Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków. Seks z afrykańską pięknością. Zapadł wyrok za handel ludźmi

Artur Drożdżak
Artur Drożdżak
fot. Artur Drożdżak
Troje oskarżonych sprowadziło do Polski obywatelkę Kenii i zmusiło ją do prostytuowania się. Sąd Okręgowy w Krakowie skazał ich na kary po trzy lata pozbawienia wolności za handel ludźmi.

Telefony się rozdzwoniły, gdy na portalu erotycznym ukazał się anons, że w Krakowie jest okazja, by uprawiać seks z czarnoskórą kobietą.

Dla wielu mężczyzn w Polsce to skryte marzenie, dlatego odezwali się natychmiast po przeczytaniu ogłoszenia, że „afrykańska piękność” jest gotowa obdarzyć swoimi wdziękami każdego. Wystarczy tylko zapłacić 200 zł i godzina przyjemności gwarantowana. Jak na taką atrakcję cena nie wydawała się zbyt wygórowana.

Zaczęła od 10 klientów
Kobieta już pierwszego dnia przyjęła 10 klientów, a jeden dał jej nawet 400 zł, byle tylko uprawiać seks bez żadnego zabezpieczenia. Uspokoiły go zapewnienia „opiekunów” 26-latki, że została przebadana i nie choruje na AIDS. O innych chorobach nie wspomnieli.

Świadczenie usług seksualnych odbywało się w niedużym mieszkaniu przy Rynku Głównym, w samym centum Krakowa, więc dojazd nie stwarzał klientom żadnych problemów.

Interes tak dobrze się rozwijał, że cena za godzinę usługi szybko podskoczyła do 300 zł. Trafili się i tacy, którzy z góry płacili za 120 minut cielesnych uciech. Było ich stać, więc nie szczędzili grosza, byle się przekonać, jak to jest być z czarnoskórą kobietą.

Trudno powiedzieć, czy ze spotkania wychodzili rozczarowani, czy miło zaskoczeni. W każdym razie kolejnych chętnych na egzotyczny seks nie brakowało.

Para młodych i tata rencista
W tym miejscu warto kilka słów poświęcić „opiekunom”. Wbrew pozorom - nie byli gangsterami, którzy na co dzień żyją z prowadzenia sieci agencji towarzyskich.

Interes z „pięknością” rozwinęło troje ludzi bez żadnej przeszłości kryminalnej. Paulina i Michał byli parą po trzydziestce, z wyższym wykształceniem, o niezłych dochodach. Oprócz zajmowania się mieszkanką Afryki, koncentrowali się na wychowaniu swojego dziecka, które właśnie przyszło na świat. Pomagał im w biznesie ojciec Pauliny - Jacek, rencista po sześćdziesiątce. Niebawem cała trójka znalazła się w centrum uwagi Straży Granicznej, która rozpoczęła śledztwo, by wyjaśnić, skąd się wzięła i co w centrum Krakowa robiła „afrykańska piękność”.

Szybko udało się ustalić, że cudzoziemka nazywa się Catherine O. i pochodzi z Mombasy, drugiego co do wielkości miasta w Kenii, na wschodnim wybrzeżu Afryki. Do Polski przyleciała legalnie.

Wakacyjna znajomość
Z późniejszej, pełnej dramatyzmu opowieści Kenijki wynikało, że Paulinę i Michała poznała u siebie w kraju, do którego para Polaków w kwietniu 2012 r. przyjechała na tygodniową wycieczkę.

Afrykańska bieda rzucała się im w oczy, więc jednej szkole udzielili 50 dolarów wsparcia. Taki gest ludzi z bogatego świata. W lokalnym hotelu poznali mężczyznę z obsługi i tak się zaprzyjaźnili, że zaczęli kupować mu jedzenie. Dowiedzieli się od niego, że w przeliczeniu zarabia 50 euro miesięcznie. Fortuna to nie była. Przy okazji wypytali Kenijczyka, czy zna miejscowe dziewczyny zainteresowane pracą w Polsce, i wymienili z nim telefony.

W tym samym hotelu Catherine O. pracowała jako kosmetyczka i fryzjerka. Ciężko zarobione co miesiąc 180 euro wydawała na dwójkę dzieci, które sama wychowywała. Gdy dowiedziała się o ofercie pracy złożonej przez Polaków, wyraziła zainteresowanie. Była gotowa dorabiać za granicą jako masażystka.

Paulina zobowiązała się zorganizować jej przyjazd do Polski i ze wstępnych ustaleń wynikało, że Kenijka będzie pracowała osiem godzin dziennie przez pięć dni w tygodniu. Za 1000 euro miesięcznie. Dla kobiety z biednego kraju to były olbrzymie pieniądze.

Plan Polaków był taki, że gdy interes wypali, to i inne czarnoskóre kobiety będą mogły przyjechać do Polski. Także jako masażystki.

Paulina i Michał po powrocie z wycieczki zaczęli załatwiać niezbędne formalności. Do współpracy wzięli ojca Pauliny.
Uzgodnili, że trzeba założyć firmę, bo inaczej Kenijka nie dostanie pozwolenia na pracę. Otworzyli działalność gospodarczą i zgłosili ją w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Dowiadywali się, jak załatwić sprawę zatrudnienia w kolejnych urzędach. Przygotowali umowę o pracę w języku polskimi i angielskim. Kontaktowali się z Kenijką za pośrednictwem Facebooka. Podali jej szczegóły pracy w charakterze masażystki.

Paulina wysłała jej bilet lotniczy z Mombasy do Krakowa z przesiadką we Frankfurcie#i 10 tys. 500 szylingów kenijskich (105 euro) na polską wizę. Kenijka dostała jeszcze 475 euro jako pokrycie kosztów utrzymania dzieci, gdy ona będzie pracowała w Polsce.

Sesja w bieliźnie
We wrześniu 2012 r. wylądowała na lotnisku w Balicach. Odebrał ją Jacek i zawiózł do wynajętego mieszkania przy ul. Brożka w Krakowie. Po trzech dniach Paulina zabrała ją na profesjonalną sesję fotograficzną i kupiła elegancką bieliznę.

Kenijka nie zgadzała się na rozbierane zdjęcia, ale pod presją Polaków w końcu wyraziła akceptację, że pokaże swoje ciało w bieliźnie od Pauliny. Potem trafiła do mieszkania w kamienicy nr 40 na Rynku Głównym, gdzie zgodnie z zapewnieniem „opiekunów” miał się znajdować gabinet masażu relaksacyjnego.

Łóżko do masażu rzeczywiście stało na środku pomieszczenia, ale to były tylko pozory na wypadek kontroli policji lub innych służb.

Faktycznie okazało się, że Kenijka ma uprawiać seks za pieniądze. Paulina zadbała o ogłoszenia na portalu erotycznym i klienci zaczęli dzwonić. Tym bardziej że do oferty były dołączone zdjęcia z sesji z widoczną twarzą Catherine O. Paulina odmówiła ich usunięcia, bo wtedy „skończyłby się interes”.

Kenijka próbowała protestować i nie chciała uprawiać seksu za pieniądze, ale bez znajomości języka polskiego, w obcym kraju, bez kontaktu z rodziną czuła się jak w matni. Zrozumiała, że ostała oszukana, ale bała się sprzeciwić.

Paulina wpuszczała kolejnych mężczyzn, którzy płacili Kenijce, a ona oddawała pieniądze „opiekunce”.

- Czemu mam to robić? - zapytała raz. Paulina odpowiedziała: - Będziesz bogata. Dodała, że jest dobrą szefową, bo nie bije Catherine, a są tacy, którzy to robią i jeszcze zabierają paszport.

Rodzinny interes i seks
Czasem klientów wpuszczał Michał, zdarzało się, że i Jacek. Taki rodzinny interes się z tego zrobił. Kenijka pracowała po 10 godzin dziennie i przyjmowała wielu mężczyzn. Paulina pilnowała czasu każdej zleconej usługi. W odpowiednim czasie wysyłała Kenijce sms: „Kończ już”.

Raz Paulina pozwoliła „podopiecznej” zadzwonić do rodziny, ale potem zablokowała takie połączenia za granicę, bo stwierdziła, że rachunki są za wysokie.

Część zarobionych pieniędzy faktycznie dawała Kenijce, ale potrącała z tej kwoty koszty utrzymania lokalu, dostępu do internetu, ubezpieczenia i opłat za paliwo. W końcu Catherine była dowożona do pracy na Rynku z ul. Brożka.
Catherine ze wstydu mówiła klientom, że jest z Ugandy, a nie z Kenii. Jednemu z nich pożaliła się wprost, że czuje się ofiarą przestępstwa.

Zdobyła nawet namiary ambasady kenijskiej w Warszawie i fundacji pomagającej kobietom, ofiarom handlu ludźmi. Postanowiła uciec, ale wcześniej chciała jeszcze wydobyć od Pauliny pieniądze na bilet powrotny. Jeden z klientów ulitował się nad jej losem i postanowił pomóc. Zorganizował ucieczkę Kenijki.

Klient pomaga uciec
Najpierw zabrał ją do swojej dziewczyny, a następnego dnia Catherine zgłosiła się do Straży Granicznej. Ruszyło śledztwo.
Paulina nie przyznała się do winy i czerpania korzyści z nierządu uprawianego przez obywatelkę Kenii. Twierdziła, że to Catherine sama zaproponowała świadczenie usług seksualnych i występ na rozbieranej sesji. Była gotowa na wszystko, byle zarobić pieniądze.

- W końcu uciekła od nas i nie wykonała żadnego masażu - twierdziła Paulina. Jej ojciec także zaprzeczał zarzutom.
Tylko Michał częściowo przyznał się do winy. Z jego relacji wynikało, że na usługach Kenijki udało się zarobić kwotę 7-8 tys. zł.
Catherine O. nie zeznawała na procesie, bo wróciła do swojej ojczyzny. Sąd wykorzystał jej relację, którą złożyła przed wyjazdem z Polski, a która została zarejestrowana kamerą.

Zdaniem sędzi Beaty Marczewskiej były to typowe zeznania osoby w traumie, oszukanej i wykorzystanej seksualnie.

Wyrok skazujący
Sąd Okręgowy w Krakowie po trwającym dwa lata procesie uznał, że cała trójka oskarżonych jest winna handlu ludźmi i czerpania korzyści z nierządu.

Skazał Paulinę T., Jacka T. i Michała M. na kary po trzy lata więzienia, grzywnę i przepadek korzyści majątkowej pochodzącej z przestępstwa. Karę bezwzględnego pozbawienia wolności sąd uzasadnił tym, że nie ma pewności, czy oskarżeni nie wrócą do swojego procederu i że jest w ich sprawie niekorzystna prognoza kryminologiczna. Wyrok nie jest prawomocny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kraków. Seks z afrykańską pięknością. Zapadł wyrok za handel ludźmi - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska