Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pół roku leczenia raka oczu w USA. Bianka z Wrocławia już w domu

Adriana Boruszewska
Adriana Boruszewska
Od podania pierwszej chemii w stanach minęło już pół roku.
Od podania pierwszej chemii w stanach minęło już pół roku. Fot. archiwum prywatne
Guzy w oczkach się zmniejszyły, ale leczenie nadal trwa. Mała Bianka Drewnowska, wrocławianka chora na siatkówczaka (złośliwy nowotwór oka) przyleciała do domu, do Wrocławia na dłużej. Pierwszy raz od pół roku.

- Leczenie się jeszcze nie zakończyło, ale w niedzielę przylecieliśmy do domu na dłużej, na pięć tygodni - mówi nam Katarzyna Socik-Drewnowska, mama Bianki i dodaje: - Bianka czuje się świetnie, biega, bawi się. Dziękuję Bogu i wszystkim ludziom, bo nie wyobrażam sobie, jak Bianka czułaby się po chemii ogólnej, którą zaproponowano jej w Polsce - podkreśla pani Katarzyna.

Przypomnijmy, że w sierpniu 2016 roku Bianka, dzięki ludziom dobrej woli, mogła polecieć do Nowego Jorku na leczenie siatkówczaka. Badania, podanie chemii (przez tętnicę udową do tętnicy ocznej) i leczenie rozsiewów w oczkach małej Bianki wyceniono na 1 500 000 zł. Podanie jednej chemii to koszt 40 tys. dolarów, a takich zabiegów Bianka przeszła aż cztery. Dziś dziewczynka jest jeszcze w trakcie leczenia, bo jak się okazało w Nowym Jorku, przypadek Bianki był najcięższym z jakim zetknęli się amerykańscy lekarze (dr Abramson i dr Gobin).

CZYTAJ WIĘCEJ: TAK WALCZONO O WZROK BIANKI Z WROCŁAWIA

- Biance cztery razy podawano chemię do obu oczek przez tętnicę udową do tętnicy ocznej. Miała jeszcze sześć zastrzyków również do obu oczu na rozsiania guza. Rozsiania były tak liczne, że zasłaniały nawet guzy - wspomina mama Bianki i dodaje, że jej córka przeszła jeszcze lasero- i krioterapię.

Za pięć tygodni Bianka wraca do Stanów na kolejną kontrolę. Obecnie dziewczynka nie widzi na lewe oczko, a w prawym widzi w 38 procentach. - W lewym oczku Bianki zebrał się płyn, co spowodowało odklejanie się siatkówki. Na lewe oczko Bianka nie widzi, ma tylko poczucie światła - wyjaśnia pani Katarzyna, ale podkreśla, że jest nadzieja na poprawę, bo płyn może się wchłonąć. Dziewczynka się jednak nie poddaje, bo jak mówi jej mama, nauczyła się żyć z chorobą.

- Zdajemy sobie sprawę, że choroba córki jest poważna, że jest to złośliwy nowotwór. Guzy muszą zniknąć, a rozsiania muszą się wysuszyć, zwapnić. Po kolejnych miesiącach będzie wiadomo, czy nie ma wznowy. Do stycznia nie wiedzieliśmy, czy guzy i rozsiania się zmniejszyły. Lekarze byli bardzo ostrożni. W lutym dowiedzieliśmy, że zarówno guzy jak i rozsiania obkurczyły się o ponad połowę, a lekarze w chwili obecnej nie widzą potrzeby podania kolejnej chemii do tętnic - tłumaczy nam mama dziewczynki.

Teraz państwo Drewnowscy mają nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze, a kontrole w Stanach będą rzadsze. - Siatkówczak jest nowotworem, który lubi powracać. Do mózgu. Dlatego nadal musimy latać do Stanów Zjednoczonych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska