Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu bada alkohol bezpłatnie. Może go przynieść każdy mieszkaniec. Od poniedziałku z oferty skorzystało już ponad sto osób. Przynieśli głównie alkohol zakupiony w Czechach i na pograniczu. Bali się, że jest skażony śmiercionośnym metanolem, jak ten czeski. Przed gabinetami Zakładu ustawiały się kolejki. - Chyba można już mówić o panice - przyznaje dr Marcin Zawadzki, który bada alkohol. - Nasze badania wykazały, że metanolu nie ma. Ale za to okazało się, że po czeskiej aferze mamy teraz kolejną. Bo w butelkach, które do nas przyniesiono, pojawia się izopropanol. To alkohol, który służy na przykład do mycia szyb - tłumaczył jeszcze we wtorek dr Marcin Zawadzki. W środę w trzech butelkach stwierdzono obecność metanolu (czytaj więcej na ten temat).
Do środy zbadano zawartość 300 butelek. Aż w 40 stwierdzono izopropanol. Z rozmów z wrocławianami, którzy dostarczyli butelki, wynika, że alkohol najczęściej kupowano w Kudowie-Zdroju i okolicznych miejscowościach oraz także w czeskim Nachodzie.
Po wypiciu skażonego alkoholu zawierającego izopropanol nie grozi co prawda śmierć (jak w przypadku metanolu), ale można się ciężko rozchorować. Wystarczy wypić jeden kieliszek, żeby zapaść w stan, który dr Zawadzki porównuje do snu narkotycznego. Później przez kilka dni osoba, która spożyje zatrutą wódkę, czuje się fatalnie.
Do końca tego tygodnia Zakład Medycyny Sądowej we Wrocławiu przygotuje raport o skażonym alkoholu i wyśle go policji.
Badanie kolejnych podejrzanych trunków potrwa na pewno kilka dni.
Nie wiadomo jeszcze, kto produkuje skażony izopropanolem alkohol. Wiadomo za to, że w Czechach można kupić butelki wypełnione lewym spirytusem z etykietami polskiego Polmosu. Ale na pierwszy rzut oka już widać, że to podróbka. Dla pewności w Zakładzie Medycyny Sądowej przebadano spirytus tej firmy zakupiony w sklepie we Wrocławiu. Nie był skażony.
Od osób, które przynoszą alkohol do badania, naukowcy z Zakładu wiedzą, że sporo z nich kupuje podrabiane wódki podczas pobytu w sanatoriach. A jeden z mężczyzn przyznał, że kupił alkohol bez banderoli na wrocławskim targowisku przy dworcu Świebodzkim. Można tam dostać podrabiane trunki o kilka złotych tańsze niż w sklepach. Chętnych nie brak.
W reakcji na czeską aferę z zatrutym alkoholem nasiliły się kontrole targowisk, sklepów i lokali. Jakie są efekty? - Gdy patrole sprawdzają targowisko, zawsze zwracają uwagę, czy sprzedawany jest nielegalny alkohol. Ale ostatnio takich przypadków nie stwierdzono - mówi Krzysztof Zaporowski z dolnośląskiej policji. Za to niedawno funkcjonariusze Izby Celnej rozbili nielegalną gorzelnię w podwrocławskiej gminie Długołęka.
Kontrole przeprowadza też sanepid. Od połowy września do wczoraj do jego magazynów trafiło z dolnośląskich sklepów i lokali blisko 7 tys. butelek alkoholu z Czech. - Na razie nie zostały przebadane - mówi Magdalena Odrowąż- Mieszkowska, rzeczniczka sanepidu.
Dolnoślązacy mogą też sprawdzać podejrzany alkohol w sanepidzie. Ale za badanie trzeba zapłacić 60 zł. Dlatego chętnych brak. Za nielegalny handel alkoholem grozi do dwóch lat więzienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?