18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Jędrzejczyk: Do wszystkiego dochodzę ciężką pracą

Tomasz Klauziński
Paweł Jędrzejczyk swoją przygodę ze sportami walki zaczął, jak sam przyznaje, ekstremalnie późno. Nie przeszkodziło mu to jednak w wywalczeniu tytułu mistrza świata K1 w kategorii WKN (World Kickboxing Network).

- Zacząłem trenować w wieku 24 lat. To, że osiągnąłem w miarę wysoki poziom jest pewnego rodzaju ewenementem - mówi Paweł Jędrzejczyk, mistrz świata K1. - Nie jestem jakimś super technikiem, raczej określiłbym się mianem rzemieślnika. Nie mam wielkiego talentu jak Roy Jones Jr, do wszystkiego dochodzę ciężką pracą - dodaje.

Jak każdy szanujący się bokser ma swój pseudonim, z którym wiąże się dosyć zabawna historia. - Kiedyś przyszedłem na trening i jeden z zawodników zapytał jak mam na imię, odpowiedziałem, że Paweł. Następnym razem zwrócił się do mnie per Wergiliusz. Nie wiem skąd mu się to wzięło, chyba był już trochę poobijany - tłumaczy z uśmiechem. Od Wergiliusza powstał skrót Wergi i właśnie pod tym pseudonimem jest znany w świecie sztuk walk.

Przygodę z boksem tajskim i K1 rozpoczął od walk amatorskich, a w roku 2009 walcząc już jako zawodowiec dostał szansę walki o tytuł mistrzowski. - Walczyłem wtedy z Portugalczykiem Angelo Silvą. Pokonałem go decyzją sędziowską na punkty i tym samym zdobyłem tytuł mistrza świata - wspomina Jędrzejczyk.

Rok później wrocławianin walczył o obronę pasa, ale niestety podczas gali w Nowej Soli musiał uznać wyższość Egipcjanina Abdela Ahmeda. - Był naprawdę klasowym zawodnikiem, ja podszedłem do tej walki źle przygotowany psychicznie. Niepotrzebnie się usztywniłem, a przy tak klasowym zawodniku to nie powinno mieć miejsca i przegrałem - wyjaśnia Wergi.

Od porażki minęło już ponad pół roku. W tym czasie Jędrzejczyk stoczył dwie walki. Z obu konfrontacji wychodził obronną ręką. Jedną z tych walk stoczył w lutym w Tajlandii, a jego przeciwnikiem był niejaki Sapapet. - Już od kilku lat na przełomie stycznia i lutego lecę do Tajlandii, gdzie trenuję przez 6 tygodni. Mam też zaplanowaną jakąś walkę. W tym roku po raz pierwszy w zawodowej karierze udało mi się pokonać przeciwnika przez nokaut (był nim właśnie Sapapet - TK) - wyjaśnia przyczyny podróży do Tajlandii.

Tajlandia to kolebka boksu tajskiego, a treningi tego właśnie sportu są w tym kraju bardzo popularne. - U nas każdy dzieciak kopie piłkę na podwórku, a tam każdy maluch myśli o trenowaniu boksu. Zdarza się, że całe wioski składają się na to, aby zawodnik mógł wyjechać do miasta trenować, a później on się im rewanżuje. Jak wygra to pomaga mieszkańcom wioski, z której pochodzi - mówi. - Tam zawodnicy walczą dwa razy w tygodniu, w karierze mają nawet po 200 stoczonych walk. Tam jest taka zasada, że im więcej stoczyłeś walk tym jesteś wyżej w hierarchii - wyjaśnia Wergi.

Co ciekawe nie zawsze zawodnik lepszy zwycięża. Czasami decydują o tym czynniki pozasportowe. - W Tajlandii przy okazji pojedynków kwitnie hazard. Ludzie obstawiają zwycięzców poszczególnych walk i często to ma wpływ na decyzję sędziego - zdradza kulisy Jędrzejczyk.

Tajowie bardzo cenią białych wojowników, a ci walcząc w Tajlandii mogą liczyć na pewne przywileje. - Walki z udziałem białych są mocno promowane. Dla tamtejszych ludzi jest to nowość, dlatego biali mogą liczyć na walkę wieczoru, a po mieście jeździ samochód z podobizną zawodnika. Są też plakaty z jego wizerunkiem - tłumaczy Jędrzejczyk.

W trakcie pobytu w Tajlandii Paweł Jędrzejczyk poza treningami i walką znalazł również czas na chwilę relaksu. Nieoczekiwane spotkał swojego idola i wielkiego mistrza boksu tajskiego Saiyoka, który jest mistrzem stadionu Lumpini. Ten tytuł znaczy więcej niż posiadanie pasów kilku federacji. - Mimo że to wielki mistrz, to jednak potrafi podzielić się swoją wiedzą, dać ci wskazówki. Był pełen pokory i bardzo życzliwy - tłumaczy Wergi.

Pobyt i treningi w Tajlandii to już wspomnienie. Teraz Jędrzejczyk przygotowuje się do walki o tytuł mistrza świata K1 w kategorii WKN. Jego przeciwnikiem będzie Gruzin Mukutadze Ednari. Do starcia pozostało już niewiele czasu. Zawodnicy zmierzą się ze sobą 7 maja podczas gali kickboxingu w Zielonej Górze. Sam przyznaje, że nie wie czego może spodziewać się po przeciwniku. - Są dwa trendy. Niektórzy zawodnicy udostępniają filmiki ze swoich walk w internecie, a niektórzy tego nie robią. Ja należę do tej pierwszej grupy, a mój najbliższy rywal do tej drugiej - wyjaśnia. - Czasami jednak można się nabrać, bo nie zawsze filmik oddaje rzeczywistość. Dopiero w ringu można poznać prawdziwą siłę i słabość przeciwnika - dodaje. Na pewno Wergi nie zlekceważy przeciwnika. Raz już tak zrobił i teraz nie powtórzy tego błędu. - Kiedyś zobaczyłem walkę zawodnika myślałem, że pójdzie łatwo, a w rzeczywistości było bardzo ciężko - wspomina.

Zapytany o to, jak długo zamierza jeszcze walczyć Jędrzejczyk odpowiada: - Chciałbym walczyć do 38 roku życia, ale nie chcę niczego planować, bo jak wiadomo z planami różnie bywa. Mam już 30 lat i czuję, że mój organizm jest już trochę słabszy niż kiedyś - tłumaczy Wergi. - Zmagam się z urazem więzadła, które jest lekko naciągnięte. Postanowiłem już, że po walce z Gruzinem robię sobie miesięczną przerwę na wyleczenie się - mówi o swoich planach na najbliższą przyszłość.

Na koniec mistrz świata z Wrocławia zdradza swoje marzenia. - Oczywiście zdobyć kolejny tytuł i stoczyć walkę z kimś z czołówki K1 (w kategorii K1 World GP - TK). Ale na to potrzebuję jeszcze trochę czasu - kończy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska