Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opozycja, o której marzy każdy rząd. KOD, PO i Nowoczesna mobilizują już zmobilizowanych [ANALIZA]

Witold Głowacki
Platforma nie przyłącza się do koalicji „Wolność, Równość, Demokracja” wokół KOD i Nowoczesnej
Platforma nie przyłącza się do koalicji „Wolność, Równość, Demokracja” wokół KOD i Nowoczesnej Fot. Grzegorz Jakubowski
Centrowoliberalna opozycja doskonale mobilizuje już zmobilizowanych - elektorat mocno niechętny wobec PiS. Ale skupiając się na obronie wartości przez wielkie „W” zapomina o uprawianiu prawdziwej polityki. Dopiero to byłoby groźne dla PiS.

Jest w Polsce partia, w której czołowi politycy są absolutnie pewni, że Prawo i Sprawiedliwość będzie rządzić więcej niż jedną kadencję. I nawet nie rozważają innych możliwości. Nie, to nie PiS - nawet tam nie ma aż takiej pewności, co do trwałości rządów „Dobrej Zmiany”. To Platforma Obywatelska. Przetrwanie, utrzymanie choć części struktur, osobiste bezpieczeństwo, także w wymiarze karno-penitencjarnym - wokół tych pojęć kręci się dziś świat politycznej myśli w Platformie.

W Nowoczesnej nastroje są zupełnie inne. Posłowie partii Ryszarda Petru są święcie przekonani, że właśnie rozpoczęli podbój wszechświata. Są wśród działaczy Nowoczesnej nawet tacy, którzy wierzą w te najdziwniejsze sondażowe odczyty, które dawały partii Ryszarda Petru wręcz pod 30 proc. poparcia. Sam Petru zdaje się już wchodzić w buty przyszłego premiera - tak jakby naprawdę nie zdawał sobie sprawy, jak wąska jest w rzeczywistości baza neoliberalnego elektoratu, do którego jego partia się odwołuje. I tak, jakby nie zdawał sobie sprawy, że dla wielu swych obecnych sympatyków Nowoczesna jest po prostu chwilowym przystankiem w poszukiwaniach „następcy Tuska” po upadku Platformy.

Komitet Obrony Demokracji z kolei nieuchronnie ewoluuje w przyszłą partię polityczną. Liderzy KOD czują się bez mała spadkobiercami aktywistów „Solidarności” z roku 1980, starają się rekonstruować tamte emocje, powoli się uczą nimi zarządzać. Zarazem są jednak duchowymi i mentalnymi spadkobiercami znacznie późniejszej formacji - Unii Wolności. W dość hermetycznym świecie KOD-u odtwarzają się nawet te szczególne rodzaje nieformalnych a jakże świętych hierarchii, w rodzaju tamtych, które sprawiały, że w UW Donald Tusk mógł być tylko podnóżkiem Bronisława Geremka, bo przecież wiek, bo przecież zasługi, bo przecież szacunek…

Zamiast punktować błędy władzy i dowodzić, że PiS kiepsko rządzi Polską, opozycja bronić wartości przez wielkie „W”

Właśnie na takich pozycjach jest dziś centrowoliberalna opozycja. Megalomania w duchu „Jesteś zwycięzcą” miesza się tu na każdym kroku z panicznym wręcz strachem. Nostalgia za „czasami przed PiS-em” zastępuje długofalowe myślenie o przyszłości - i tej politycznej, i tej społecznej. Na wizjach rytualnego odwoływania PiS-owskich ustaw i długich szeregów PiS-owskich czynowników stawianych przed Trybunałem Stanu w zasadzie kończą się rozważania o ewentualnym przejęciu władzy. Za powtarzanym na okrągło postulatem „powstrzymania” czy „odsunięcia” PiS nie idą niemal żadne propozycje programowe. Nie istnieje żadna całościowa próba odpowiedzi na pytanie „w takim razie co po PiS, co zamiast PiS?”. Zamiast tego słyszymy, że trzeba powstrzymać nadchodzący faszyzm.

Jest jeszcze gorzej - bo po stronie centrowoliberalnej nie toczy się żadna pogłębiona dyskusja o społecznych przyczynach zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości, dominująca ich interpretacja obraca się wokół diagnoz tak płytkich jak ta o „głosach interioru” „kupionych za 500 złotych” albo wręcz ta o „inwazji ciemnogrodu”. Głosy takie, jak niedawny tekst Jarosława Makowskiego (byłego szefa platformerskiego think-tanku Instytut Obywatelski, przypomnijmy) i Kazimierza Bema o platformerskich grzechach zaniechania są niezwykle rzadkie. Zadawanie sobie pytań o to, co tak naprawdę doprowadziło do tego, że w ostatnich wyborach Polacy dali władzę Jarosławowi Kaczyńskiemu, Antoniemu Macierewiczowi i Zbigniewowi Ziobrze, nie jest po centrowoliberalnej stronie w dobrym tonie - przede wszystkim dlatego, że musiałoby nieuchronnie prowadzić do niejednej smutnej konstatacji na temat tego najlepszego z możliwych światów, jakim dla wielu centrowoliberalnych nostalgików wciąż jest III RP. Świetną tego ilustracją były gwizdy i buczenie na Zielonych, którzy podczas wspólnej demonstracji z KOD i resztą opozycji odważyli się z mównicy powiedzieć kilka zdań o złożoności polskiej transformacji.
Może właśnie dlatego odpowiedzią na wszystko, co sprawiło, że to Prawo i Sprawiedliwość okazało się beneficjentem społecznych emocji, mają być dziś dwa abstrakcyjne pojęcia. Centrowoliberalna opozycja od momentu zwycięstwa PiS konsoliduje swe działania wokół dwóch zasadniczych haseł: „obrony demokracji” i „utrzymania Polski w Europie”, co jest oczywiście odpowiedzią na działania PiS wymierzone w Trybunał Konstytucyjny i na rozpaczliwie nieporadne w wykonaniu szefa MSZ i prezydenckiej administracji „wstawanie z kolan” na arenie międzynarodowej i europejskiej.

Nie zmienia to jednak faktu, że oba hasła wciąż są mocno na wyrost. Atak na Trybunał Konstytucyjny i nierespektowanie jego wyroków to oczywiście poważne naruszenie zasad demokratycznego państwa prawa i krok w kierunku orbanowsko-erdoganowskiej „demokracji nieliberalnej”, na którą tęsknie patrzy Jarosław Kaczyński. Ale rządowi PiS nie da się - przynajmniej jeszcze się nie da - na poważnie zarzucić odejścia od zasadniczych standardów demokracji.

Również na wyrost jest walka o „Polskę w Europie”. Nie da się ukryć, że pozycja Polski w Unii Europejskiej od momentu przejęcia władzy przez PiS zdążyła dość drastycznie spaść. Wywołanie kryzysu konstytucyjnego przez rząd, sejmową większość i prezydenta czyni z Polski obiekt krytyki europejskich instytucji i polityków, uruchomiona też została unijna procedura ochrony państwa prawnego. Rzecz w tym jednak, że „Polexit” naprawdę nie znajduje się na liście celów Prawa i Sprawiedliwości, Dobra Zmiana przy wszystkich swych socjalno-politycznych ambicjach naprawdę nie będzie próbowała odłączyć Polski od strumienia unijnych pieniędzy.

Ale właśnie w tych dwóch kierunkach idzie dziś właściwie cała energia centroliberalnej opozycji. Chce ona mobilizować wyborców właśnie „broniąc demokracji” i „ratując Polskę przed wyjściem z Unii”. Tymczasem wystarcza to tylko i wyłącznie do mobilizacji już zmobilizowanych, do konsolidacji elektoratu mocno niechętnego wobec Prawa i Sprawiedliwości.

Zadziwiająco słabo natomiast centroliberalna opozycja radzi sobie z przekonywaniem nieprzekonanych. Przede wszystkim z tymi wszystkimi tak licznymi obszarami, w których PiS koncertowo się podkłada, a należącymi do tych, które w polskim społeczeństwie są zdolne rozpalać naprawdę silne polityczne emocje - o czym tak niedawno tak boleśnie przekonała się Platforma Obywatelska. Nepotyzm i kolesiostwo w wykonaniu „Dobrej Zmiany” biją nawet rekordy ustanowione przez PSL. Arogancję władzy - w Polsce to zawsze ten pierwszy krok do politycznego upadku - widzimy i słyszymy w działaniach i wypowiedziach polityków PiS dosłownie bez przerwy. Żenująca propaganda uprawiana za publiczne pieniądze w publicznych mediach jest stałym tematem kpin nawet wśród prawicowców. Ustawa o prokuraturze i ustawa inwigilacyjna to z kolei naprawdę mocne przykłady konsolidowania w rękach władzy silnych narzędzi ewentualnego nacisku na społeczeństwo. Ustawa o obrocie ziemią to zaś bomba z opóźnionym zapłonem, którą PiS sam pod siebie podłożył na wsi. Naprawdę, nie brakuje w działaniach PiS ruchów i wypowiedzi wręcz idiotycznych.

Ale zamiast punktować błędy Prawa i Sprawiedliwości, piętnować widoczne w tak licznych miejscach hipokryzję i zakłamanie „Dobrej Zmiany”, zamiast dowodzić, że PiS po prostu źle rządzi Polską i przedstawiać możliwą alternatywę, centrowoliberalna opozycja chce bronić wartości przez bardzo wielkie „W”. Zamiast ostrej, brutalnej i skutecznej polityki uprawianej każdego dnia, w każdym możliwym momencie, zwycięża po centrowoliberalnej stronie logika jakichś Okopów Świętej Trójcy broniących Demokracji i Europy oraz tych paru niezłych autostrad i kilku wątpliwej urody stadionów.

Tymczasem Jarosław Kaczyński właśnie wymusza na rządzie Beaty Szydło „przyspieszenie” - a w jego ramach między innymi podwyższenie kwoty wolnej od podatku, spełnienie postulatów „frankowiczów”, wielki program mieszkaniowy i nawet przywrócenie nielimitowanych 50 proc. kosztów uzyskania - wszystko to zaś w myśl generalnej zasady „każdemu jego 500 zł”. Naprawdę nie trzeba być Einsteinem, by oszacować, kto w ciągu najbliższych kilku miesięcy ugra więcej. Ale centrowoliberalna opozycja albo tego nie widzi, albo widzieć nie chce.
Tak właśnie wygląda punkt wyjścia zawiązanej w czwartek koalicji „Wolność, równość i demokracja” - której największymi podmiotami są KOD i Nowoczesna. Nie jest to raczej przypadek, że z hasła rewolucji francuskiej wypadło akurat „Fraternité”, zapewne Sojusz Lewicy Demokratycznej i Zieloni - czyli te partie pozaparlamentarnej lewicy, które weszły w skład koalicji - nie mieli na ten temat wiele do powiedzenia. Do koalicji przyłączyły się jeszcze PSL, Partia Demokratyczna, Inicjatywa Polska i nawet... Stronnictwo Demokratyczne.

Manifest koalicji mamy poznać jeszcze przed weekendem. Wiadomo, że porozumienie zawarto - jakże by inaczej - wokół haseł „obrony demokracji” i „obrony Polski w Europie”. Nie jest to bynajmniej żadne wielkie zjednoczenie - koalicja powstała raczej dla organizacji kolejnych demonstracji niż po to, by od jutra wspólnie zmierzać do opanowania parlamentu w następnej kadencji.

Najciekawsze jest to, że Platforma nie podjęła w czwartek decyzji o przyłączeniu się do koalicji. I chyba chwilowo nie zamierza jej podejmować. - To inicjatywa łącząca, integrująca działalność mniejszych partii opozycyjnych, partii głównie pozaparlamentarnych i jako taka, ta inicjatywa może stanowić ważnego partnera dla Platformy Obywatelskiej w działaniach, których celem jest zatrzymanie PiS przed destrukcją instytucji polskiego państwa - mówił rzecznik Platformy Jan Grabiec. Brzmi to jak bardzo wyraźne wytyczenie granic między Platformą a resztą centrowoliberalnej opozycji. Granic, które w ostatnich tygodniach widać było coraz lepiej.

Bo przecież opozycja organizuje w sobotę marsz i wiec „Jesteśmy i będziemy w Europie”. Tu znów spotykają się hasła „obrony demokracji” i „obrony Polski w Europie” - natomiast innych postulatów właściwie nie słychać.

Oczekiwania co do skali sobotniej demonstracji zostały przez liderów KOD, Nowoczesnej i Platformy przegrzane ponad wszelką miarę. „Wierzę, że #Marsz7maja będzie największą demonstracją od lat 80tych. Polacy pokażą PiS, że nie może łamać prawa i wyprowadzać nas z UE” - napisał na Twitterze szef PO Grzegorz Schetyna. To, co nie przeszło w ramach tej licytacji lidera przez gardła, i tak zostało dopowiedziane przez niektóre media. Serwis 300polityka kolportował na przykład plotkę, jakoby na niedawnym posiedzeniu klubu Platformy Grzegorz Schetyna miał ogłosić, że w sobotę na ulicach pojawi się „sto tysięcy ludzi pod sztandarami PO”.

Żeby było zabawniej, na długo przed terminem marszu zaczęła się jeszcze jedna licytacja - o to, kto bardziej chce zawłaszczyć całą manifestację - Widzę, że PO uważa, że 7 maja to ich manifestacja ... - napisał na Twitterze Ryszard Petru i załączył zdjęcie billboardu Platformy zapowiadającego marsz ale utrzymanego w platformerskiej niebiesko pomarańczowej palecie kolorów. Platforma rzeczywiście przygotowała oprawę honorującą „prawa” do marszu wyłącznie własne i KOD-u, chwilę później zaś dość sprawnie rozegrała też kwestię odmowy przez Pocztę Polską wykonania zamówienia na rozesłanie znacznej liczby zaproszeń na marsz. Nie jest wcale wykluczone, że ktoś w końcu zaczął tam myśleć o czymś więcej niż przetrwanie.

Bo choć wizja kilku naturalnie sojuszniczych ugrupowań, które skaczą sobie do gardeł, próbując sobie udowodnić, które z nich będzie lepiej i prawdziwiej bronić przed PiS-em Demokracji i Europy jest cokolwiek groteskowa, ten ostatni konflikt wcale niekoniecznie musi zapowiadać rychłą implozję centroliberalnej części sceny. Przeciwnie - może oznaczać, że wraca tam jednak prawdziwa polityka. A jeśli tak, to być może z czasem PiS będzie się miał jednak kogo bać. Bo przecież dziś Prawo i Sprawiedliwość może tylko dziękować losowi za opozycję, która chce bronić wartości przez wielkie „W” zamiast po prostu uprawiać politykę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska