Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Remont wnętrza Hali Ludowej skończy się wyrokiem?

Aleksander Malak
fot. Tomasz Hołod
Zaczęło się zwyczajnie. Gołym okiem stwierdzono, że po latach eksploatacji budynek czy raczej wielki budynek, a nawet kompleks budynków, powiedzmy, że to była Hala Stulecia, dawniej zwana Ludową, zasłużył na generalny remont imponującego wnętrza.

Nic więc dziwnego, że zarządzające Halą Wrocławskie Przedsiębiorstwo Hala Ludowa Sp. z o.o. ogłosiło przetarg na opracowanie dokumentacji projektowej remontu. Jak wiadomo, Hala jest "obiektem światowego dziedzictwa UNESCO", skądinąd jedynym wrocławskim obiektem tego typu, projekt musiał spełniać najwyższe standardy, a nawet więcej, bo zatwierdzać go będą wszyscy święci z przedstawicielami UNESCO, konserwatora zabytków i urzędu miejskiego na czele.
Przetarg w styczniu 2010 roku wygrało konsorcjum, powiedzmy, że angielsko-polskie: Chapman Taylor z Warszawy i PPD Wrotech Sp. z o.o. z Wrocławia, które w ciągu pół roku projekt przygotowało. Widocznie był dobry, ponieważ zatwierdzono go bez uwag. W dodatku, w następnym roku, został wyróżniony w konkursie na najlepszą realizację architektoniczną. Konkurs nazywa się "Piękny Wrocław". No i pięknie.

Po otrzymaniu projektu WP Hala Ludowa ogłosiło następny przetarg. Na wykonanie remontu z terminem realizacji do lipca 2011 roku. Tak krótki termin zdał się projektantom niemożliwy do dotrzymania, o czym powiadomiono inwestora. Ale termin nie mógł być inny, jako że już we wrześniu 2011 w wyremontowanej Hali miała się odbyć wielka, międzynarodowa impreza, nazwijmy ją Europejskim Kongresem Kultury Wrocław 2011.

W styczniu 2011 przystąpiono do pracy. Generalnym wykonawcą zostało katowickie przedsiębiorstwo Budus SA, nadzór autorski zaczęli sprawować projektanci z Chapmana i Wrotechu.
Nie będziemy zagłębiać się w szczegóły remontu, warto jednak powiedzieć, na czym on polegał. A chodziło o zaprojektowanie i wykonanie nowego układu trybun tak, by miast 6,5 tysiąca, w Hali mieściło się 10 tysięcy ludzi. Należało wymienić na nowe wszystkie instalacje (wod-kan, klimatyzacja, p-poż., ogrzewanie, alarmy, monitoring itp.). Sporo.

Nic dziwnego, że po kilku miesiącach prac notowano pewne, powiedzmy, że znaczne, opóźnienia. W trakcie robót wyniknęło wiele nieuwzględnionych w projekcie prac dodatkowych, jak zmiana sposobu zasilania, przeniesienie rozdzielni głównej, przeprojektowanie trybun żelbetowych na prefabrykowane, zmiany rozwiązań projektowych instalacji elektrycznych, zmiany funkcji pomieszczeń i wiele innych, którymi jednak nie będziemy męczyć uwagi czytelnika.

Dodatkowe te prace wykonywane były na prośbę inwestora, dla którego w tym czasie priorytetem było zakończenie remontu przed wrześniowym Kongresem. Kwestia dodatkowego wynagrodzenia za dodatkowe prace miała zostać pomyślnie załatwiona po Kongresie, bo wiadomo - euforia, lokalny patriotyzm, Europa patrzy. "Ty zrób, ja ci na pewno zapłacę. Potem.".
W lipcu, na który przewidziano zakończenie remontu, nastąpiło coś nieoczekiwanego. W trakcie przeprawy przez rzekę zmieniono zaprzęg. Niespodziewanie, po 6 latach, ze sprawowania funkcji prezesa WP Hala Ludowa ustąpiła Hana Cervinkowa. To prawda, że właśnie kończyła się jej druga kadencja, że nie musiała kandydować na kadencję trzecią, że mogła mieć już nowe plany, ale… Nowym prezesem został dotychczasowy szef Wrocławskiego Parku Wodnego Bartłomiej Andrusiewicz.

Wróćmy do naszej opowieści. Remont się kończył, Kongres był na horyzoncie, kiedy między projektantem a inwestorem zaczęły się rozmowy na temat, co tu kryć, pieniędzy za dodatkowe roboty. Rozmowom towarzyszyła nader obfita korespondencja.

"Szanowny Panie! W nawiązaniu do rozmów oraz wcześniejszych sugestii chcielibyśmy poruszyć kwestię pełnionego przez nas nadzoru autorskiego (i problemów - p.m.) …których rozwiązanie wykraczało poza zakres nadzoru…". "W odpowiedzi na Państwa pismo (…) prosimy o przedstawienie takich zmian wraz z wyceną…". "Szanowny Panie! Przedstawiamy poniżej koszt wykonania i zakres dodatkowych prac…". "W związku z Państwa pismem, informujemy, że obecnie nie jesteśmy gotowi do zajęcia stanowiska (…) z powodu wzmożonych przygotowań do Kongresu…". Minęło kilka miesięcy. Skończył się Kongres, projektanci zostali laureatami "Pięknego Wrocławia", rozmowy były coraz bardziej sporadyczne, korespondencja potężniała. Aż strony zasiadły przy stole i 7 grudnia sporządziły "Notatkę spisaną w sprawie ustalenia wartości prac projektowych wykonanych dodatkowo przy realizacji zadania Hala Stulecia we Wrocławiu - Centrum Innowacyjności w architekturze i budownictwie".

Ustalono, że Hala "akceptuje kwoty następujących prac projektowych (w sumie 124 tysiące 200 zł)", a "intencją stron jest znalezienie sposobu rozliczenia powyższych kosztów (…) nie później niż do końca I kwartału 2012".
Chyba jednak intencje wyrażone w notatce nie do końca były identyczne z tymi w notatce niewyrażonymi, bowiem do końca I kwartału nie zdarzyło sięnic. Jeśli można się tak obrazowo wyrazić - Hala nabrała wody w usta. Raz tylko na przypadkowym spotkaniu prezes dał do zrozumienia, że zapłaty nie będzie.

I tak projektant w kwietniu 2012 roku wystawił faktury (odprowadzając podatek VAT), przesłał wezwanie do zapłaty, by w końcu złożyć pozew w sądzie. Dotarliśmy do pozwu, odpowiedzi na pozew i odpowiedzi na odpowiedź na pozew. Wszystkie te pisma pełne swoistego języka i zawiłości prawnych sprowadzają się w gruncie rzeczy do sprawy prostej, wręcz banalnej. Powód domaga się pieniędzy, pozwany twierdzi, że nie zapłaci. Dlaczego, chociaż przyznał w notatce, że dodatkowe prace wycenione na stosowne kwoty zostały wykonane? Bo nie było dodatkowej umowy, a takiej wymaga ustawa o zamówieniach publicznych, bo były nieprawidłowości w dokumentacji projektowej (te zatwierdzone przez wszystkich ważnych?), bo "z cytowanej notatki wynika jedynie, że pracownicy Pozwanej przyjęli do wiadomości zakres i wycenę dodatkowych prac projektowych wykonanych i przedstawionych przez projektantów", ale do niczego się nie zobowiązali. Taki myk.

Ośmieliłem się zadzwonić do prezesów zwaśnionych stron. Prezes firmy mniejszej powiedział mi, że po pierwsze - jest za ugodą (nawet bez odsetek), ale po drugie - nie jest już w stanie dochodzić swoich praw na drodze telefoniczno-mejlowo-listowej i dlatego skierował sprawę do sądu, ponieważ dla niego i jego firmy nawet takie pieniądze to istotny problem, który ostatecznie może pogrążyć jego firmę w niebycie.

Prezes firmy większej powiedział mi, że nie chodzi o to, żeby firmie mniejszej nie zapłacić, tym bardziej, że dla niego pieniądze, zwłaszcza takie, to nie jest żaden problem. To prawo wiąże mu ręce, on złych intencji nie ma, jest za ugodą, którą jednak powinien zadekretować sąd, bo wtedy on będzie miał podkładkę.
Co teraz? Ano sąd musi rozstrzygnąć, czy Wrocław rzeczywiście jest piękny i czy także we Wrocławiu obowiązuje już standard pleniący się coraz powszechniej w naszej gospodarce - ty zrób, a ja ci nie zapłacę, bo takie jest prawo?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska