Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premier zachęca do zatrudniania na umowy o pracę, a asystenci posłów żyją ze śmieciówek

Malwina Gadawa
Poseł Jarosław Charłampowicz nie zatrudnia u siebie nikogo na etat, podobnie jak Norbert Wojnarowski czy Aldona Młyńczak
Poseł Jarosław Charłampowicz nie zatrudnia u siebie nikogo na etat, podobnie jak Norbert Wojnarowski czy Aldona Młyńczak Tomasz Hołod
Premier we Wrocławiu zachęcała przedsiębiorców, żeby zatrudniali na podstawie umowy o pracę. Sprawdziliśmy, jak robią posłowie PO.

Na wyjazdowym posiedzeniu rządu we Wrocławiu premier Ewa Kopacz mówiła, że rząd chce walczyć z umowami śmieciowymi. Zapowiadała, że w przetargach organizowanych przez instytucje państwowe będą zapisy preferujące firmy, które zatrudniają pracowników na umowy o pracę. Sprawdziliśmy więc na podstawie poselskich sprawozdań finansowych, w jaki sposób posłowie Platformy Obywatelskiej zatrudniają swoich asystentów. I tu jest bardzo różnie.

Niektórzy nie zatrudniają nikogo na podstawie umowy o pracę. Tak robi np. poseł Norbert Wojnarowski z okręgu jeleniogórsko-legnickiego. W ubiegłym roku nie zatrudnił nikogo na etacie. Wydał zaś ponad 61 tys. zł na umowy o dzieło lub zlecenie. Podobnie poseł Jarosław Charłampowicz z Wrocławia. On wydał w ten sposób ponad 64 tys. zł. Poseł Charłampowicz tłumaczy, że nie musi nikogo zatrudniać na etat, ponieważ robi to minister Grzegorz Schetyna. - Dzielimy wspólnie biuro. Pracują dla nas te same osoby. Są już zatrudnione na etat u ministra Schetyny, więc ja płacę im dodatkowo za wykonywanie nowych obowiązków - mówi poseł Charłampowicz.

PRZECZYTAJ TEŻ: Rząd tirem przywiózł do Wrocławia swoje stoły i krzesła. Te wrocławskie nie były odpowiednie

Asystenta na etacie nie ma także posłanka Aldona Młyńczak. Blisko 50 tys. zł w ubiegłym roku na tzw. śmieciówki wydał również poseł Michał Jaros. On już kiedyś tłumaczył nam, że współpracuje z ludźmi w różnym wieku, w tym ze studentami, dla których jest to pierwsza praca. Oni zyskują doświadczenie, a biuro dzięki temu może sprawniej funkcjonować.

Na przeciwnym biegunie jest jednak wielu posłów PO. Poseł Sławomir Piechota wydaje najwięcej na pensje swoich pracowników zatrudnionych na etat. W ubiegłym roku kosztowało go to ponad 107 tys. zł. Należy jednak pamiętać, że poseł Piechota, tak jak inni niepełnosprawni posłowie, mają do wydania więcej pieniędzy na pracę biura niż inni parlamentarzyści.

ZOBACZ: Senator Dutkiewicza ma kłopot z poparciem. Nie chcą go ani PO, ani PiS

Posłanka Ewa Drozd swoich asystentów zatrudnia tylko na umowę o pracę. To kosztowało ją w 2014 r. ponad 68 tys. zł.
- Prowadzę również niepubliczne przedszkole i tam również wszystkie osoby pracują na podstawie umowy o pracę. W biurze jest naprawdę dużo pracy i czasami 8 godzin dziennie nie wystarczy - mówi posłanka.

Podobnie uważa Anna Leszczyńska z PO, która jest asystentką posła Romana Kaczora. - Moje zadanie polega na organizowaniu pracy posła i na przyjmowaniu mieszkańców. W takim mieście jak Oława, gdzie jest tylko jeden poseł, nie wyobrażam sobie, żeby asystent pracował tylko w wybrane dni tygodnia przez kilka godzin - mówi Anna Leszczyńska. Dla niej bardzo ważne jest, że ma etat, ale podkreśla, że zgodziłaby się pracować u posła nawet mając umowę-zlecenie, ponieważ przez osiem lat pracy w biurze wiele się nauczyła.

Umowy śmieciowe z pracownikami podpisują również posłowie PiS, np. Anna Zalewska czy Przemysław Czarnecki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska