Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie: Człowiek całe życie w rezerwie, psiakrew

Wojciech Koerber
Wojciech Koerber - szef działu Sport
Wojciech Koerber - szef działu Sport Janusz Wójtowicz
Zadzwonił kilka dni temu znajomy dziennikarz z regionalnej TVP, chciał podjechać, porozmawiać o wrocławskim stadionie i piłkarskim Śląsku zarazem. No więc czekam w redakcji o ustalonej porze, układam pod niego grafik, ale ani się nie pojawił, ani już nie odezwał. Jeśli dobrze kojarzę, nie pierwszy to taki przypadek, z czego mniemam, że - jak powiedzieliby dziś nowocześni komentatorzy koszykówki - nie byłem pierwszym wyborem w rotacji tegoż redaktora (normalnie powiedzieliby, że w rotacji jakiegoś trenera). Innymi słowy - byłem rezerwowym na wypadek, gdyby pierwszy wybór nawalił. A więc, koledzy moi, nie dzwońcie już w ogóle, z innej jesteśmy gliny. Pa.

Głośno ostatnio o tym, że źle się dzieje w mediach publicznych. Widzicie, faktycznie coś w tym jest. Chociaż zjawisko przybiera też jasne odcienie. Otóż, zwróćcie uwagę na główne wydanie „Wiadomości” - same sukcesy. Rządu, państwa, w Warszawie, w Brukseli, wszędzie. Przy wyborach nieważne jest, kto głosuje, lecz kto liczy głosy. Tu podobnie - nieważne, co się dzieje, ważne, kto newsa montuje.

A propos Brukseli... Po sieci znów krąży filmik sprzed paru lat, przyszykowany przez niemiecką stację RTL. Otóż obnażyła ona pracę europarlamentarzystów za 14 tysięcy „ojro” miesięcznie. Telewizja pokazała, jak to przed weekendem, z samego rana, pracusie podpisują listę obecności, po czym udają się z bagażem prosto na lotnisko. I do domku. Nasi bohaterowie chowali się w windzie, zasłaniali twarze, mataczyli, a wśród tych, którzy zwiewali, był m.in. Zwiefka Tadeusz, notabene całkiem miły głos, swego czasu głos „Wiadomości”. No i tam, w Brukseli, w tym mateczniku demokracji, dziennikarze pokazujący prawdę zostali wyrzuceni za drzwi, mimo legitymacji do przebywania w budynku Parlamentu Europejskiego. To ja już nic nie rozumiem, o co w tej demokracji chodzi.

Ale ja o Śląsku miałem do telewizji mówić. No więc obserwując ostatnie ruchy kadrowe na szczeblu zarządzania trudno oprzeć się wrażeniu, że ten piłkarski traktowany jest jak kolejna miejska spółka, w której można usadowić swojaków. Ze sprowadzeniem japońskiego rozgrywającego natomiast wiążę spore nadzieje. Otóż, jeśli ten i inne transfery wypalą, nikomu znajomi królika nie będą przeszkadzać. Gorzej, gdy nie wypalą i trzeba będzie znaleźć winnych. Co ciekawe, prezes Paweł Żelem próbował zwodzić naszych dziennikarzy, którzy na trop Japończyka wpadli. Nieładnie. Skądinąd wiemy, że swoim pracownikom kazał jakiś czas temu wypuszczać w obieg tzw. fałszywki, tzn. wyprowadzać pismaków w pole. Jeśli już coś wykryli, to trzeba pomieszać im we łbach, zbić z tropu. Znany to proceder, mianowicie Andrzej Rusko, szef żużlowego WTS-u i wytrawny biznesmen, zwykł swego czasu instruować współpracowników następująco: „wypuść szczura, zobaczymy, którędy wyjdzie”. Dobre!

Tak, nic na świecie nie dzieje się bez przyczyny. Ktoś zauważył, że, za przeproszeniem, pierdnięcie motyla na Hawajach skutkuje trzęsieniem ziemi czy też tsunami w Japonii. I w naszej części świata jest podobnie. Skoro otworzono we Wrocławiu kosztem 59 mln zł centrum wiedzy o wodzie Hydropolis, to z miejsca trzeba było cenę wody podnieść o 16 proc. Radna Renia Mauer-Różańska miała wyliczyć, jak podaje konkurencja, że skoro na piwo wydajemy 312 mln zł, to i na wodę znajdziemy. OK, Reniu, znajdziemy, ale dlaczego kosztem piwa?! Wniosek w każdym razie jest następujący - najlepiej wody nie lać. Więc już kończę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska