Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Małachowski: Kariery nie kończę, teraz trenuję z kulturystą

Wojciech Koerber
Piotr Małachowski na stołecznym Stadionie Narodowym.
Piotr Małachowski na stołecznym Stadionie Narodowym. Piotr Smoliński
Z Piotrem Małachowskim (Śląsk Wrocław), mistrzem Europy oraz wicemistrzem olimpijskim i świata w rzucie dyskiem, rozmawia Wojciech Koerber.

Podobno w naszym ministerstwie sportu niektórzy uznają już pana za lekkoatletę w stanie sportowego spoczynku?

Faktycznie, padły takie przypuszczenia na Memoriale Kamili Skolimowskiej. Cóż, dla niektórych czwarte miejsce na mistrzostwach Europy powinno oznaczać koniec kariery. Nie wszyscy pamiętają, jak to było, gdy sami trenowali.

Czyli nie kończy Pan kariery w wieku niespełna 32 lat?

Nie, jeszcze chwilę was pomęczę. Na razie myślę o igrzyskach w Rio de Janeiro. No, chyba że będę rzucał po 62-63 metry, wówczas zabawa straci sens. Jeśli jednak dysk będzie lądował w okolicach 65. metra, to można jeszcze godnie reprezentować kraj.

Rozumiem, że teraz każdy trening kosztuje po prostu więcej zdrowia i wysiłku. Wielokrotnie wspominał o tym Adam Małysz u schyłku kariery, gdy podgryzały młode wilczki.

To czuje pewnie każdy sportowiec, również przed trzydziestką, gdy z roku na rok staje się starszy. Teraz chodzi o to, by nie zwiększać obciążeń, lecz by znaleźć złoty środek. Wiadomo, że ja już nie wykonam takiej pracy, jak w 2007 roku, bo miałbym dużo więcej kontuzji. Ale nie oznacza to też, że jestem słabszy, bo lata pracy się nałożyły, a u nas najważniejsze są jednak rzuty. Przez te sześć lat wykonałem ich kilka tysięcy, więc nie liczy się tylko tonaż z siłowni.

Podczas igrzysk w Rio będzie Pan zawodnikiem 33-letnim. Dobry wiek dla dyskobola.

Chrystusowy. Jeżeli jest zdrowie, to da się rzucać długo, przede mną też może jeszcze kilka ładnych lat. Virgilijus Alekna liczy ich sobie blisko 43, a dysk wciąż lata w okolice 65. metra. Chciałbym wyglądać w tym wieku, jak on.

A Pana ciało jest długowieczne? Takie, które nie zapuszcza się zbyt łatwo w okresie pozastartowym?

No właśnie zawsze mam wtedy problem z tyciem. Dlatego w tym roku postanowiłem trenować z kulturystą Michałem Koziarskim, cztery razy w tygodniu. Powiedział, co jeść, kiedy, w jakich ilościach oraz proporcjach. Dzięki temu trochę się obudowałem. I dziś moja waga jest zadowalająca, waha się w granicach 130-132 kg.

Cel na nowy rok musi być jeden – MŚ w Pekinie, gdzie został Pan wicemistrzem olimpijskim.

Nawet ostatnio ktoś mi powiedział, że po tych zawodach nie będziemy mogli się tłumaczyć „bo źle nam się startowało”. Może trudno to komuś zrozumieć, ale czasem tak faktycznie jest, że są stadiony dla człowieka pechowe. Coś ci na nich nie odpowiada, nie pasuje atmosfera i tyle. Ale w Pekinie zaczęła się przecież moja kariera. Nie ma więc możliwości, że „źle mi się tam będzie startować”.

Dojrzał Pan akurat na tamte igrzyska, trafił w punkt.

No, rok wcześniej na MŚ w Osace też byłem niby gotów na medal. Na drugi dzień po zawodach rzuciłem treningowo ponad 66 metrów. To spokojnie dawało brązowy medal, ale... nie na drugi dzień. Do pewnych rzeczy człowiek musi po prostu dorosnąć, również psychicznie. Motorycznie na sukces jest przygotowanych 99,9 zawodników, ale decyduje jednak głowa.

Nawet Kamil Stoch mówił o stresie, który towarzyszył mu w Oberstdorfie podczas powrotu do wielkiego skakania.

Pamiętajmy, że to jest dwukrotny mistrz olimpijski. On nie może kończyć zawodów na 21., czy 26. miejscu, lecz co najmniej w pierwszej dziesiątce. A mistrza trzeba bić. Był w baaardzo ciężkiej sytuacji, ale dał sobie radę.

Co u Roberta Hartinga, który jesienią znów zerwał więzadła krzyżowe?

Chyba dobrze. Niemiecka medycyna poskłada go w ciągu trzech, czterech miesięcy. To tak popularna osoba w Niemczech, że przy tytule mistrza Europy zostaje najlepszym sportowcem kraju. Tu żaden błąd lekarski nie wchodzi w rachubę, ale i odpowiedzialność ciążąca na lekarzu, który podejmuje się operacji, jest ogromna. A kolano to jednak bardzo ciężki zabieg. 300 zabiegów może się udać, a jeden nie. Tyle jest tych więzadeł i przyczepów, że łatwo coś zepsuć.

A jakaś świeża krew do Waszej konkurencji dopłynie?

Może jeszcze nie w najbliższym sezonie, ale w olimpijskim już jak najbardziej. Jest przecież Robert Urbanek, jest młody Litwin Andrius Gudzius, który rzucił w zeszłym sezonie 66,60. Jest też Belg białoruskiego pochodzenia Philip Milanov oraz Kubańczyk Jorge Fernandez. Rzucają ładnie i odważnie.

Jak był dla Pana mijający rok?

Był OK. Zabrakło po prostu medalu ME. Wygrałem przecież Diamentową Ligę, a na mityngach byłem z reguły pierwszy lub drugi, najniżej piąty. Na tych ME zabrakło trochę szczęścia, bo padał deszcz, a ja bazuję jednak na szybkości w kole. Jeśli jest ono śliskie, czuję się jak na lodzie. I wtedy jest masakra. Ale ogólnie rok był udany.

Syn Henio 13 listopada skończył roczek.

I właśnie stał się niegrzecznym dzieckiem. Zaczął chodzić, wszystko ściągać i zrzucać. Teraz interesuje go choinka ze świecącymi lampkami, więc sprawdza, gdzie są granice.

Kiedy go Pan opuści?

Dopiero 3 lutego wybieram się na obóz do Portugalii. Do RPA tym razem nie lecimy. Wiadomo – ebola itd. Latem w Spale będzie mnie już odwiedzał, ale wcześniej musi być też czas na spokojne przygotowania. Przy dziecku jest dużo obowiązków, a jeśli chcesz się przyszykować dobrze, trenując dwa razy dziennie, musi być ktoś do pomocy. W innym wypadku po dwóch tygodniach człowiek jest do wymiany. Pamiętajmy, że wykonuję jednak pracę fizyczną. W ciągu dwóch godzin przerzucam 20 ton, w tygodniu wychodzi jakieś 70 ton. Do tego mamy jeszcze rzuty, w sumie 6 godzin trenowania dziennie. I dziecko. Ale dajemy sobie radę. Jest fajnie.

Ma Pań jakieś marzenie?

Wciąż jest to złoty medal olimpijski. Cel na najbliższe dwa lata. Poza tym nie jestem strasznie wymagający i na nic nie mogę narzekać. Byle zdrowie było. I porządny medal na październikowych MŚ wojskowych, bo jestem przecież żołnierzem, a tam leszczy nie będzie.

Rozmawiał Wojciech Koerber

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska