Nowe Horyzonty po raz pierwszy, po zmianie Ery na T-Mobile, zmieniły nazwę, a plakaty i flagi, zamiast w kolorze niebieskim, zatonęły w bieli i różu. Poza tym było jak zawsze: Wrocław wybrało 120 tys. kinomanów z całego świata, a 11. odsłonie festiwalu Romana Gutka towarzyszyły setki filmów z różnych krajów (w tym roku około 430, w tym 250 polskich premier). Wydarzeniami były pokazywane po raz pierwszy w naszym kraju obrazy Wima Wendersa ("Pina" - hołd złożony jednej z największych postaci współczesnego teatru tańca, Pinie Bausch) i "Skóra, w której żyję" Pedro Almodovara z Antonio Banderasem.
Po projekcjach filmowych toczyły się w Heliosie dyskusje z twórcami. Kontrowersje wzbudził świetnie przyjęty w Cannes film Urszuli Antoniak "Code Blue", w którym pojawia się temat eutanazji. Tłumy uczestniczyły w spotkaniach z gośćmi: byłym Pythonowcem Terrym Gilliamem czy Norweżką Anją Breien (mieli swoje retrospektywy). Byłoby jeszcze lepiej, gdyby organizatorzy postarali się o punktualny początek projekcji - wszystkie spóźniały się o około 15 minut.
Festiwal stał się w ostatnich latach wydarzeniem nie tylko filmowym. Dzięki współpracy z galeriami BWA po raz kolejny można było oglądać świetne wystawy - "Przetrzyj oczy" z kolekcji Waltera Nekesa - jednego z największych europejskich eksperymentatorów filmowych, i "Są we mnie wszystkie kobiety świata!" norweskiego artysty i feministy Ane Lana. Norwegia rządziła też w Arsenale Miejskim - festiwalowicze na długo zapamiętają energetyczny koncert kolektywu Jaga Jazzist, który rozgrzał publiczność mimo deszczu, i występ producenta i wokalisty Hansa-Petera Lindstroma. 11.
Międzynarodowy Festiwal Filmowy Nowe Horyzonty uważamy za udany. Kolejne święto ambitnego kina za rok.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?