MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Piłka nożna: Zmiany w Śląsku Wrocław są konieczne. Ale jakie?

Mariusz Wiśniewski
- Nie drugi czy trzeci mecz na wyjeździe z tej serii, jaka nas czeka, może być przełomowy, ale właśnie ten najbliższy. Zawsze jedno bardzo słabe spotkanie w rundzie nam się zdarza. Teraz takim pojedynkiem był mecz z Lechią. Dlatego, jeżeli chodzi o grę, jestem spokojny i ta dobra gra powinna dać zdobycz punktową. To nie jest brak skromności z mojej strony. Ja z remisu tam nie będę zadowolony - zapowiadał przed pojedynkiem z Widzewem trener Ryszard Tarasiewicz.

Po porażce 2:5 smutno komentował: - Powiem krótko. Śląsk nie zasłużył na tak wysoką porażkę. Nie wstydzę się postawy moich zawodników. Wiem, jaki będzie odbiór spotkania ze względu na wynik, ale nie wstydzę się za chłopców i nie mogę mieć do nich większych pretensji. Wynik jest nieadekwatny do przebiegu meczu i za wysoki.

Po spotkaniu w Łodzi jedno jest pewne - w Śląsku potrzebne są zmiany. Problem jednak w tym, jakie to mają być zmiany.

Zawodników nie da się wymienić, bowiem letnie okienko transferowe zostało już zamknięte i drużynę będzie można wzmocnić dopiero zimą. Można jeszcze pozyskać graczy w ramach wolnego transferu, ale nie ma się co oszukiwać: ci zawodnicy, którzy do tej pory nie znaleźli sobie klubu, prezentują co najwyżej średni poziom.

Pozostaje więc zmienić trenera. To najłatwiejsze i, wydaje się, jedyne rozwiązanie zaistniałej sytuacji. Tylko co dalej? Kto miałby zastąpić Tarasiewicza?

Dobrych polskich trenerów jest mało, a właściwie jest ich zaledwie kilku i pracują już w innych klubach. Można się też zastanawiać, czy w ogóle którykolwiek polski trener dałby gwarancję poprawy wyników Śląska. Rafał Ulatowski jeszcze do niedawana miał być jednym z głównych kandydatów na następcę Tarasiewicza. Po tym jednak, jak zaliczył sześć porażek z rzędu z Cracovią, nikt w klubie z Oporowskiej nie odważy się zastąpić Tarasiewicza Ulatowskim.

Pozostaje więc zmienić trenera. Tylko co dalej? Kto miałby zastąpić Tarasiewicza?

Latem przewijał się również temat Czesława Michniewicza. Tylko jeżeli jest on tak dobry, dlaczego pozostaje tak długo bezrobotny.

Pozostaje zatem trener z zagranicy. Ale czy zagraniczny szkoleniowiec, nieznający realiów polskiej piłki nożnej, sprowadzony w tym momencie sezonu, pomógłby wrocławskiemu zespołowi? Poza tym rozgrywki ligowe tak naprawdę dopiero się rozkręcają i lepsi trenerzy są zajęci. Śląsk nie jest natomiast firmą z europejską renomą, dla której ktoś mógłby zrezygnować z pracy w jakimś innym klubie.

Wolny od tygodnia jest Jose Bakero, który już chyba zdążył poznać polską ligę. To byłaby jakaś alternatywa. Ale czy trener, który daje się sterować prezesowi, to dobry kandydat? Nawet zakładając, że we Wrocławiu są inne standardy i tu nikt z zarządu nie będzie mu mówił, kto ma grać, a kto nie.
Sytuacja jest trudna i wydaje się, że zdają sobie z tego sprawę właściciele Śląska, którzy dalecy są od podejmowania nerwowych ruchów. Czas też nie jest najlepszy, bo we wtorek wrocławianie zagrają w Pucharze Polski ze Świtem Nowy Dwór, a już w piątek zmierzą się w Kielcach z Koroną. Trzeba też zwrócić uwagę, że mimo czterech porażek z rzędu, sytuacja nie jest jeszcze tragiczna. Co prawda Śląsk znajduje się w strefie spadkowej, ale gra wrocławskiego zespołu nie wygląda źle.

Może to zabrzmi dziwnie, ale nawet z Widzewem Śląsk zaprezentował się przyzwoicie. Były słabsze momenty, ale były też chwile, kiedy gospodarze nie potrafili wyjść z własnej połowy. Piłkarze Śląska w Łodzi oddali aż 21 strzałów, w tym 12 celnych. Do tego raz trafili w słupek i mieli siedem rzutów rożnych.

Gospodarze też strzelali na bramkę Śląska 12 razy, ale w przeciwieństwie do wrocławian, przy swoich sytuacjach mieli przed sobą przeważnie tylko Mariana Kelemena, a nawet czasami zupełnie pustą bramkę. Nie brało się to jednak z wyjątkowo koronkowych akcji, ale z tragicznej postawy wrocławskich obrońców. Defensorzy Śląska zaprezentowali w Łodzi poziom juniorski.

Może to zabrzmi dziwnie, ale nawet z Widzewem Śląsk zaprezentował się przyzwoicie

Kolejny też raz wrocławianie mają prawo skarżyć się na arbitra. W 27 min, z obecnych na stadionie blisko 10 tysięcy ludzi, tylko on widział faul w polu karnym na Darvydasie Sernasie. Kiedy wszyscy się spodziewali kartki dla zawodnika Widzewa za próbę wymuszenia karnego, arbiter wskazał na jedenasty metr. Kto wie, jak ułożyłby się mecz, gdyby to Śląsk prowadził po golu Piotra Ćwielonga. Może wówczas nie byłoby tematu zmian we wrocławskim zespole?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska