Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Pomaluj mój świat na żółto i na niebiesko". Ach, żeby to było takie proste, jak w piosence zespołu

Robert Migdał
Redaktor Robert Migdał
Redaktor Robert Migdał brak
Wolisz "pikantne gazpacho" czy "egzotyczne curry" - usłyszałem od mojej żony w połowie wakacji. Już się ucieszyłem, że szykuje się dobra kolacja, jednak moja druga połówka szybko wyprowadziła mnie z błędu. Owszem - chodziło o rzecz związaną z kuchnią, ale niestety nie z jedzeniem. Żona postanowiła, że "urlop to najlepszy czas, żeby mieszkanie odświeżyć". I zaczęliśmy malowanie ścian: nie tylko w kuchni, ale i w pokojach, przedpokojach, sypialni... A propos: wiecie Państwo, że najczęściej do kłótni małżeńskich dochodzi właśnie w czasie remontu domu? Taaa, coś o tym wiem... Słyszałem też, że niejeden rozwód miał swój początek właśnie przy dyskusjach: tapeta, tynk strukturalny czy farba na ścianie.

Jako kawaler znałem kilka kolorów: w mojej świadomości funkcjonował niebieski, czerwony, zielony, żółty... Klasyka. Gdy się ożeniłem, dowiedziałem się, że jest też kolor śliwkowy, oliwkowy, piaskowy, łososiowy, "ekri", który bardzo się różni od kości słoniowej, oraz że jest kolor o nazwie "stare złoto" (żona w takim kolorze miała suknię ślubną, więc zakodowałem).

Ale to naprawdę nic, w porównaniu z tym, jak bardzo moje oczy (bardzo szeroko) otworzyły budowlane centra handlowe oferujące farby w puszkach półlitrowych i litrowych. Jestem pełen podziwu dla fantazji osób, które dla odcieni zwykłego zielonego wymyślili nazwy: "pąki akacji", "dzikie pnącza" czy "ryżowe pola".

Muszę się przyznać, że czytając nazwy farb na puszkach, szybko robiłem się głodny. Bo oprócz wspomnianych na początku felietonu gazpacho i curry zwykły czerwony jest nazwany przez producentów "arbuzowa fiesta", kolor brązowy to dla nich "gorzka czekolada" lub "kawowa pralinka", "słodka gruszka" to żółty, "mus jagodowy" - fioletowy, a "miętowy drops" to zielony.

Ale to nic, uwierzcie mi, drodzy Państwo. Niektórych kolorów, po samej nazwie, mało kto zdoła odgadnąć. Bo spotkałem i wynotowałem sobie od razu, krążąc między półkami, takie perełki, jak "wysokie obcasy" (czerwony), "indiańskie lato" (pomarańczowy), "pocałunek gejszy" (różowy), "powiew luksusu" (różowy), "bita śmietana" (biały), "jesienna mgła" (szary), zagubiony list" (szary), "po zmroku" (też szary), "wodny masaż" (niebieski), "cisza nocy" (czarny), "biała noc" (choć noc to jednak biały), "radosne spotkanie" (pomarańczowy).

Zdziwiło mnie, że kolor, kryjący się pod nazwą "ukryte pragnienie", to zwykły zielony, tak samo jak "spełnione marzenia". "Szept nocy" natomiast to niebieski, "nuta tajemnicy" to fioletowy, a "rozmowa przyjaciół" - brązowy (choć moja żona twierdzi, że to kawa z mlekiem - no cóż...).

Podejrzewam, że wiem, dlaczego producenci farb prześcigają się w coraz to wymyślniejszych, zaskakujących nazwach dla swoich zwykłych najzwyklejszych produktów. Bo przecież w ustach Pani Domu, która oprowadza koleżanki po świeżo wymalowanym mieszkaniu, piękniej brzmi: "a w salonie na suficie położyliśmy "antyczny marmur" przechodzący na skosach w "białe żagle" - niż banalne stwierdzenie: "sufit pomalowaliśmy na biało".

Żar się z nieba leje, ale ja nie narzekam. Ściany mi będą szybciej schły. Właśnie dzwoniła żona, jaki "biały kolor" wybrać do łazienki: "garść muszelek", "ziarno sezamu", "światełka Heraklionu" czy "słońce Hellady". Niech się chwilę zastanowię...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska