Chyba nikt się nie obrazi, jeśli napiszemy, że ostatnie sukcesy lubińskiej piłki związane z osobą Lenczyka. To on przecież dokończył dzieła i wprowadził Zagłębie do ekstraklasy w sezonie 2008/2009. A jak w tejże ekstraklasie od tego czasu się wiedzie, wszyscy doskonale pamiętamy. Chwalić się nie ma czym. Z przypinaniem kolejnego orderu Lenczykowi jeszcze się wstrzymujemy, ale pierwszy, choć malutki, krok ku lepszemu został poczyniony.
Zagłębie zremisowało z Jagiellonią 1:1, ale przez prawie całe spotkanie prowadziło. Co więcej, goście oddali tylko jeden celny strzał. Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że na poczynania Zagłębia długimi fragmentami patrzyło się z przyjemnością. To był zespół walczący i zaangażowany. Dużym nadużyciem byłoby jednak stwierdzenie, że w grze lubinian widzieliśmy rękę Lenczyka. Trener mógł wpłynąć bardziej na psychikę i mentalność swoich zawodników. I chyba mu się udało, a to przecież duża sztuka. - Wyszliśmy na boisko bardzo zmotywowani. Trener tknął w nas wiarę. Powiedział w szatni, że każdy z nas nie jest tu przez przypadek. Wystarczy, że będziemy zespołem - zdradził przed kamerami telewizji Canal Plus Bartosz Rymaniak.
Proste. W niedzielę wystarczyło, żeby zremisować, ale mankamenty wciąż są. Na ich wyeliminowanie przyjdzie nam poczekać, może do planowanego zgrupowania w Spale po meczu ze Śląskiem, a może nawet aż do przerwy zimowej. To przecież wtedy nowy trener wykonuje swoją robotę najlepiej.
Taktyka? Lenczyk zagrał bardzo odważnie, z jednym tylko defensywnym pomocnikiem. Zgoła inaczej niż gdy obejmował swego czasu Śląsk. Wtedy na inaugurację z Wisłą Kraków posłał do boju siedmiu defensywnych piłkarzy i zremisował przy Reymonta 0:0.
W niedzielę jedyną bramkę dla Zagłębia zdobył David Abwo. To jak dotąd największy wygrany króciutkiej kadencji "Oro Profesoro". Wcześniej grał ogony, a z "Jagą" wyszedł od pierwszej minuty i zdobył bramkę. Wykorzystał przy tym swój największy atut, czyli szybkość. Po dobrym podaniu Roberta Jeża uciekł obrońcom i z zimną krwią wykorzystał sytuację sam na sam.
Jeż w drugiej połowie popisał się kapitalnym wolejem w stylu Wayne'a Rooneya z szesnastu metrów, ale trafił piłką w poprzeczkę. Trzy tzw. stuprocentowe okazje miał Arkadiusz Piech, ale żadnej z nich nie wykorzystał. Jagiellonia nie pozostawała dłużna, ale duża w tym zasługa Zagłębia, które oddało pole. Strzał ostrzegawczy - w poprzeczkę - oddał Dani Quintana. Kilka chwil przed końcem po rzucie wolnym głową do siatki trafił Mateusz Piątkowski.
- To mecz, w którym nerwy odegrały dużą rolę. Był zbyt dużo walki, spięć i nieładnej gry. To było na drugim miejscu, bo trzeba zadbać przede wszystkim o punkty. Były szanse na podwyższenie wyniku i wówczas mogliśmy grać spokojnie - komentował Lenczyk.
KGHM Zagłębie Lubin - Jagiellonia Białystok 1:1 (1:0)
Bramki: Abwo 8 - Piątkowski 87. Sędziował: Sebastian Jarzębak (Bytom). Widzów: 6 240.
Zagłębie: Gliwa - Widanow, Rymaniak Ż, Guldan, Cotra - Abwo (71 Piątek), Bilek, Jeż, Kwiek (82 Błąd), Woźniak (88 Oleksy) - Piech.
Jagiellonia: Słowik - Tosik, Ukah Ż, Baran, Popchadze (59 Norambuena) - Plizga Ż (74 Dżalamidze), Gajos Ż, Grzyb (66 Piątkowski), Quintana, Pawłowski - Balaj.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?