Jeśli Zagłębie Lubin do końca sezonu grałoby tak konsekwentnie, jak w piątek z Lechem, to moglibyśmy być spokojnie o pierwszą ósemkę. No właśnie - 'jeśli'... Trudno bowiem wytłumaczyć, jak od spotkania z Termalicą drużyna przeszła taką metamorfozę.
Lubinianie pierwszy sygnał ostrzegawczy dali już w 6. min., kiedy to po dośrodkowaniu Krzysztofa Janusa minimalnie chybił Michał Papadopulos. Minutę później sam Janus wpakował piłkę do siatki i mieliśmy 1:0. Podawał ze skrzydła Djordje Cotra. Strzelec tego gola - do niedawna piłkarz Wisły Płock - jest chyba jednym z większych wygranych ostatniego pucharowego meczu z Błękitnymi Stargard. W tamtym meczy wszedł na boisku w przerwie i strzelił dwie bramki. W piątek zaczął już spotkanie od początku i był jednym z lepszych aktorów tego widowiska.
Plany Stokowcomi mogła trochę popsuć kontuzja Jana Vlasko, którego w 34 min. musiał w związku z tym zastąpić młody Krzysztof Piątek. To jednak raczej napędziło, niż zdeprymowało Miedziowych. Dwie minuty po tej roszadzie piłkę do siatki - po świetnej, zespołowej akcji powinien wpakować Papadopulos, ale się nie udało. Na 2:0 podwyższył jednej tuż przed przerwą wspomniany Piątek. Przed bramką Lecha było trochę bilardu, wydawało się, że Zagłębie przekombinowało wymieniając piłkę na małej przestrzeni, jeszcze poszło uderzenie z dystansu, które tak niefortunnie odbił Kamiński, że podał wprost pod nogi napastnika z Lubina.
W drugiej połowie Lech stworzył sobie właściwie tylko jedną dogodną okazję - w 64 min. uderzał Linetty, ale Konrad Forenc obronił. W 77 min. wszyscy zakrzyknęli, że powinien być rzut karny. Faktycznie - Marcin Robak zablokował strzał z dystansu ręką, ale - po pierwsze - był bardzo blisko uderzającego, a po drugie - nie było ruchu do piłki i celowości zagrania. Dla nas jedenastka wątpliwa.
Zaraz po honorowym trafieniu Lecha na 2:1 sędzia Tomasz Musiał Zakończył mecz.
- Mamy okazje, ale nie jesteśmy skuteczni. Przespaliśmy pierwszą połowę. Jesteśmy załamani tym wynikiem. Musimy to wyrzucić z głowy i szybko być gotowym na czwartek (Lech gra mecz w Lidze Europy - przyp. JG). Nie jest łatwo, gdy się przegrywa, ale walczymy. Trochę przeszkadzają kontuzje, ale musimy je wyleczyć i nadal walczyć - mówił po ostatnim gwizdku załamany Karol Linetty przed kamerami Canal+
- Lech nie był dziś słabszą drużyną - kokietował zaraz po meczu Piotr Stokowiec, chociaż wszyscy na stadionie i przed telewizorami widzieli zupełnie co innego. - Wykorzystaliśmy jednak nasz potencjał, graliśmy blisko maksimum. Oni dobrze podawali, budowali akcje, ale finalizacja nie była taka, jakbyśmy sobie życzyli. Mówię 'my', bo kibicuje im w europejskich pucharach. Złapią trochę świeżości, wyleczą kontuzje i z tego będą bramki. To jedna z najlepszych drużyn w kraju, podchodzę do nich z szacunkiem - stwierdził Stokowiec, który dodał, że z premedytacją zagrał 4-4-2, bo z Lechem "nie można czekać na wyrok".
- Kogo ze swoich piłkarzy chciałbym wyróżnić? Wszyscy zagrali na takim poziomie, jakiego nam brakowało. Musiałbym obejrzeć ten mecz na spokojnie... Todorovski i Janus - prawa strona była bardzo dobra - oznajmił ostatecznie.
- To nie był aż tak łatwy mecz. Dobrze się dla nas ułożył. Przedtem zaczynaliśmy grać po strzelonej bramce, teraz było odwrotnie - to my najpierw trafiliśmy - uśmiechał się Adrian Rakowski, który był jednym z bohaterów tego spotkania.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?