Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Woydyłło: Trzeba traktować porażkę jak przystanek na drodze do sukcesu

Anita Czupryn
Ewa Woydyłło-Osiatyńska - jest doktorem psychologii i terapeutką uzależnień. Autorka wielu książek z dziedziny psychologii. Ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie w Poznaniu oraz podyplomowe studium dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim. Psychologię studiowała w Los Angeles, doktorat z psychologii uzyskała w KUL. Związana jest z Ośrodkiem Terapii Uzależnień Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.
Ewa Woydyłło-Osiatyńska - jest doktorem psychologii i terapeutką uzależnień. Autorka wielu książek z dziedziny psychologii. Ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie w Poznaniu oraz podyplomowe studium dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim. Psychologię studiowała w Los Angeles, doktorat z psychologii uzyskała w KUL. Związana jest z Ośrodkiem Terapii Uzależnień Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Bartek Syta
- Zapał do zmiany na wiosnę, podobnie jak postanowienia noworoczne są dobrym pomysłem. Daje on napęd, otwiera perspektywy, obiecuje coś wartościowego. To jest jak zakochanie - mówi Ewa Woydyłło, psycholog, w rozmowie z Anitą Czupryn.

Patrząc na odradzającą się przyrodę, my też mamy potrzebę odrodzenia się, zmiany. Dlaczego mam jednak wrażenie, że z tą potrzebą jest jak z noworocznymi postanowieniami - jest chęć, ale sił brakuje?
Dlatego, że w tym trzeba wytrwać, a to już jest mniej atrakcyjne. Łatwo jest się zerwać, ale już podążanie drobnymi kroczkami staje się prozaiczne. To ludzka rzecz - coś się zaczyna, a kiedy przestaje to być czymś nowym, ekscytującym, kiedy wchodzimy w fazę kontynuacji i podtrzymywania decyzji, to przestaje to bawić. Normalna rzecz. Nie trzeba się za to na siebie gniewać, warto jednak nauczyć się podtrzymywać motywację.

A no właśnie. Tylko jak?
Zadając sobie na przykład pytanie: dlaczego chciałam coś zmienić? Trzeba się upewnić, przekonać, że warto do czegoś dążyć. Motywacja jest procesem, nie chwilową zachcianką. Jest czymś więcej, niż tylko pomysłem: „Fajnie będzie, jak schudnę”. Trzeba zrobić plan, a potem stale o tym przypominać i tę motywację umacniać. Wtedy będzie ona nas prowadzić w obranym kierunku. Zapał do zmiany na wiosnę, podobnie jak postanowienia noworoczne, są dobrym pomysłem. Daje on napęd, otwiera nowe perspektywy, obiecuje coś wartościowego. To jest jak zakochanie. Samo zakochanie nie trwa zbyt długo, ale jest to zawsze stan radosny i upajający. Też roztacza nowe perspektywy i też obiecuje coś upragnionego.

Dobre hasło: „Zakochaj się na wiosnę. W sobie”.
Po pewnym czasie każde zakochanie powszednieje i traci swoją atrakcyjność. Przychodzi wtedy faza wytrwania w tym porywie. Lub nie… Wytrwanie wymaga samodyscypliny, konsekwencji, podtrzymywania decyzji i umacniania przekonania, że na czymś mi naprawdę zależy, chcę się czegoś wyrzec albo o coś się staram. Wszyscy mówią po angielsku - zapisuję się więc na angielski. Kiedy nauka zaczyna wymagać systematyczności, powtarzania, pilnowania terminów, chodzenia na zajęcia, odrabiania prac domowych - kiedy zaczyna się proza - to wielu z nas zniechęca się i rezygnuje. Ten etap to jest żmuda. Weźmy małe dzieci - jak one chętnie chcą pomagać dorosłym: „Mamo, daj, będę z tobą zmywać”. Pochlapie, pochlapie i odchodzi. „Mamo, daj, będę sprzątać”. Weźmie odkurzacz, chwilę pomacha, a potem siada do klocków, czy włącza iPada.

Przykład z dzieckiem doskonale pokazuje to, że sami bywamy niedojrzali, mimo wieku.
Dojrzałość to odpowiedzialność. Osoba dojrzała podejmuje zobowiązanie i je wykonuje.

A my często, jak dzieci, chcemy coś osiągnąć, ale bez wysiłku. Sięgamy po suplementy diety, szukamy magicznego środka na odchudzanie, kremu na na młodość, maści na lśniące włosy, dając się nabierać na marketingowe triki. Czasem chyba zbyt wielkie nadzieje pokładamy w magiczności różnych specyfików.
Zgadza się. Ale nie chcę, aby ta rozmowa zamieniła się w pouczanie czy ględzenie. Jeżeli sobie wyobrażamy, że jakiś krem czy suplement diety, albo jakaś rzecz nie wymagająca naszego wysiłku, coś za nas załatwi, to przynajmniej sprawdźmy, czy rzeczywiście cud nastąpił. Jeżeli nie, to jednak szukajmy nie magicznych, a realnych sposobów. Weźmy np. bieganie - nic nie kosztuje, a jest naturalną, darmową przysługą dla własnego ciała. I dla ducha przy okazji też. Usprawnia fizycznie i poprawia samopoczucie dzięki endorfinom, które zostają w czasie ruchu pobudzone. A przy okazji ułatwia schudnięcie. Można biegać szybciej lub wolniej, zależnie od możliwości. No, ale bieganie wymaga wysiłku. Trzeba obudzić się odpowiednio wcześniej, żeby inne obowiązki nie ucierpiały, wyjść z domu, deszcz nie deszcz, albo znaleźć czas o innej porze dnia. Biegając dotleniamy płuca, ćwiczymy mięśnie, spalamy tłuszcz, doskonalimy ruchową sprawność - długo by wyliczać. Ale jest to praca. A my na ogół wolimy leniuchowanie. Łatwiej siedzieć na kanapie, niż wyjść na przebieżkę. Łatwiej jechać samochodem niż rowerem.
A przecież jesteśmy mądrzy. Mamy mnóstwo możliwości i źródeł poznania, wiemy, co powinniśmy jeść, aby być zdrowym, wiemy, jak dobrze robią dla organizmu ćwiczenia fizyczne, a jednak czegoś nam brakuje.
Jednej rzeczy brakuje. Takiej, która nie jest dana genetycznie, tylko trzeba się jej nauczyć. Mianowicie: wytrwałości i samodyscypliny. Samodyscyplina to umiejętność wyrzeczenia się pokus na rzecz realizowania tego, co uznajemy za dobre, pożyteczne, sensowne lub celowe. Nie pod przymusem, lecz dobrowolnie, bo tak postanowimy. Pani mówi: „Mamy wiedzę”, ale wiedza nie wystarcza. Nie wiedza jest najważniejsza, lecz umiejętności. Pokusa może być silniejsza ode mnie, albo ja mogę być silniejsza od pokusy. To siłowanie się powinno być zaszczepione we wczesnych latach życia i to w taki sposób, żeby podążać działaniem za tym, co wybiera mój rozum i wiedza. Wiadomo na przykład, że słodycze niczemu dobremu nie służą, a objada się nimi mnóstwo ludzi. A wielu na dodatek karmi nimi swoje dzieci.

Bo w życiu muszą być jakieś przyjemności (śmiech).
No właśnie. Dążąc do przyjemności, chętnie ulegamy zachciankom. Czy to źle? Jeżeli zachowujemy proporcje, to w porządku. Obsesyjne zwalczanie wszelkich słabości i pokus może przerodzić się w ascezę i też stanie się patologią. Możliwe, że skutek dalekosiężny byłby korzystniejszy, ale trudno cały czas myśleć o tym, co będzie za 12 czy 20 lat. Zresztą, na ogół nie mamy takiej wyobraźni. Kiedyś dyscyplina była podstawą wychowania. Dzisiaj podstawą wychowania jest dążenie do sukcesu dziecka. Posyłamy je do ambitnych szkół, na tenisa, jazdę konną, angielski, niemiecki, na balet - i tym sposobem uczymy dziecko tego, że ma doskonalić sprzyjające karierze umiejętności. Natomiast rzadko uczymy tego, że jak zacznie mamie pomagać zmywać, to ma zrobić to do końca. Dyscyplina nie musi być agresywna ani bezduszna. Nie chodzi o to, aby dziecko karać, stawiać do kąta, bić, tylko o to, aby dziecko otrzymało jasny przekaz: jeżeli sprzątasz zabawki, to nie możesz w pewnym momencie sobie odejść. Jak sprzątamy, to do końca. Ta umiejętność zaprocentuje później. Gdy dziecko nie będzie miało już czterech lat, tylko czterdzieści i przyjdzie wiosna, i sobie coś postanowi, to wtedy łatwiej będzie wytrwać w tym postanowieniu. Czy będzie to zaprzestanie palenia, odchudzanie, czy zrobienie gruntownych porządków na pawlaczu.

Zabieramy się za porządki wiosenne w domach, ale ważne są też te porządki w nas samych. I jak czytam, z każdym rokiem, rośnie liczba ludzi, którzy potrzebują porad psychologicznych, psychoterapeutycznych. Co to znaczy? Nie dajemy sobie sami rady? Czy z tym nie przesadzamy, uważając, że psychoterapeuta będzie takim samym panaceum, jak ten przysłowiowy suplement diety, który ma wszystko za nas załatwić?
Jeżeli ktoś sądzi, że jakiś psycholog coś w życiu załatwi, to mam nadzieję, że trafi na takiego, który szybko mu uświadomi, że psychoterapia tak nie działa. Korzystanie z pomocy psychologicznej jest zjawiskiem pozytywnym. To fantastyczne, że ludzie zwracają się do coachów, doradców lub psychoterapeutów. Skoro pojawiła się taka oferta, to nic dziwnego, że ludzie z niej korzystają. Uzyskują fachowe wsparcie, ukierunkowanie lub doradztwo. Skraca to lub raczej wyprostowuje drogę do obranego celu i ułatwia rozpoznanie przeszkód. Uczy radzić sobie z rozmaitymi życiowymi problemami. Psycholog może uświadomić wiele rzeczy, podsunąć lepsze pomysły, wzmocnić motywację do korzystnych zmian. Może powiedzieć np.; „To świetnie, że chce pan rzucić palenie. Skoro jest panu trudno i nie udaje się, to popracujmy nad tym, co mogłoby ułatwić skuteczne zerwanie z nałogiem”. Zauważyła pani, że kiedyś ludzie sami sobie radzili, a teraz muszą szukać specjalistów. Otóż kiedyś też radzili sobie z czyjąś pomocą, tylko nie byli to dyplomowani specjaliści, ale mądre ciotki, mądre mamy, ojcowie, czy dziadkowie.

Do tego właśnie chciałam nawiązać - że dziś u tych mądrych ciotek, rodziców, czy przyjaciół nie szukamy pomocy. Do tego - jak ważni w przypadku naszych problemów, są bliscy nam ludzie. Przypomniało mi się, że kiedy byłam w Afganistanie, to byli tam oczywiście psychologowie, ale z ich pomocy korzystali głównie żołnierze - mężczyźni. Kobiety radziły sobie w ten sposób, że swoją własną psychoterapię załatwiały w gronie przyjaciółek, przegadując problem. Chodzi mi o to, że nie można zamykać się w sobie.
To zadam pani pytanie: dlaczego chodzi pani do fryzjera? Przecież zwykle było tak, że strzygła jakaś kuma, albo się nie strzygło w ogóle, nosiło się na głowie to, co pan Bóg dał. Albo dlaczego chodzi pani do kosmetyczki? Z tych samych powodów chodzimy do psychoterapeuty.
To odwrócę pytanie: kiedy iść do specjalisty, a kiedy i jak radzić sobie samemu?
Najpierw próbujesz radzić sobie sama, ale gdy w pewnym momencie zobaczysz, że chcesz chodzić na siłownię, albo ćwiczyć, albo bardziej się udzielać towarzysko, a kończy się to tym, że trzeci tydzień siedzisz w domu, jak klucha, na kanapie, to wtedy staje się jasne, że sobie nie radzisz. Kto mógłby w tym pomóc? Można pójść do swojej ciotki: „Ciociu, jestem samotnicą, widzę, jak życie przecieka mi przez palce, chcę być wśród ludzi”. A ciocia powie: „Dziecko, lepiej nigdzie nie chodź, siedź w domu, ty wiesz, co tam się dzieje? Sodoma i Gomora!” Czy o to ci chodziło? Może jednak lepiej poszukać psychologa. Przecież czujemy, kiedy sobie nie radzimy. Chcemy schudnąć - nie możemy. Chcemy się nauczyć angielskiego - nie potrafimy sami. Wtedy pora poszukać pomocy.

To prosta droga. Ale też bywa tak, że kiedy czegoś nie osiągam, to tracę zapał, motywację, siłę i cel. Nawet na to, żeby szukać specjalisty. Mnie chodzi raczej o to, jak w sobie znaleźć siłę, jak siebie budować, bo przecież specjalista też nam tej siły nie da, nie sprzedaje jej na kilogramy.
Ależ dobry terapeuta to właśnie taki, który pomaga rozniecić inicjatywę, energię, własną moc. Ja rozumiem to tak: ktoś przychodzi do mnie po pomoc, a ja odczytuję to jak przyjście „po MOC”. Terapia, coaching, doradztwo to właśnie sposoby na wzbudzenie własnej mocy, dzięki której osoba zacznie osiągać swoje cele. Żaden terapeuta tego nie zrobi za swego klienta. Spotykam sporo osób, które w terapii miesiącami wałkują jakieś tematy z dzieciństwa, a tymczasem w ich obecnym życiu nic się nie zmienia. Czasem terapeuci nie „zwiększają mocy” klienta, tylko opróżniają jego portfel. Ale to tak samo, jak z krawcową: jedna ustroi panią pięknie, a druga spaskudzi materiał. To kwestia profesjonalizmu i etyki zawodowej. Gdy masz problem do rozwiązania, to powinnaś znaleźć kogoś, kto potrafi ci pomóc ten problem rozwiązać. Czyli - jeżeli chcemy urzeczywistnić ten wiosenny zryw, to wspaniale jest skorzystać z istniejących możliwości wzmocnienia własnej motywacji. Czasem można to zrobić samej, czasem warto w swoim otoczeniu znaleźć kogoś, kto działa zachęcająco i budująco, a gdy tego brakuje, to najlepiej poszukać odpowiedniego specjalisty. Niektórzy uważają, że wszystko trzeba osiągać samodzielnie, a ja odpowiem, że bez lustra nigdy siebie się nie zobaczy, a zatem nie będzie wiadomo, co w naszym wizerunku szwankuje. Miewam pacjentów, którzy podchodzą do tego z ambicją: oni sami powinni, sami chcą, sami sobie poradzą. Owszem, jeśli stoisz na równym, twardym gruncie, to prawdopodobnie ruszysz do biegu i dobiegniesz dokąd zechcesz. Ale jeśli biegnąc, nagle wpadniesz do głębokiego dołu, a na dodatek ten dół ma ściany z osypującego się piasku, to sama się nie wygrzebiesz. Jaki jest sposób na to, żeby z takiego głębokiego dołu wyjść? Wyłącznie wołać pomocy. Czasem ktoś zechce ci podać rękę, a ty do tej ręki nie dosięgniesz. To musi być więc ktoś, kto nie tylko nachyli się i powie: „Biedactwo. Ale ci współczuję. W takim głębokim dole się znalazłaś”. I niektórzy terapeuci tak robią. Ale inni mówią: „Mam tu sznur, uplotę drabinkę, albo zwołam więcej osób, i to muskularnych, i wtedy uda nam się wydobyć cię z tego dołu”. Na tym polega dobra psychoterapia. No i na tym, żeby na przyszłość wiedzieć jak uważnie baczyć i już do głębokich dołów nie wpadać.

Sportowcy mówią, że dla nich motywacją do sukcesu były ich porażki. Tu mogą być dwie postawy - albo jestem ofiarą własnych porażek, porażki mnie zabijają, albo pilnym uczniem, a porażki są moimi lekcjami.
Odpowiedź, która z tych postaw przynosi lepsze efekty pani zna, natomiast tego, jaki sposób wybrać, trzeba się nauczyć. Dziecko przychodzące na świat nie umie niczego. Za pomocą wzorów, wychowania, towarzyszenia mu na różnych życiowych etapach, dziecko dowiaduje się, co robić, gdy np. spadnie z rowerka. Kiedy usłyszy od dorosłych: „Ale z ciebie fajtłapa, ja w twoim wieku już dawno jeździłem na rowerze”, jest obawa, że nigdy się na tym rowerze nie nauczy jeździć, a nawet jeśli się jakoś nauczy, bo w końcu to łatwa umiejętność, to zachowa w sobie przekonanie, że jest fajtłapą. I ma pani odpowiedź, jak to się kształtuje. Ktoś zostaje sportowcem, a ktoś inny - nie zostaje. Innymi słowy, ktoś wierzy w siebie, a ktoś nie. A od tego, jak wiadomo, zależy w życiu bardzo wiele.
Patrząc na świat, rozmawiając z ludźmi, często mam wrażenie, że ludzie dziś wszystko chcą mieć natychmiast i bez wysiłku. Czy to znaczy, że źle jesteśmy wychowani?
Możliwe. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich, ale dotyczy sporej grupy ludzi. Chodzi o to, że są ludzie, którzy nie nauczyli się, że osiągnięcia poprzedza się wysiłkiem. Nawet gdy wysiłek staje się męczący, trzeba w nim wytrwać. Na zeszłorocznym Kongresie Kobiet Otylia Jędrzejczak powiedziała: „Trzeba traktować porażkę jak przystanek na drodze do sukcesu”. Mądre, dojrzałe. Porażka nie jest jednak automatycznie katapultą do medalu olimpijskiego. Ten „przystanek” to złożona metafora. Kiedy wspinając się szlakiem górskim nagle widzę przed sobą niebezpieczny fragment trasy, to mądrze jest przystanąć. Czasami trzeba zawrócić. Czasami trzeba umocnić liny lub założyć raki, a czasami zwyczajnie odetchnąć, przeanalizować przeszkodę, zastanowić się nad dalszą strategią. I przewidzieć. Przewidywanie jest zadaniem, któremu ma posłużyć taki przystanek. Kiedy człowiek się tego nauczy, że jak coś ci nie wyszło, albo nie jesteś w stanie czegoś zrobić, to nie świadczy źle o tobie. Oznacza to jedynie, że trzeba zweryfikować metodę, którą zastosowałaś. Może być ona niewłaściwie dobrana na danym etapie życiowym. Koncentrację i motywację może też obniżać wiele czynników, których nie sposób zawczasu przewidzieć. Pora na to jest właśnie na takim “przystanku”. A zatem przystanek i zastanowienie - jak najlepiej postąpić, aby osiągnąć cel. Niekiedy można dojść do wniosku, że cel nie był realistycznie obrany i wtedy można się cofnąć. Tak czy owak, połączenie rozsądku i uważności to właściwa strategia w każdym dążeniu.

To kolejna sprawa - uważność, której często nie mamy.
Jedni mają, inni nie mają. Nie jestem czarnowidzem. Nie mam takiego przekonania, że wszyscy dzisiaj są niedojrzali, podejmują głupie decyzje, marnują energię. Wcale nie. Myślę, że coraz więcej ludzi osiąga, wszystko jedno, łatwiej czy trudniej, taki etap osobistego rozwoju, który w rezultacie pomaga im realizować swoje wiosenne zamierzenia. I nie tylko wiosenne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ewa Woydyłło: Trzeba traktować porażkę jak przystanek na drodze do sukcesu - Portal i.pl

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska