyspach Kanaryjskich.

Dalsza część rozmowy pod zdjęciem

Erik Exposito
Erik Exposito Pawel Relikowski / Polska Press

Porozmawiajmy wreszcie o piłce. Chciałem zapytać o twój transfer do Chin, który nie doszedł do skutku. Co się wtedy wydarzyło?
Zdarza się tak, że dziennikarze i inni ludzie mówią o rzeczach, których ja nigdy sam nie skomentowałem i wyciągają własne wnioski. Prawda była taka, że na sam koniec negocjacji chcieli zmienić kilka punktów w moim kontrakcie więc postanowiłem, że w takim razie go nie zaakceptuję. Powiedziałem Śląskowi, że zostaję i nie szukam innego transferu, bo w przeciwnym razie będę cały czas rozdarty między pozostaniem, a odejściem. Kiedy po tej odmowie podpisania kontraktu przyjechałem do Wrocławia, po tygodniu przedstawiciele klubu z Chin zadzwonili do Śląska i powiedzieli, że pozmieniali wszystko w kontrakcie w taki sposób, jak sobie tego życzyłem. Ja jednak odmówiłem. Odpowiedziałem, że wróciłem już do treningów w Śląsku i tamten temat jest już dla mnie zamknięty. Prawdą jest, że był to kontrakt, który ustawiał życie mi i mojej rodzinie, ale ja podjąłem taką, a nie inną decyzję ze względu na to, jaką osobą jestem. Uważam, że kiedy umawiamy się na coś, powinniśmy albo doprowadzić to do końca, albo nie robić tego wcale. Przez cały ten okres negocjacji byłem też w ciągłym kontakcie ze Śląskiem. Jestem osobą transparentną – uważam, że kiedy są jakieś niejasności, powinno się mówić o nich wprost. Po co ludzie sami mają wyciągać własne wnioski? Prowadzi to właśnie do takich sytuacji, że tworzy się wrażenie jakiegoś sporu między mną a klubem, a ja nie chcę wchodzić w jakiekolwiek konflikty. Chcę dobrze zarówno dla siebie, jak i dla klubu.

To ile można zarobić w Chinach?
Cóż, to zależy od zawodnika…

A ile Ty mogłeś zarobić?
(śmiech) To zależy od zawodnika i od okoliczności. Oczywiście nie powiem, ile mi oferowali, ale są to takie kwoty, które ustawiają ci życie. Pewnie każdy sam musiałby się zastanowić, ile to by było dla niego… ale były to duże liczby.

Czy to prawda, że aby przeprowadzić się do Chin, zdecydowałeś się przyspieszyć twój ślub? Podobno łatwiej otrzymać wówczas chińską wizę.
Tak, ponieważ okazuje się, że kiedy nie masz ślubu, twój partner lub partnerka może przebywać tam z tobą tylko przez trzy miesiące. Kiedy jednak jesteście po ślubie, możecie mieszkać razem bez przeszkód. W każdym razie, ja miałem już wtedy w planach ślub. W tym sensie więc, nie przyspieszyłem go. Już wcześniej podjęliśmy decyzję, żeby się pobrać i po prostu wykorzystaliśmy nadarzający się moment, aby załatwić wcześniej formalności, ale było to coś, co i tak mieliśmy już w planach.

Twoja żona bardzo Cię wspiera. Najpierw przyjechała z Tobą do Polski, potem była gotowa lecieć z Tobą do Chin. To chyba ważne mieć kogoś takiego przy sobie.
Tak, zdecydowanie. Poznaliśmy się, kiedy miałem 17 lat, jesteśmy więc razem już 10 lat. Zawsze mi doradza, nigdy nie decyduję sam o takich wyjazdach. Zawsze siadamy i rozmawiamy o naszych perspektywach, przyszłości, o miejscu, do którego potencjalnie mielibyśmy się przeprowadzić. Nigdy nie podejmuję takich decyzji samemu – gdyby któryś z kierunków jej nie odpowiadał, powiedziałaby mi to. Omawiam z nią wszystko. Przeprowadzkę do Polski przedyskutowaliśmy wspólnie, wyjazd do Chin również. Zawsze podejmujemy decyzje razem. Pomaga mi we wszystkim i jestem ogromnie szczęśliwy, że mam taką osobę u swego boku.

Twojej żonie podoba się we Wrocławiu? Nie miałaby nic przeciwko, żeby zostać tutaj dłużej?
Tak, bardzo jej się tu podoba, szczególnie w zimie. Tam, skąd jesteśmy, nigdy nie pada śnieg, więc jest to coś, co bardzo lubi. Podobnie jak jarmark świąteczny, który jest w Rynku i to, jak wszystko jest wtedy ozdobione. Jest tu bardzo szczęśliwa, nigdy nie powiedziała mi, że chciałaby się stąd wyprowadzić. Zawsze powtarza, że czuje się tu komfortowo i dopóki nie wydarzy się coś, co wpłynie na naszą decyzję o pobycie tutaj… nie ma nic przeciwko, żeby tu zostać.

Rozmawialiśmy o transferze do Chin, ale powiedz krótko – co miałeś w rękach w przypadku ofert ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich i z Turcji? Czy były tam już konkretne ustalenia, np. odnośnie twojej pensji? Czy te kluby były już dogadane ze Śląskiem? Co ostatecznie poszło nie tak?
Już niewiele z tego pamiętam... Wydaje mi się, że tak, kluby doszły do porozumienia. Mnie pozostało dopiąć kwestię mojego kontraktu. Proponowali mi umowę… teraz już nie pamiętam, zdaje się, że trzyletnią. Ostatniego dnia negocjacji, kiedy byłem już na Wyspach Kanaryjskich i zaraz miałem lecieć do Turcji, zadzwonili do mnie mówiąc, że zmienili warunki kontraktu. Zamiast trzech lat miało to być 2 plus 1 lub 1 plus 1, nie pamiętam teraz szczegółów. W każdym razie, tak jak mówiłem wcześniej, jestem osobą, która chce rozmawiać szczerze, bezpośrednio. Jeśli obiecujesz mi coś – dotrzymaj słowa. Ostatecznie zdecydowałem się odrzucić tę ofertę i powiedziałem Śląskowi, że zostaję. Stwierdziłem, że nie odejdę po tym, kiedy w taki sposób zmienili warunki proponowanego kontraktu.

Dalsza część rozmowy pod zdjęciem

Erik Exposito
Erik Exposito Pawel Relikowski / Polska Press

A Zjednoczone Emiraty Arabskie?
Zabrzmi to jak żart, ale było dokładnie tak samo. Proponowali mi umowę, a kiedy prawie wszystko było już dogadane, przestali odpowiadać na telefony i ostatecznie również zmienili warunki kontraktu. Stwierdziłem, że w takim razie nigdzie się nie wybieram.

Odkąd przyjechałeś do Wrocławia, twoja forma falowała. Teraz jesteś w trakcie najlepszego okresu w twojej dotychczasowej karierze, ale jaki moment był dla Ciebie najgorszy? Czy była to walka o utrzymanie? O być może ta sytuacja, kiedy, w trakcie pandemii, zrobiono wam zdjęcie w klubie i zrobiła się z tego afera?
Odnośnie tego zdjęcia - to tak, były to trudne chwile, ale nie powiedziałbym, że najgorsze. Ostatecznie nie zrobiłem nic, co byłoby wtedy zabronione. Ktoś zrobił to zdjęcie tylko dlatego, że jestem rozpoznawalną osobą. W tym klubie było jednak mnóstwo osób. Gdybym tylko ja chodził wtedy po klubach, zrozumiałbym tę krytykę. Ale to był okres, kiedy było już pełno ludzi na ulicach, wychodzenie i spotykanie się nie było już zabronione. Nie powiedziałbym więc, że to był dla mnie najgorszy moment – to było po prostu zdjęcie, które ktoś zrobił, aby zaszkodzić mojemu wizerunkowi. Takie rzeczy mnie nie ruszają. Z opinii innych osób staram się przede wszystkim wychwytywać pozytywy, a te negatywne rzeczy, cóż… Każdy może mieć swoje zdanie, trzeba to zaakceptować i tyle. Takim złym okresem był przede wszystkim zeszły sezon, kiedy byliśmy o punkt od spadnięcia z ligi. Cała drużyna źle to znosiła, ale ja zawsze powtarzam, że kiedy przytrafia ci się coś złego, nadejdą lepsze chwile. To właśnie widzimy w tym sezonie – jesteśmy w dobrej formie i walczymy o najwyższe cele.

Wróćmy jeszcze do sytuacji ze zdjęciem w nocnym klubie. Chcę o to dopytać, ponieważ w Polsce, kiedy piłkarz wychodzi na piwo, kieliszek wina czy na kolację ze swoją dziewczyną, robi się z tego afera. Jak Ci się wydaje, czy w Hiszpanii reakcja byłaby podobna?
Uważam, że trzeba wiedzieć, kiedy można sobie na coś takiego pozwolić. Jesteśmy ludźmi. Niektórym wydaje się, że piłkarze to roboty, które wszystko muszą robić poprawnie. Każdy zwykły człowiek wychodzi czasem na miasto, a ja też jestem zwykłym człowiekiem. I chcę spędzać fajne chwile z partnerką albo z przyjaciółmi. Nie oznacza to, że robię coś złego. Przeszkadza mi trochę ten fakt, że przez bycie piłkarzem nie mogę robić tego, co każda inna osoba. Oczywiście, nie mówię tu o sytuacji, w której wychodzisz do klubu dzień przed meczem, ponieważ wtedy jest to coś niewłaściwego. Natomiast kieliszek wina z partnerką czy przyjaciółmi, kiedy masz akurat wolny dzień, traktuję jak coś normalnego. Trenujesz, wykonujesz dobrze swoją pracę, a potem chcesz się odłączyć, fajnie spędzić czas. Nie wydaje mi się, żeby to dotyczyło konkretnie Polski. Wszędzie ludzie uważają, że piłkarz nie powinien robić takich rzeczy. I trochę mi to przeszkadza.

Jak różni się trener Jacek Magiera, który był tu za pierwszy razem, od Magiera który jest w klubie teraz?
Nie widzę znaczących różnic. Razem z nim walczyliśmy przecież o Ligę Konferencji. Wydaje mi się, że po prostu udało nam się wszystkim ponownie dobrze dogadać. W relacjach zawsze przydarzają się gorsze momenty. Nie mówię, że w stosunkach z trenerem mieliśmy jakiś kiepski czas, ale tak w ogóle - czasami relacje psują się, kiedy przychodzą gorsze wyniki. Uważam jednak, że w tym sezonie udało nam się dobrze dogadać – zarówno trener z szatnią, jak i szatnia z trenerem. Jesteśmy zjednoczeni, a to ma ogromne znaczenie. Gdyby, niezależnie od starań trenera, relacje w szatni były złe, byłoby bardzo trudno kierować taką drużyną. W tym roku jesteśmy w dobrej formie i wszyscy razem zmierzamy do celu.

Trener powtarza, że musiał zmienić mentalność w szatni. Jak rozumiem, był to jeden z powodów, dla których zrezygnował z takich piłkarzy jak Victor Garcia i Diogo Verdasca. Jaka była ta mentalność na koniec poprzedniego sezonu? I jaka jest teraz?
Jeśli chodzi o rozstanie się z tymi piłkarzami, to nie wiem, czy taki był rzeczywiście powód. Nie wtrącam się w tego typu sprawy. Przed rozpoczęciem sezonu, w trakcie okresu przygotowawczego, usiedliśmy wszyscy razem i porozmawialiśmy: o tym, czego chcemy i o tym, że trzeba zmienić mentalność, nie popełniać już więcej takich samych błędów, gdyż w zeszłym sezonie wszyscy cierpieliśmy. Decyzje, które podjął trener… miał swoje powody. Ja skupiam się na tym, co jest dobre dla zespołu. Musimy być zjednoczeni i dawać z siebie wszystko.

Odbyło się jakieś jedno, ważne spotkanie z trenerem? Nie wiem – poszliście całą drużyną na kolacje, padły jakieś ważne słowa…?
Nie, to wydarzyło się podczas treningu. Trener był tym, który pierwszy zabrał głos i powiedział, że musimy dużo pozmieniać i nie możemy pozwolić, żeby taka sytuacja się powtórzyła. Poprzedni sezon mocno na nas wpłynął… Sytuacja była dla nas bardzo trudna, rozumiem, że dla kibiców również. Wiele rzeczy nam nie wychodziło i było to dla nas ciężkie. Wszyscy jednak zgodziliśmy się, że teraz każdy musi dać coś od siebie, że musimy być pozytywnie nastawieni, skupiać się na każdym meczu, współpracować i sprawić, żeby nikt nie był poza grupą, żeby zawodnicy z wyjściowej jedenastki byli zawsze skoncentrowani, a ci z ławki – gotowi, by wejść i pomagać drużynie. Nad tym pracowaliśmy i udało nam się to osiągnąć.

Dalsza część rozmowy pod zdjęciem

Erik Exposito
Erik Exposito Pawel Relikowski / Polska Press

A jak wyglądała twoja rozmowa z trenerem? Mówiło się o tym, że kiedy złamałeś palec trener wyrzucił Cię z treningów i powiedział…
Nie wyrzucił mnie z treningów…

Dlatego pytam o tę sytuację. Mówiono też wtedy, że zrobił to, ponieważ miałeś nadwagę. Później Jacek Magiera sprostował tę wypowiedź, mówiąc, że chodziło tylko o to, żebyś odzyskał formę.
Powtórzę - uważam, że czasem dziennikarze wymyślają coś tylko po to, żeby wzbudzić zainteresowanie ludzi. Być może nie mają w danej chwili o czym pisać i wykorzystują sytuację, żeby zdobyć więcej wyświetleń. Trochę mnie to dotknęło. O wszystkim rozmawiałem z trenerem. We wtorek złamałem palec, a w czwartek wróciłem do treningów i złamałem drugi. Nie mogłem grać. Będąc napastnikiem dużo walczę, przepycham się, używam dłoni. Nie mogłem grać z powodu bólu, nie mogłem nawet sam się wykąpać. Byłem wtedy sam we Wrocławiu, moja dziewczyna pracowała w Hiszpanii. Usiadłem z trenerem, porozmawialiśmy i zapytałem go jedynie, czy daje mi pozwolenie, żebym trenował w Hiszpanii – robiłbym dokładnie to samo, co mógłbym robić tutaj, ale z pomocą mojej dziewczyny. Tak jak wspomniałem, samemu nie byłem w stanie właściwie nic zrobić, nie mogłem nawet zawiązać sznurówek, ponieważ to były palce u obu rąk. Co więcej, ból w jednym z palców był taki, że musiałem przyjmować zastrzyki przeciwbólowe. Trener wyraził zgodę, powiedział, że to dobra opcja. Po tygodniu wróciłem i byłem już gotowy do pracy. Kiedy zastałem całą tę sytuację, porozmawiałem z trenerem i zapytałem się, dlaczego powiedział coś, co nie było zgodne z prawdą. Powodem mojego wyjazdu nie była nadwaga. Odpowiedział, że to zostało wyrwane z kontekstu, źle przedstawione przez prasę i żebym się tym nie przejmował. Tak jak mówisz - trener odniósł się później do tego, mówiąc, że nie chodziło o nadwagę. Nie było wtedy między nami nieporozumienia, nigdy się nie pokłóciliśmy, po prostu chciałem wyjaśnić tę sprawę. Gdybym miał nadwagę, nie zagrałbym od razu po powrocie siedmiu kolejnych meczów od pierwszej do ostatniej minuty. Tak to wyglądało… Zachowanie dziennikarzy i prasy zabolało mnie wtedy, bo to było kłamstwo.

Z piekła do nieba. Po tych wszystkich problemach, transferowych perturbacjach z zeszłego sezonu zostałeś kapitanem drużyny. Zaskoczyło Cię, że Jacek Magiera zdecydował się w taki sposób postawić na Ciebie?
Byłem już kapitanem w ostatnim meczu poprzedniego sezonu z Legią, no ale później – pewnego dnia – szkoleniowiec chciał porozmawiać i zapytał, czy widzę się w roli kapitana. Odpowiedziałem, że nigdy nie byłem kapitanem, ale jeśli widzi mnie w tej roli i mi ufa, jestem gotów pomóc drużynie w każdym aspekcie. Zgodziłem się. Nie jest to coś, co sprawia, że czuję jakąś dodatkową presję. Zawsze byłem zawodnikiem, który stara się pomóc drużynie jak tylko może. Dla mnie opaska nie oznacza, że jestem kimś lepszym, ważniejszym niż reszta drużyny. Teraz muszę pomagać reszcie bardziej niż ktokolwiek inny - tylko w tym aspekcie mnie wyróżnia. Jako kapitan musisz stanowić przykład, wspierać drużynę we wszystkim, czego by potrzebowała, doradzać. Zawsze, jeszcze nie będąc kapitanem, powtarzałem kolegom z boiska, że jestem gotów do pomocy, mimo że oczywiście były takie momenty, kiedy mi to nie wychodziło lub nie dawałem rady czegoś zrobić. Ta rozmowa z trenerem o opasce to było też duże wyróżnienie. To jest mój piąty sezon tutaj, to wielka duma być kapitanem. Szczególnie, że nigdy bym się nie spodziewał, że grając za granicą będę nosić kapitańską opaskę. Robię to jednak z radością.

Gdyby to była gra komputerowa, to ja bym powiedział, że dzięki opasce kapitana Erik Expito ma plus dwa punkty do wszystkich umiejętności. Tak to dziś trochę wygląda na boisku.
– No nie wiem, po prostu… ja pomagam drużynie, a drużyna pomaga mi. Tak jak mówiłem wcześniej, jeśli będziemy trzymać się razem, razem będziemy stawać się coraz lepsi. Gdyby na boisku nie było tej koordynacji, zrozumienia, wszystko wyglądałoby gorzej. Jeśli przyjąć, że opaska mi pomaga – OK, ale co powiesz o reszcie drużyny? W tym sezonie wszyscy w Śląsku grają tak, jakby mieli tych kilka punktów do umiejętności więcej. Jesteśmy teraz w świetnym momencie przede wszystkim dlatego, że gramy dobrze jako drużyna. To jest najważniejsze. Można to było zobaczyć, kiedy wygraliśmy mecz z Cracovią grając w dziewiątkę. W zeszłym sezonie o czymś takim nie byłoby mowy. Jeszcze by nam wsadzili kilka bramek. W tym roku walczymy wspólnie, jesteśmy rodziną.

Latem, kiedy pojawiła się opcja transferu do Rakowa Częstochowa, klub powiedział, że niezależnie od tego, ile pieniędzy zaoferują, Ty zostaniesz w Śląsku. Podobnie jest teraz – wszyscy mówią, że nie puszczą Cię nigdzie zimą. Nie masz z tym problemu?
Od razu, kiedy pojawiła się oferta z Rakowa, skontaktowałem się z klubem i powiedziałem: „jeśli ją zaakceptujecie, odejdę, a jeżeli nie – jest mi dobrze tu, gdzie jestem”. Decyzja należała do Śląska. W żadnym momencie nie kłóciłem się ze klubem i zawsze pozwalałem mu zdecydować. Powiedziałem, że czegokolwiek by nie postanowili, nie obrażę się. Może w tamtej chwili mogło się wydawać, że lepszym wyjściem będzie mnie sprzedać i zarobić na transferze, ale zdecydowali inaczej. Zaakceptowałem to i nie było między nami żadnych nieporozumień. Byłem przekonany, że to będzie najlepsze wyjście dla mnie, jak i dla klubu. Tak samo jest teraz. Przeżywam tu świetny okres, nie chcę porzucić drużyny ani sprzeczać się z klubem. To ich decyzja – czy chcą abym pozostał, czy też nie. Ja to akceptuję.

Otrzymałeś propozycję nowego kontraktu od Śląska?
Tak, wydaje mi się, że tak, pojawiła się oferta. Zajmują się tym jednak moi agenci. To oni rozmawiają z klubem. Powiedziałem im, że dopóki nie będzie ustalonych więcej detali, ja nie będę się w to mieszał. Wolę trzymać się z boku, ponieważ wiem, że coś takiego może namącić w głowie, a nie chciałbym, żeby moje indywidualne sprawy wpłynęły na sytuację drużyny, szczególnie w takim momencie, w jakim się znajdujemy. Tak więc nie wtrącam się. Jeśli chcecie coś wiedzieć, porozmawiajcie z dyrektorem sportowym, być może on wam powie coś więcej. Uważam, żeby to nie jest dobry moment na taką rozmowę. Teraz powinniśmy się skupić na wykorzystaniu naszej dobrej formy. Zostało kilka meczów do końca pierwszej części sezonu i musimy zdobyć jak najwięcej punktów, by do świąt pozostać na pierwszym miejscu.

Przyznam, że jestem zaskoczony tą rozmową, bo w tych Twoich transferowych opowiadaniach pieniądze może są i ważne, ale nie najważniejsze. To nie zawsze one determinują chyba Twoją decyzję.
Tak, jestem osobą, która w dużej mierze bazuje na odczuciach. Chcę zawsze być w takim miejscu, w którym zauważam, że jestem „chciany”, ceniony. Oczywiście kariera piłkarska jest krótka i trzeba myśleć o przyszłości, ale ja nigdy nie mówiłem Śląskowi, że muszę odejść lub że nie odnowię kontraktu. Nigdy tego nie powiedziałem. Co więcej - zawsze powtarzałem, że jestem otwarty, na nową umową. Niech wyślą propozycje i na jej podstawie zobaczymy, czy klub traktuje mnie tak samo poważnie, jak ja traktuję klub. Na dziś w to jednak nie wchodzę.

Masz teraz 27 lat i latem podpiszesz prawdopodobnie swój najlepszy kontrakt w życiu. Za sam podpis pod umową możesz pewnie dostać sporą sumę. Zastanawiam się, jaki jest twój priorytet - czy chciałbyś grać w jednej z lig TOP pięć w Europie, czy może w kraju takim jak Chiny, żeby zarobić więcej pieniędzy i zabezpieczyć swoją rodzinę. Kariera piłkarska jest krótka...
Znajdę się w miejscu, w którym będę czuł się chciany, ceniony, w którym trener będzie we mnie wierzył i będę przekonany tam o swoim znaczeniu w drużynie. Gdzie? Wszystko jedno. Wykonałem już przełomowy krok, przyjeżdżając do Polski w chwili, gdy nigdy wcześniej nie byłem za granicą. Teraz - jeśli wydarzy się tak, że nie zostanę w Śląsku - wyjadę do miejsca, w którym będę czuł się ceniony. Załóżmy, że zgłosi się jakaś drużyna z pięciu najlepszych lig w Europie, ale nie będę czuł tego wsparcia ze strony trenera, prezydenta klubu… Może wtedy wyjadę do Azji lub innego miejsce, w którym będą we mnie wierzyć.

Czyli ważne jest dla Ciebie też to, żebyś odgrywał kluczową rolę w drużynie, a nie był, powiedzmy, trzecim napastnikiem?
To jest coś bardzo względnego. Wszystko zależy od ciebie, od tego jak trenujesz. Możesz przyjechać gdzieś jako drugi czy trzeci napastnik i zostać tym pierwszym. Możesz też znaleźć się w miejscu, gdzie będziesz zarabiał naprawdę dużo, ale za to będziesz traktowany tak, jakbyś był nikim. Dla mnie pieniądze nie rekompensują czegoś takiego. Według mnie potrzebny jest jakiś balans: być w dobrej sytuacji finansowo, ale też mieć poczucie wsparcia ze strony klubu. Sytuacje, gdy trener drużyny dzwoni do ciebie osobiście i mówi, że zależy mu na twoim transferze lub gdy prezydent klubu dzwoni na twój telefon – takie rzeczy mam na myśli. Jeśli chodzi o sprawy piłkarskie… mogą ci obiecywać, że będziesz pierwszym napastnikiem, ale jeżeli nie sprawdzisz się na treningach – nie będziesz grał.

Ostatnie pytanie, najtrudniejsze. Czy Śląsk Wrocław będzie mistrzem Polski?
(śmiech) Zrozumiałem to bez tłumaczenia. Naturalnie jest jeszcze bardzo wcześnie, żeby obiecywać, że będziemy mistrzami. Mam nadzieję, że tak - będziemy o to walczyć do samego końca. Musimy dalej pracować, nie spuszczać z tonu. Jeśli chcecie, na dwa czy trzy spotkania przed końcem sezonu możemy spotkać się ponownie i zobaczymy, co się wydarzyło.

Rozmawiał - Jakub Guder
Współpraca i tłumaczenie - Wojciech Sroka

Erik Exposito
Erik Exposito Pawel Relikowski / Polska Press

Justyna Święty-Ersetic - sportowe studio Gazety Wrocławskiej

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska