Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie: To nie terroryści, to tylko maratończycy

Wojciech Koerber
Wojciech Koerber, szef działu Sport
Wojciech Koerber, szef działu Sport Janusz Wójtowicz
Cypek Dmowski - dziś wydawca, a przed laty mój kolega z działu sportu, spec od koszykówki - postawił oto tezę, że maraton w centrum miasta jest niczym innym jak atakiem terrorystycznym na bezbronną ludność. Osobiście tak radykalny nie jestem, wręcz przeciwnie - sporo we mnie empatii, gdy chodzi o tych biegaczy pokonujących własne słabostki. Po prostu uważam, że raz, dwa razy w roku każdy ma prawo do swojego święta w mieście. Nawet kosztem innych mieszkańców. Powtarzam: raz, dwa razy - a nie co miesiąc w piątek, w godzinach szczytu, jak sobie życzy rowerowa masa(kra) krytyczna.

Wygląda na to, że ze względów logistycznych sam już niebawem stanę się rowerzystą. Bo rano ze wsi wydostać się nie można, a za dnia pod pracą nie sposób stanąć, nie wydając przy okazji majątku. Nie będę jednak wygrażał tym w autach, lepiej trzymać kierownicę obiema rękami.

A maratony potrzebne są nie tylko biegaczom, ale i ortopedom. Wspominałem Wam ostatnio, w jaki sposób doktor dopingował do rychłej wymiany biodra znajomego trenera. - Mirek, kładź się czym prędzej, to ostatni moment. Niedługo się nie dopchasz - apelował, a na myśli miał kolejki maratończyków właśnie.

Terrorystów obawiamy się zewsząd: z Afryki, z Bliskiego Wschodu, z Azji. Każda mądra głowa dała już w sprawie głos, a ja się dziwię tym wszystkim opiniom czarno-białym, tym radykalnym. Bo gdy głos serca walczy z głosem rozumu, to najprościej jest stanąć w rozkroku, trochę po stronie białych, a trochę po drugiej stronie. I pobić się z wątpliwościami. Zresztą, sami jesteśmy wygnańcami, wystarczy spojrzeć w kierunku Londynu, co też sprawiła wojna, polsko-polska. I z tymi imigrantami będzie podobnie: dadzą nogę, gdy tylko zobaczą, jaka u nas bida.

Lękamy się imigrantów z Bliskiego Wschodu, a nie zdajemy sobie sprawy, że najbliższy wschód znajduje się często za ścianą naszego mieszkania. I że tam, u sąsiada, również dochodzi do aktów terroru. Jak w dowcipie: Mąż wraca nad ranem do domu i od progu dostaje wałkiem w łeb. Gdy nieco doszedł już do siebie, żona zaczęła szlochać: "Andrzej, przepraszam, zupełnie zapomniałam, że miałeś dziś nocną zmianę".

Przecież lat temu kilkanaście ja z tym Cypkiem co tydzień miałem nockę. Otóż cykl wydawniczy "Gazety Wrocławskiej" sprawiał, że w środę od rana produkowaliśmy numer czwartkowy, a już w środowy wieczór zaczynaliśmy pracę nad piątkowym. Do trzeciej, czwartej w nocy, do uzyskania sukcesu po prostu. Starsi koledzy mogli mieć wtedy problemy, że ważniejsze okazywało się piątkowe wydanie gazety, to z największym nakładem.

Dobra, słówko o sporcie. Terrorystą wobec podopiecznych nie chciał być trener Berg i na czas meczów reprezentacji dał legionistom aż pięć dni wolnego. I co? I w podzięce ledwo zremisowali oni z Zagłębiem. Ja w ogóle nie rozumiem, o co Bergowi i paru innym trenerom z tą rotacją chodzi, zwłaszcza że zaczął ją stosować od pierwszych meczów sezonu. Ledwie po dwa, trzy spotkania miał zespół na koncie, a już trzeba było mieszać składem, by chłopaków nie wykończyło granie co trzy dni - a to w lidze, a to w pucharach. Przecież żeby piłkarz nabrał spokoju i pewności siebie, a napastnik ustawił celownik, to musi być w rytmie meczowym. Wymieniać to mogą sobie w Barcelonie lub w Monachium. Efekt jest taki, że więcej zwycięstw od Legii ma dziś Termalika Bruk-Bet Nieciecza. A więc rotacja Berga sprawia, że niebawem dojdzie też pewnie do rotacji na stołku trenerskim Legii, którą doścignęły już i wspomniane Zagłębie, i Śląsk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska