Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rycerz w walce nie zna litości

Bartosz Józefiak
To normalny sport walki. Tyle tylko, że zawodnicy ścierają się w zbrojach płytowych i z toporami oraz mieczami w ręku. Zasada jest jedna - przeciwnik ma upaść. Za wszelką cenę. To właśnie jest bohurt.

Tu nie można się hamować, oszczędzać przeciwnika. My bijemy się naprawdę. To musi boleć! - podkreśla Łukasz Płaza z Polskiego Stowarzyszenia Walk Rycerskich. Jego lista kontuzji potwierdza, że nie ma tu mowy o udawaniu: złamane żebra, zerwane ścięgna, potłuczenia. Ale, jak dodaje zaraz Łukasz, choć kontuzje czasami się zdarzają, bohurt to po prostu kolejny sport walki. Różnica polega na tym, że przeciwnicy tłuką się w rycerskich zbrojach, a ciosy zadają mieczami, toporami czy halabardami.

Wszystko jest dozwolone

Zasady są proste: naprzeciwko siebie stają rycerze w metalowych pancerzach oraz z bronią w ręku. Nie są to tanie podróbki, tylko porządne metalowe pancerze oraz broń, która wagą i gabarytami nie ustępuje temu, czym nasi przodkowie wymachiwali pod Grunwaldem. Zawodnicy pojedynkują się w trzech kategoriach: jeden na jednego, w grupach 5-osobowych lub zespołach po 21 zawodników. Zadanie jest jedno: powalić wszystkich przeciwników.

Powiedzenie "wszystkie chwyty dozwolone" nie jest tu przesadą, bo w potyczce można zastosować niemal wszystkie uderzenia w niemal każdą część ciała, jeśli pozwoli to osiągnąć sukces. Pozostaje oczywiście margines ciosów, których stosować nie wolno. - Uderzenia w krocze, oczy, wewnętrzną część kolan czy w kark są wykluczone. Nie wolno też zadawać sobie sztychów, czyli pchnięć mieczem (zresztą tępym, bo w bohurcie nie używa się naostrzonej broni). Nie chcemy przecież się pozabijać. Surowo przestrzegamy tych zasad bezpieczeństwa - tłumaczy Łukasz Płaza.
Oprócz tego - hulaj dusza, piekła nie ma. Rycerze uderzają tak mocno, jak tylko potrafią, by jak najszybciej powalić przeciwnika. Brzmi brutalnie? Wygląda jeszcze gorzej. W internecie nie brak filmów, które pokazują widowiskowe starcia niczym z najkrwawszych filmów o średniowieczu.

Ale zawodnik z Wrocławia tłumaczy, że na polu bitwy nie jest aż tak źle. - Są urazy, ale przecież tak samo jest w piłce nożnej. Najpoważniejszy wypadek w polskiej lidze miał miejsce w zeszłym roku, kiedy jeden z zawodników otrzymał cios w rękę. Było złamanie z przemieszczeniem. Trochę sam jest sobie winien. Jego tarcza została zniszczona, a on nie chciał wyjść ze szranków (czyli placu boju), by nie zostawiać swoich kolegów. W historii naszego sportu póki co nie doszło jeszcze do śmiertelnych wypadków - mówi wrocławski rycerz.

Niepokonani Rosjanie

Ta oryginalna rywalizacja narodziła się kilka lat temu w Rosji. Do dzisiaj to właśnie Rosjanie nie mają sobie równych, choć Polacy depczą im już po piętach. Generalnie bohurt to domena krajów Europy Wschodniej; silne są także drużyny z Ukrainy, Białorusi czy Litwy. Ale już Anglicy czy Niemcy dostają zazwyczaj niezłe lanie. Mocni są Amerykanie, którzy do zabawy dołączyli dopiero dwa lata temu. Ale znajdziemy też rycerzy z Japonii, Argentyny czy Nowej Zelandii.

Jak w każdym sporcie, mamy rozgrywki drużyn krajowych i zawody światowe, w których walczą kadry narodowe. W Polsce jest ok. 200 zawodników, z czego dolnośląski rycerski klub sportowy Silesia liczy ok. 30 aktywnych członków. W Polsce najlepsze są zespoły z Warszawy, Łodzi i Sieradza oraz właśnie ekipa wrocławska.

Piruet to nie technika

Na treningach zawodnicy stawiają się kilka razy w tygodniu, w tym raz w pełnych zbrojach. Do zabawy zaproszony jest każdy, kto ma chęć i zapał do walki. Na początku niepotrzebny jest nawet pancerz, bo wrocławska grupa chętnie wypożyczy go nowym adeptom.

Do zawodów stają zawodnicy zaprawieni w boju. Ale udział w mistrzostwach świata (ostatnio nasi zajęli 6. miejsce) to inna para kaloszy. By zakwalifikować się do kadry, trzeba przejść testy sprawnościowe, m.in. bieganie czy podnoszenie 100-kilogramowej sztangi.

Z tych rycerskich pojedynków na razie nie ma dużych pieniędzy. Zawodowych wojowników spotkamy prawie wyłącznie w Rosji, gdzie pojedynki transmituje nawet telewizja. Ale w Polsce jeszcze daleko do tego. Zwłaszcza że rycerze nie zgadzają się na to, by sponsorzy reklamowali się na ich zbrojach. W końcu ma być jak najbardziej historycznie.

Bohurt to sport walki full-contact. Porównać go można do boksu czy MMA, jeśli chodzi o zróżnicowanie technik. Ale to jednocześnie trochę piłka nożna, bo mamy zespół, który ze sobą współpracuje. I chociaż łatwo zatracić się w bitewnym szale, zawodnik reprezentacji przypomina, że dobry wojownik pamięta o swoich towarzyszach. - Zespół, który nie dba o siebie nawzajem, przegrywa. Może się to wydawać bezwładną szarpaniną, ale każdy ma tu dokładnie przypisaną rolę, której musi pilnować, żeby drużyna wygrała - tłumaczy wrocławianin.

Tu bardziej od brutalnej siły liczy się technika, czyli umiejętne wykorzystanie własnych możliwości. Nie można tego mylić z efektownym kręceniem wymyślnych piruetów. - Nie jesteśmy w Hollywood. Widzowie mówią, że toczymy brutalne walki bez żadnej techniki. Ale umiejętne zadanie brutalnego ciosu to prawdziwa technika - tłumaczy Łukasz. - Tańce z mieczem, jakie widzimy na filmach, to cyrkowe popisy. Uderzenie nie ma być ładne. Ma być skuteczne.
Rycerz z pełną sakiewką

Choć teoretycznie ćwiczyć może każdy, nie da się ukryć, że siła mięśni na polu bitwy nie zaszkodzi. Zawodnik musi być wytrzymały, bo walka z ograniczonym dostępem tlenu (pojedynki toczy się przecież w pełnej zbroi i w hełmie) jest dużo bardziej męcząca.

Poza tym rycerz to nie giermek - jego sakiewka nie może być pusta. W uzbrojenie i pancerz trzeba zainwestować. I to nie mało. Polscy płatnerze mają już na świecie dobrą renomę. Ich wyroby są cenione, ale nie należą do tanich. A na zbroi nie wolno oszczędzać, bo to właśnie ona decyduje o tym, czy z pojedynku wyjdziemy względnie cali i zdrowi. A ile mniej więcej kosztuje pancerz? - A ile mniej więcej kosztuje samochód? - odpowiada pytaniem na pytanie Łukas. - Nie ma jednej odpowiedzi, bo zbroje są bardzo różne. Ich ceny kształtują się od 1,5 do 3,5 tysiąca złotych i więcej.

Wśród zawodników znajdziemy ludzi bardzo różnych profesji - są policjanci i żołnierze, wielu studentów, lekarze, inżynierowie, historycy. Profesor czy robotnik - okazuje się, że każdy lubi od czasu do czasu dać upust swojej agresji.

Bitewny szał i adrenalina

Bitwa to nie piknik - stres jest tu ogromny. Tak samo jak i inne emocje. - To jest wprost nie do opisania. Z jednej strony adrenalina, jaką trudno sobie wyobrazić. Z drugiej - zwyczajny strach, bo przecież zaraz będą mnie bili bez opamiętania. Trzeba zapanować nad tym wszystkim.

Zawodników często opanowuje szał bitewny - przypływ energii, który podpowiada, że jest się w stanie wszystkich pozabijać. Ale to największy wróg techniki, a kto mu się podda, ten na polu bitwy jest stracony. - Zawsze pamiętamy, że choć w walce jest agresja, to nie ma wrogości. Po turnieju przychodzi czas na ucztę, gdy wspólnie pijemy, żartujemy i gratulujemy sobie dobrej walki - tłumaczy zawodnik z Wrocławia.

I jest coś jeszcze - rycerski kodeks kryjący się w metalowej zbroi. - Może to patetyczne, ale w tym sporcie silny jest etos rycerzy. Bardzo mi się to podoba. Bo kto wytrzyma w walce, ten w życiu poradzi sobie już ze wszystkim - mówi Łukasz Płaza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska