Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Światowe Centrum Słuchu. Kajetany wizytówką polskich dokonań w medycynie [REPORTAŻ]

Anita Czupryn
Trening do operacji w bardzo zaawansowanych technologiach odbywa się na mrożonych ludzkich głowach
Trening do operacji w bardzo zaawansowanych technologiach odbywa się na mrożonych ludzkich głowach Fot. Bartek Syta
Kajetany, małą wieś leżącą 20 km od Warszawy, zna cały świat. A to za sprawą prof. Henryka Skarżyńskiego i Światowego Centrum Słuchu. Tu wyznaczane są nowe trendy leczenia głuchoty, z których korzysta światowa nauka.

Niedawno opinię publiczną zelektryzowały dwie wiadomości -pierwsza to ta, że Brian Johnson, wokalista zespołu AC/DC traci słuch, zespół odwołuje koncerty. A druga - że profesor Henryk Skarżyński zaprosił wokalistę na konsultacje do Kajetan, do swojego Centrum.

Jedziemy więc poznać człowieka, o którym mówią pionier, twórca polskiej szkoły otochirurgii, ambasador polskiej nauki i medycyny w świecie, światowy lider, a ostatnio też zwycięzca rankingu na najbardziej wpływową osobę w polskiej medycynie. Tabloidy piszą o nim jak o cudotwórcy: „W trzydzieści minut przywraca słuch”!

Profesor Skarżyński był pierwszym w Europie Wschodniej lekarzem, który w 1992 roku wszczepił głuchemu pacjentowi implant ślimakowy, przywracając mu słuch. Był pierwszym na świecie, który w 2002 roku dokonał operacji wszczepienia implantu ślimakowego w częściowej głuchocie osobie dorosłej opracowaną przez siebie metodą. Dwa lata później taką operację przeprowadził u pierwszego w świecie dziecka.

Jadę więc na spotkanie z człowiekiem, którego lista dokonań, osiągnięć, nagród jest tak niebotycznie długa, że mógłby nimi obdzielić kadrę naukową kilku dobrych uniwersytetów.

A oto i serce Kajetan - Światowe Centrum Słuchu, które nie bez powodu porównuje się do najpopularniejszego w Polsce szpitala w mitycznej Leśnej Górze z serialu „Na dobre i na złe”. Cisza, kojący spokój, park ze zwierzętami, eleganckie alejki z ławeczkami, płyty chodnikowe z logo ślimaka. Wiem, że profesor Skarżyński ma niezłą kolekcje ślimaków (krawaty też nosi tylko w ślimaki) i rzeczywiście, przeróżne figurki ślimaków spotykamy już w recepcji, gabinecie i salce konferencyjnej, w której będziemy rozmawiać.

Wrażenie robią ściany sali konferencyjnej, obwieszone nagrodami, dyplomami uznania, wyróżnieniami, certyfikatami, medalami i listami gratulacyjnymi z całego świata.

Wita mnie człowiek elegancki - świeża koszula, marynarka, muszka, ale w obyciu niezwykle skromny, wręcz zażenowany zainteresowaniem, jakie budzi. Pytam, czy słucha muzyki zespołu AC/DC.

- Jak i innych zespołów tego okresu, mówi wymijająco, ale kiedy dociskam, że pytam w związku z wokalistą Brianem Johnsonem i jego kłopotami, dodaje: - Z mojej wiedzy, uszkodzenie słuchu, jakie zostało zaobserwowane, wskazuje na to, że jest to poziom częściowej głuchoty związanej z gorszym odbiorem albo z brakiem odbioru wysokich dźwięków. Takich pacjentów operuję od 2002 roku i jeżeli ta wada słuchu by się potwierdziła, to pacjent ma pełne szanse w 100 procentach słyszeć, odbierać muzykę i wszystkie inne dźwięki, korzystając z możliwości urządzeń wszczepialnych, które dopełniają zachowany własny słuch. Ten pan mógłby w pełni nadal tworzyć i śpiewać.

Światowe Centrum Słuchu ma już potwierdzenie, że Brian Johnson zaproszenie od profesora Skarżyńskiego otrzymał, łącznie z zaproszeniem na II muzyczny festiwal dzieci, młodzieży i dorosłych z zaburzeniami słuchu „Ślimakowe Rytmy”, jaki odbędzie się w tym roku lipcu. A to byłaby znakomita okazja pokazania mu efektów leczenia operacyjnego pacjentów, z których część miała podobne problemy, jak on, a dziś rozwijają swoje pasje artystyczne, instrumentalne i wokalne.

Inicjatorem festiwali, na których grają i śpiewają osoby, które były całkowicie głuche, albo straciły słuch, jest oczywiście prof. Skarżyński. To było jego marzenie - pokazać osiągnięcia nauki przez pryzmat rozwoju osobowości człowieka, nie tylko w rozumieniu mowy, rozwoju języka, ale i artystycznym. Na festiwal zgłaszają się głusi, bądź niesłyszący artyści z kilkudziesięciu krajów świata. Stąd też i szerokim echem na całym świecie odbił się koncert ubiegłoroczny, a przy okazji światowe media pokazały inne polskie osiągnięcia nauki i sztuki. - Okazało się, że po wszczepieniu implantów, można kontynuować karierę, albo budować ją od podstaw. Opinia publiczna zobaczyła niesłyszących, którzy, bywa, śpiewają lepiej niż słyszący. Niesłyszący chłopak, który zagrał Sonatę Księżycową Beethovena rzucił na kolana ekspertów - powiadają, że sam Beethoven tak by jej nie wykonał. A zatem rozwój nauki dał nam nowego Beethovena - uśmiecha się prof. Skarżyński.
Profesor Skarżyński w dni operacyjne jest w Kajetanach sporo przed godziną siódmą rano. Operacje zaczynają się o godzinie 7 i trwają do momentu, kiedy wszyscy pacjenci zaplanowani na dany dzień są zoperowani. Pytam profesora, z jakim poczuciem wjeżdża do Kajetan. - Cieszę się, że jest takie miejsce - mówi po prostu. Choć z pewnością ma świadomość, że jest to miejsce unikalne. Widać starania, aby taki też był odbiór, że znaleźliśmy się w miejscu zadbanym pod każdym względem, przyjemnym, które nie przypomina szpitala i dobrze się kojarzy, zwłaszcza dla dzieci.

- To jest też ośrodek rekreacyjny, wypoczynkowy, mamy zwierzęta: jelenie, renifery, daniele, są ptaki, jak pawie, bażanty, które można oglądać i poczuć się jak w parku, czy w zoo. Dzieci mogą skorzystać z jazdy na koniach, kucykach, hucułach, spotkać się z osłem. To oderwanie od tego, w jakim celu to dziecko tu przyjechało. Na tym nam zależało, aby to miejsce kojarzyło się z różnymi przyjemnymi momentami, a nie tylko z tym, że musi przekroczyć próg sali chorych, blok operacyjny - dopowiada profesor Skarżyński.

Całe otoczenie związane z przyrodą sprzyja temu, by było jak najwięcej naturalnych dźwięków, a jak najmniej hałasu. Kiedy pytam o hałas i jego skutki w wielkich miastach, takich jak Warszawa, profesor kręci głową, mówiąc: - Duży poziom hałasu środowiskowego, który ma wpływ na dzisiejsze nasze funkcjonowanie, na słuch, ale też może jeszcze większy wpływ ma na pracę innych narządów. To hałas sprawia, że jesteśmy poddenerwowani, mamy skoki ciśnienia, zaburzoną akcję serca, trawienia, przemiany materii, czy snu. Myślę, że wielu z nas nie kojarzy tego wszystkiego z hałasem. Podejrzewam, że wiele osób chodzi do rożnych lekarzy i dopiero po dłuższym czasie okazuje się, że jedną z przyczyn tych dolegliwości na samym początku był hałas środowiskowy, uliczny.

Stąd też kolejną inicjatywą profesora jest program badań przesiewowych pod kątem wczesnego wykrycia zaburzeń słuchu, jaki od 2008 roku prowadzony jest we wszystkich ośrodkach wiejskich i małych miasteczkach w całej Polsce. To nie tylko badania słuchu, nie tylko wykrycie wczesne zaburzeń, które można skorygować, ale też zwracanie uwagi, organizowanie spotkań, pogadanek w w szkołach, uczulanie na hałas. - Niewielu z nas zdaje sobie sprawę, że poziom hałasu w szkole, na przerwie to 90 decybeli, a nawet więcej. To tak, jakby na każdej przerwie startował samolot. Ten hałas ma wpływ na dzieci, na początku zaburzenia manifestują się przemijającym szumem usznym. W warszawskich liceach u połowy młodzieży stwierdziliśmy przemijające szumy uszne. To bardzo niepokojący objaw, pokazujący, jaki jest wpływ hałasu w szkole. To pokazuje też, że problem jest duży i trzeba o tym mówić. Cieszę się, że to jest dostrzegane przez media, bo to niesie za sobą informację o tym, że cisza jest ważna, że jest nam potrzebna, nie w formie nakazu, zakazu. Nie stosujemy restrykcji, nie straszymy, nie nakazujemy, na jakim poziomie trzeba słuchać muzyki, bo nakazy dobrze się nie kojarzą. Nie można powiedzieć, aby młodzież nie słuchała muzyki, bo w wielu przypadkach muzyka jest formą terapii, którą my również stosujemy. Chodzi o to, aby nie była słuchana przez wiele godzin dziennie, przez słuchawki, które zamykają przewody zewnętrzne, odcinają tło otoczenia - zwraca uwagę profesor Skarżyński.

Badania pokazują, że statystycznie u co 5-6 dziecka występuje takie zaburzenie, które ma wpływ na jego codzienne funkcjonowanie. To nie oznacza, że dzieci są głuche, ale że nie słyszą wszystkiego. A jeśli nie słyszą wszystkiego, to znaczy, że nie wykorzystują efektywnie słuchu w okresie edukacji w szkole podstawowej, nie rozwijają swojej wiedzy i inteligencji. - Podczas badań przesiewowych możemy też ustalić prawdopodobną etiologię zaburzeń. Wiemy na podstawie prawie miliona przebadanych dzieci, że u większości z nich zaburzenia słuchu spowodowane są następstwami infekcji górnych dróg oddechowych - dodaje profesor. A największa grupa pacjentów z zaburzeniami słuchu operowana jest w ośrodku w Kajetanach.

Powodów do dumy Kajetany mają wiele, bo Polska jest liderem, jeśli chodzi o zakres badań przesiewowych, a teraz jest on wdrażany w różnych krajach europejskich, najczęściej w odniesieniu do dzieci zaczynających edukację szkolną, ale nie tylko. Realizowany jest w Azji środkowej: Azerbejdżan, Armenia, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan, w krajach Afryki, w Ghanie, na Wybrzeżu Kości Słoniowej, w Tanzanii, Rwandzie, a w formie pilotażowej - na Ukrainie, w Rumunii i Mołdawii.
Ośrodek w Kajetanach ma swoją przebogatą historię, z którą nierozerwalnie związana jest postać prof. Skarżyńskiego. To on był najpierw założycielem dwóch pozarządowych organizacji, które swój majątek przekazały resortowemu Instytutowi Fizjologii i Patologii Słuchu, jaki powstał w 1996 roku i w tym roku obchodzi swoją 20 rocznicę. A następnie wybudowano w Kajetanach najpierw pierwszą część ośrodka - i oddano do użytku w 2003 roku. W 2012 roku została oddana do użytku druga główna część obecnego kompleksu w Kajetanach, przyjmując nazwę Światowego Centrum Słuchu. Pierwotna nazwa to Światowe Centrum Częściowej Głuchoty i wiązała się z pierwszą w świecie operacją leczenia częściowej głuchoty u osoby dorosłej, jaką przeprowadził prof. Skarżyński, a w 2004 roku u pierwszego w świecie dziecka. Do dziś największa grupa pacjentów z takim zaburzeniem słuchu jest operowana w Kajetanach. A na świecie upowszechniła się idea leczenia częściowej głuchoty przy pomocy rożnych urządzeń wszczepialnych. Nic więc dziwnego, że w ubiegłym tygodniu w Toronto, na międzykontynentalnej konferencji poświęconej leczeniu zaburzeń słuchu i nowym technologią, prof. Skarżyński został wyróżniony jako jeden z czterech liderów w świecie, którzy wdrażają różne nowoczesne programy leczenia i rehabilitacji zaburzeń słuchu. Czy marzył mu się taki sukces, kiedy na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku krystalizował się w jego głowie pomysł na utworzenie ośrodka leczącego głuchych? Nie pytam o to. Pytam o początki.

- Z pierwszymi pacjentami leczącymi z głuchoty spotkałem się w Paryżu. Był 1989 rok. Tam poznałem europejskich pionierów, którzy zajmowali się leczeniem głuchoty. Poznałem też podobny ośrodek w Wiedniu. W końcu, 25 lat temu, założyłem z przyjaciółmi Fundację Rozwoju Medycyny - „Człowiek Człowiekowi” i zacząłem gromadzić środki, aby program leczenia głuchoty mógł wystartować w Polsce. Pierwsza operacja miała miejsce 16 lipca 1992 roku u osoby dorosłej. Po niej okazało się, że skala problemu jest ogromna, zgłaszały się tysiące osób, zobaczyły szansę, jakiej nigdy wcześniej nie było. W ciągu miesiąca opracowałem założenia ośrodka, listę różnych specjalistów, aby te pierwsze operacje nie były jednorazowym wydarzeniem - opowiada.

Na swojej drodze spotkał wtedy wielu znakomitych ludzi: marszałek Wiesław Chrzanowski pomógł opracować statut. Otrzymał wsparcie marszałka Andrzeja Stelmachowskiego. Kolejną taką postacią był Jacek Kuroń, ówczesny minister pracy, który nadzorował też PFRON. Skontaktował Henryka Skarżyńskiego z prezesem PFRON-u. Zaczęto szukać miejsca.

- Były pomysły, aby ośrodek budować na bazie opuszczonych siedzib przedszkoli, czy żłobków; pamiętam, jak w śródmieściu Warszawy oglądaliśmy też starą pralnię. Doszliśmy jednak do wniosku, że docelowo powinniśmy starać się wybudować zaplecze dla osób, które w rzeczywistości muszą być leczone i rehabilitowane przez całe życie. Padały propozycje - Kampinos, Otwock i Kajetany właśnie - wymienia profesor Skarżyński.

Kajetany wygrały, bo po pierwsze były stosunkowo niedaleko od Warszawy i od lotniska, a po drugie - co wtedy w kraju było rzadkością, prowadzi do nich droga dwupasmowa. PFRON zakupił teren, ponad 4 hektary i rozpoczęła się budowa.

- Byłem przerażony. Nigdy nie wykonywałem takiej pracy - śmieje się dziś prof. Skarzyński. Ale nie bardzo w to przerażenie wierzę. O profesorze mówią, że jest człowiekiem odważnym i uwielbia nowe wyzwania. A na dodatek, często żartował, że już jako dziecko wiecznie coś budował: jako przedszkolak zabawki, jako nastolatek - gitarę, a jako dorosły już tata - łóżka dla własnych dzieci i zabudowy ich pokojów. Miał wyobraźnie budowlaną i talent do rysunków.

- Ale tu trzeba było zaplanować pomieszczenia, gabinety, sale! No, ale korzystałem z doświadczeń. Różne ośrodki widziałem w USA - przyznaje profesor. Powstało więc coś unikalnego, na miarę marzeń, a przede wszystkim była to pierwsza placówka w świecie, gdzie zarówno diagnostyka, leczenie, jak i rehabilitacja są pod jednym dachem.

Dziś w Światowym Centrum Słuchu odbywa się najwięcej operacji na świecie - ok. 70 dziennie, ok. 20 tysięcy procedur chirurgicznych rocznie, a przez kliniki ośrodka przechodzi rocznie 15 tysięcy pacjentów. Pierwsza pacjentka, której profesor wraz z zespołem w 1998 roku wszczepił implant do pnia mózgu, który tam stymuluje jądra słuchowe, nauczyła się nie tylko słuchać i mówić po polsku, ale poznała też biegle niemiecki i zaczęła się uczyć włoskiego. Pierwszy na świecie pacjent, któremu w 2008 roku profesor i zespół wszczepili dwa implanty do pnia mózgu, nagrał swoją kolejną płytę i występował w konkursie piosenki w Opolu.
Ale pewnie te wszystkie sukcesy ośrodka w Kajetanach nie byłyby możliwe na taką skalę, gdyby lekarze nie ćwiczyli na... ludzkich głowach.

- Na świeżo mrożonych głowach - dodaje profesor, nie bacząc na moją minę. I tłumaczy: - Trening do bardzo zaawansowanych operacji w bardzo zaawansowanych technologiach nie może się odbywać podczas operacji na ludziach, Najbardziej efektywne jest przećwiczenie tych operacji, a takie możliwości zapewniają firmy amerykańskie, u których, zgodnie z procedurami można kupić ludzkie głowy. To najbardziej doskonały trening i dotyczy to wszystkich zabiegów mikrochirurgicznych. Głowy są rozmrażane przed ćwiczeniami operacyjnymi, a lekarze zapoznają się z różnymi technikami - mówi profesor.

Ale ja od pracowników ośrodka w Kajetanach wiem, że profesor doskonalił się sam, ćwicząc na... igle z nitką, którą trzymał na wyciągniętej ręce przez 30 minut. I to tak, aby ręka nie zadrżała. - Dzięki temu operacje są dla mnie prawdziwą przyjemnością. Przeprowadzam ich i kilkanaście dziennie z poczuciem realnego sukcesu - mówi. Konstruuje też protezy, nowoczesne urządzenia jak coraz doskonalsze implanty ślimakowe, elektrody zachowujące resztki słuchu, czy uzupełnienia sztucznego słuchu.

- Lista nagród i osiągnięć w Pana zawodowej karierze jest niebotyczna. Ale czy są wśród nich takie, które dla Pana są szczególnie ważne? - pytam. I nie dostaję jednoznacznej odpowiedzi. Bo nagrody są różne i ważne w różny sposób. Są wyróżnienia, odznaczenia od prezydentów, od papieża Franciszka. Wszystko cieszy, bo wiąże się z określonymi historiami. Jak ta za największy wkład w rozwój medycyny w najnowszej technologii. Czy traktowany jak nagroda Nobla, albo porównywany z Oskarem amerykańskiej Akademii Filmowej - złoty medal za utworzenie pierwszej w świecie krajowej sieci telemedycznej w obszarze audiologii. Ważne są te przyznawane przez towarzystwa naukowe, bo to jest wymierna ocena środowiska, grupy zawodowej. Ważne są te przyznawane przez organizacje lekarskie, bo oddają honor dla dokonań. Cieszą te, nadawane przez organizacje pozarządowe i pacjenckie, bo się udało coś zrobić. Nowoczesnych rozwiązań na swoim koncie profesor ma kilkaset, publikacji ponad 2 tysiące, proponuje nowe metody chirurgiczne, a że w Kajetanach wykonuje się ich najwięcej w świecie, to ciągle jest okazja do ich pokazania, podobnie jak i do tego, jak powinny wyglądać światowe standardy. No i w końcu, co ma niebagatelne znaczenie dla polskich pacjentów - jako pierwsi pacjenci w świecie mają dostęp do najnowocześniejszych technologii. A przede wszystkim mają szybszy dostęp do leczenia niż w krajach Europy Zachodniej.

- Długą drogę przebył Pan od czasu, gdy jako młody chłopak, swoją pierwszą pracę badawczą rozpoczął na pijawkach - przypominam. Profesor śmieje się. - I jak pani pewnie wie, dziś w aptece można kupić lekarskie pijawki, wraca się do starych metod, więc może te moje pierwsze próby wcale nie były takie głupie. Może nie były udane, ale rozbudziły wrażliwość w taki sposób, że medycyna stała się pasją - odpowiada.

Ale przecież nie jest to jedyna pasja profesora. Gdyby nie został lekarzem, to pewnie dziś rozmawiałabym z nim o naukowych odkryciach w dziedzinie historii.

- Moją pierwszą miłością była historia - przyznaje prof. Skarżyński i dodaje: - Pewnie byłbym badaczem, który by zgłębiał dzieje naszego kraju. Dzieje I Rzeczpospolitej, fantastycznego okresu, niewykorzystanego i w dalszym ciągu niezrozumiałego. Byliśmy potęga, mieliśmy szansę być wielką potęgą światową, ale czegoś zabrakło. Konsekwencji w działaniu, słomiany zapał, brak osiągnięć w mozolnej, codziennej pracy?

- Szczerze mówiąc, myślałam, że wyjawi Pan inną swoją pasję i odpowie, że chciałby być ornitologiem, albo genetykiem, bo przecież pracował Pan też nad nową rasą ptaków - przypominam.

- Nadal mam wiele zainteresowań. Biologia też jest tym obszarem. Poszukiwałem takich ptaków, by wyhodować pewne rasy, ale część ptaków mi skradziono. Grupą niezwykle ciekawą są gołębie. Liczą kilka tysięcy ras, to nieprawdopodobne pole do popisu, żeby obserwować, jak są przenoszone geny. Mam nadzieję do tego wrócić - zapewnia.

I jeszcze na koniec - profesor pisze też wiersze. Co prawda kilka było opublikowanych, ale jak każdy wrażliwiec, większość trzyma w szufladzie. Pisze o emocjach, jakie towarzyszą osobom, które wracają do świata dźwięku. Kto wie, może niektóre z nich staną się tekstami przebojów festiwalu muzycznego osób głuchych i niesłyszących.

***

Prof. Henryk Skarżyński urodził się 3 stycznia 1954 roku w miejscowości Rosochate-Kościelne na Mazowszu. I z Mazowszem związany jest przez całe życie. Lekarz otolaryngolog, audiolog i foniatra, jest twórcą i dyrektorem Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu oraz Światowego Centrum Słuchu w Kajetanach. Od roku 2011 jest Konsultantem Krajowym w dziedzinie Otorynolaryngologii

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Światowe Centrum Słuchu. Kajetany wizytówką polskich dokonań w medycynie [REPORTAŻ] - Portal i.pl

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska