Wokół Stasiaka pojawiło się ostatnio wiele znaków zapytania. Dotyczyły one głównie powodów, dla których brakowało go w składzie. Trener Bajor upierał się przy tym, że Reina i Csaba Horvath są w lepszej dyspozycji, a dziennikarze sugerowali, że Stasiak upomniał się o premię i buntował resztę zespołu. - Proszę mi pokazać zawodnika, który po porażce domaga się pieniędzy. Ktoś chciał namieszać w zespole. Przyjąłem strategię, aby o tym nie rozmawiać z prasą. Tylko winny się tłumaczy, a ja nie miałem z czego. Bunt w drużynie? Ja od pięciu lat buntuję zespół - mówił ironicznie piłkarz Miedziowych.
Jego powrót do gry, mimo wspomnianego błędu, należy ocenić przyzwoicie. Inna sprawa, że goście z rzadka nękali obronę gospodarzy. Ich taktyka była prosta, a nawet prymitywna - maksymalna koncentracja na destrukcji, a potem długa piłka w kierunku Radosława Matusiaka lub Saidiego Ntibazonkizy. Ten drugi, kiedy już urwał się spod opieki obrońców, posyłał futbolówkę panu Bogu w okno.
Gospodarze mieli duże problemy ze sforsowaniem zasieków gości. Próbowali atakiem pozycyjnym, jak i ze stałych fragmentów gry. Efekt - niecelny strzał głową Stasiaka po rzucie rożnym i mocne uderzenie zza pola karnego Dawida Plizgi. To by było na tyle, jeśli chodzi o pierwszą połowę.
- W przerwie ktoś chyba podał nam dopalacze, bo w drugiej połowie byliśmy sobą - żartował trener gości Rafał Ulatowski. Co miał na myśli? Chyba to, że jego gracze konsekwentnie nie dopuszczali lubinian do własnej bramki, bo o grze w ofensywie Pasy tego dnia nie myślały. Bojan Isialović nudził się i marzł, więc Stasiak postanowił go rozgrzać. Po dośrodkowaniu Bartosza Ślusarskiego kapitan Zagłębia skierował piłkę w kierunku własnej bramki. Na szczęście, Serb był na posterunku. - Nie tacy jak ja strzelali gole samobójcze. Brawa dla Bojana za koncentrację i refleks - komentował Stasiak.
Jego partnerzy z formacji ofensywnych dwoili się i troili. Nic jednak nie wychodziło - typowe bicie głową w mur. Najbliżej pokonania bramkarza gości był Kamil Wilczek, ale piłkę po jego silnym strzale z ok. 20 metrów Cabaj sparował na poprzeczkę. - W pewnym momencie widziałem już piłkę w siatce - relacjonował pomocnik. Niestety, zabrakło kilku centymetrów. Szkoda, bo Zagłębie mogło wygrać, a wtedy każdy by mówił, że dobrą drużynę poznaje się po tym, że mimo słabej gry potrafi zdobyć trzy punkty. A tak zmarzniętym kibicom pozostał remis, z którego i tak nie byli zadowoleni, bo swoich piłkarzy pożegnali gwizdami.
- To było spotkanie dwóch szachistów albo dwóch bokserów, którzy nie potrafili się trafić. Warto było wrócić do Lubina i nie przegrać - podsumowywał Ulatowski. Tego meczu nie będzie miło wspominał Martins Ekwueme, który doznał urazu barku. Dzisiejszy rezonans wykaże, jak bardzo poważna to kontuzja. Na osłodzenie bólu kibice podarowali mu skromny tort z okazji 25. urodzin.
Zagłębie Lubin - Cracovia 0:0
Widzów: 7125.
Sędziował Paweł Pskit (Łódź).
Zagłębie: Isailović - G. Bartczak, Stasiak, Horvath, Nhamoinesu - Kocot, M. Bartczak, Ekwueme (61 Wilczek) - Traore (83 Kędziora), PlizgaI, Woźniak (72 Błąd).
Cracovia: Cabaj - MierzejewskiI, Polczak, Jarabica, WasilukI - Ślusarski, Radomski, Szeliga, Klich (90 Pawlu+siński), Ntibazonkiza - Matusiak.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?